wtorek, 20 grudnia 2016

Od Naomi C.D Jennefer – zadanie 14

No cóż, trzeba przyznać, że w gruncie rzeczy ja zawiniłam, choć takie rzeczy po prostu się zdarzają, nie mamy na nie wpływu. Na szczęście Jen nie stało się nic wielkiego.
- Ok. Jak na upadek nie czuję się tak źle – kąciki ust Jennefer lekko poszły do góry.
- Dzięki Bogu. Może już niedługo będziesz mogła wyjść ze szpitala – pocieszałam ją.
- Ale na pewno nie na motory! – zaśmiała się Jen.

KILKA DNI PÓŹNIEJ
Nie znoszę być chora. Szczególnie wtedy, kiedy są zawody! Dzisiaj obudziłam się z zatkanym nosem i chrypą w gardle. Cholera, mieliśmy jechać pooglądać zawody skokowe! Wstałam i przygotowałam siebie do użycia, starając się nie uwydatniać choróbska. Niestety, kiedy tylko wyszłam z pokoju zobaczyłam nadbiegającą Jen, która już dawno zdążyła wyzdrowieć.
- Cześć! Jedziemy dziś na zawody skokowe! Coś tak marnie wyglądasz… - krzyknęła na powitanie. Rzeczywiście, nie czułam się dobrze. Lekko się uśmiechnęłam i odpowiedziałam:
- Nie, wszystko OK…
- Taak, bo ci uwierzę… - dziewczyna niecnie zauważyła mój stan – Idziemy do pielęgniarki.
Mimo moich wielkich przeczeń i pretensji po chwili byłam w gabinecie.
- Masz katar i lekką gorączkę. Nie ma mowy, żebyś gdziekolwiek jechała – stanowczo podkreśliła kobieta po lekkim przebadaniu mnie. Zwykle bym się przeciwstawiła, ale nie w takim stanie. Z udawaną niechęcią powlokłam się do łóżka i padłam na poduszkę.

Trzynasta. Jak mogłam tyle przespać?! Objawy choroby powoli ustępowały, więc podniosłam się z łóżka, zarzuciłam bluzę i poszłam do stajni. Nigdy nie było tu tak pusto o tej porze, widocznie wszyscy musieli odwołać zajęcia i pędzić na te głupie zawody. A ja zostałam sama.
- Cześć, malutki! – krzyknęłam do Empiryka, a on zarżał na powitanie. Naszą konwersację przerwało inne rżenie – wyzywającej o pomoc Sun. Szybko podbiegłam do jej boksu. Leżała na słomie i wręcz skręcała się z bólu. Ciężko oddychała, ale nie mogła się podnieść. Wszystko wskazywało na kolkę. Weszłam do jej boksu i spróbowałam nałożyć kantar na jej smukły pysk. O Jezu, co trzeba było robić w takim momencie?! Gorączkowo wyciągnęłam telefon i wystukałam numer do weterynarza.
- Halo?! Tu Naomi Sullivan, koń chyba ma kolkę. Leży w boksie, skręca się z bólu i nie może się podnieść! Niech pan natychmiast przyjedzie! Co robić?! – wręcz krzyknęłam do urządzenia.
- Już jadę, Próbuj ją podnieść.
Moje nieudaczne próby na nic się nie zdały, dopóki nie pomyślałam rozsądnie i spokojnie. Dzięki temu udało mi się nałożyć kantar, a później powoli podnosić klacz. Kiedy usłyszałam kroki lekarza Sun stanęła na nogach. Na widok lekarza widocznie się uspokoiła i… wyzwoliła to, co ją bolało jednym, podłużnym pierdnięciem.
- W takim razie widzę, że nie jestem już potrzebny – uśmiechnął się lekarz, jakby nic się nie stało. Co prawda, to była jedna z lżejszych kolek, ale nawet ta mogłaby doprowadzić do śmierci.
- Już się bałam, że umrze! – powiedziałam. Weterynarz jeszcze szybko zbadał Sunny, po czym na pożegnanie krzyknął „Nic tu po mnie!’ i pomachał ręką, a później bezpowrotnie zniknął. Przytuliłam się do tak dobrze znanej mi klaczy, a później zostawiłam ją w boksie i wyszłam na dziedziniec. Tam zobaczyłam całą grupę osób, które wracały z zawodów, w tym biegnącą w moją stronę Jennefer.

<Jen? Tak, idealne to to nie jest :) >


Dostajesz 10 punktów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)