niedziela, 4 grudnia 2016

Od Lily do Daniela

Niedawno skończyłam trening z Moon, więc nie widziałam przeszkód by spróbować ruszyć Spartana. Stał w kącie nie przejmując się niczym. Wiadro z owsem nadal stało puste. Sama skóra i kości.
-Spartan, chodź malutki. Pamiętasz mnie? Czas się ruszyć.- ostrożnie weszłam z uwiązem do boksu. Mój wzrok spotkał się z dużymi oczami ogiera. Odwrócił głowę czekając, aż zapnę parciane paski. Palcami zręcznie zahaczyłam o dobrą dziurkę i z przyczepionym uwiązem mogłam spokojnie wyjść na zewnątrz by go wyczyścić no i oczywiście osiodłać. Po dłuższej chwili w końcu wszystko było gotowe.
-To co? Lecimy?- kantar odpłynął gdzieś dalej kiedy zniknął zupełnie z szyi wierzchowca. Była wprost piękna pogoda. Słońce przedzierało się przez białe obłoczki, a ciepłe powietrze ogrzewało od każdej strony. Weszłam na plac licząc że będzie pusty... Nadzieja matką głupich.
-Przepraszam, ale wydaje mi się, że są zajęcia. Kim jesteś?- surowy i zimny ton żeńskiego głosu odbił się o moje uszy.
-Lily White.
-Która grupa?
-Pierwsza. Myślałam, że plac jest wolny.
-Masz od...- zerknęła na srebrne urządzenie potocznie zwane zegarkiem - 20 minut ze mną lekcje. Wyjaśnisz swoje spóźnienie?- ciągnęła.
-O ile się nie mylę, teraz grupa druga ma zajęcia, a nie pierwsza.- odpowiedziałam ze zniecierpliwieniem. Mogłaby mnie już puścić a nie trzymać.
-Rozczaruję cię. Jest 16:50. Czyli jednak wasza grupa.
-Nie, bo jest według naszego czasu 17:50- wyczytując z telefonu. Co z niej za nauczyciel który nie zna się na zegarku?!
-Co proszę?! Masz czelność mówić, że kłamię?
-Konkretniej, że się pani chyba nie zna na zegarku.- warknęłam i starałam się włożyć w te słowa jak najwięcej jadu.
-Bezczelność! Zostajesz po godzinach! A teraz idź zmień siodło na damskie!- wskazała palcem na stajnie. Spojrzałam błagalnie na nią i na grupę co się przypatrywała.
-Proszę przeczytać całą listę swojej grupy na głos.- kontynuowałam zimnym tonem. Popatrzyła z wyższością i pewnym zwycięstwa uśmieszkiem i trzymając w dłoniach kartkę wyczytywała po kolei nazwiska. Po przeczytaniu ostatniego jej twarz stała się biała jak kreda i nerwowo przegryzając wargę podniosła swój wzrok na mnie.
-Em No tak... Wracaj do swoich zajęć i mi się nie pokazuj na oczy!- kontynuowała. Czy ta kobieta nie potrafi odpuścić?
-Na przyszłość, radziłabym naprawić zegarek.- parsknęłam i odeszłam w stronę parkuru. Skoro nie ujeżdżanie to skoki. Całe szczęście nikogo nie było tylko jakiś chłopak w kącie coś słuchał na słuchawkach.
-Em? Halo? Kim jesteś? Co tu robisz?- podniosłam jego słuchawki lekko do góry by mógł coś usłyszeć. Gwałtownie się poderwał do góry na proste nogi.
-Co? Powtórzysz proszę?
-Jak się nazywasz i ci tutaj robisz?- powtórzyłam trzymając wodze Spartana który uskoczył w bok na nagłe powstanie chłopaka.
-A... Wybacz. Gdzie moje maniery?- zaśmiał się i już miał dokończyć gdy przerwałam.
-W lesie. Powiesz, czy mam cię stąd wypchnąć o własnych siłach?- przeniosłam rękę na biodro.
-Uhuhu... Zaskocz mnie.- uśmiechnął się zadziornie. Zagotowało się we mnie. Westchnęłam cicho i złapałam go za kaptur od bluzy zanim cokolwiek zdążył powiedzieć.
-Powtórzę. Jak masz na imię, i co tutaj robisz.- co za popierni*zony dzień że ze wszystkimi muszę mieć na pieńku.
-Daniel Turmes, słucham muzyki, przynajmniej słuchałem póki jakaś zadziorna dziewczynka mi nie przeszkodziła.- warknął. Kur*a kolejny laluś... Spadaj koleś... Puściłam go i podeszłam do Spartana.
-Mogę pooglądać jak się lądujesz na ziemi?- spytał z drwiącym wyrazem twarzy. Trzymajcie mnie ludzie... Dam mu tylko satysfakcję. Nie odpowiedziałam. Popędziłam Spartana dookoła, starając się podjeżdżać jak najbliżej Daniela by go przestraszyć.
-Jak masz na imię?- zapytał w końcu zniecierpliwiony.
-Lily.- odparłam i przeszłam do galopu.


Daniel? Twoje przyjacielskie nastawienie poszło w las xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)