wtorek, 20 grudnia 2016

Od Noah'a C.D Lily

Udało nam się niepostrzeżenie przedostać do kuchni, jednakże wciąż był jeden, mały problem - mianowicie nie wiedzieliśmy, co zrobić z wystającymi kablami, które wciąż wisiały z gniazdka. Ponadto woda z garnka zdążyła już wypłynąć, gdyż było jej "ciut za dużo", co jak zwykle było sprawką brunetki. Jak gdyby nigdy nic, usiadłem na chłodnym blacie, obserwując, jak Lily radzi sobie z powodzią. Ona natomiast, jak zwykle zabijała mnie wzrokiem, co skwitowałem jedynie, zresztą jak zwykle, uśmiechem.
- Nie wiem co Ty chcesz, zmęczyłem się kopaniem - westchnąwszy przy tym, starłem ze swego czoła niewidzialny pot, na co szatynka wywróciła oczami, rzucając we mnie mokrą ścierką. Niezwykle urażony jej gestem, odrzuciłem przemokniętym materiałem znowu w jej stronę, na co wzdrygnęła się, zauważając przy wejściu właścicielkę. Momentalnie schowała ścierkę za plecami, a ja, niezbyt wiele myśląc, zakryłem swym ciałem wystające kable.
- Pan Grant doniósł mi, że dwójka dzieciaków majstrowała coś przy dołku niedaleko palmy - rzuciła szybko kobieta, wbijając w nas swe oskarżające spojrzenie, widocznie nie mając jakichkolwiek wątpliwości co do naszej winy. - Za pewne czajnik również nie zniknął przypadkiem..- zaśmiała się kpiąco, gestem odsuwając mnie od gniazdka. Zauważywszy wiszące z niego kable, uśmiech spełzł z jej bladej twarzy, a usta wykrzywiły się w półksiężyc.
- Można potraktować ten czajnik jako nawóz.. - Wypowiedziawszy cicho te słowa, spojrzałem na nieco rozbawioną Lilkę, poszukując u niej jakiejkolwiek, najdrobniejszej pomocy.. Ona jednakże, włożyła zmarznięte ręce do kieszeni, chwilę później zamykając okno.
- Widzimy się po karmieniu w gabinecie - wciąż piorunując nas wzrokiem, blondynka opuściła budynek, pod nosem rzucając wulgaryzmami na prawo i lewo, co nie przeszło obok nas obojętnie. Kiedy byliśmy pewni, że kobieta znikła na dobre z naszego pola widzenia, wypuściliśmy głośno wstrzymane powietrze, zgęstniające jedynie panującą, nieprzyjemną atmosferę. Zła aura przypisana starszej Rose'ównie niestety została z nami, czego wprost nie dało się nie zauważyć.
- Co teraz? - Wyszeptała po chwili dziewczyna, nerwowo przeczesując swymi chudymi palcami włosy, na co wzruszyłem ramionami jedynie, wraz z nią opuszczając kuchnię. Nie wiem, po jaką chole*ę, ale zamiast posłusznie potruchtać do swego pokoju, poczłapałem za Lilką do tego należącego do niej, gdzie przywitał nas chłód, chłód i jeszcze raz chłód, spowodowany otwartym na oścież oknem. Mruknąwszy ze swego niezadowolenia, brunetka skacząc na jednej nodze (na drugiej miała buta, a była w trakcie jego ściągania) dotarła pod okno, od razu je zamykając. Chwilę jeszcze narzekała na zimno, i ogólne niewygody, po czym zasiadła na ziemi, wpatrując się w sufit. Nie widząc nic lepszego do roboty w tamtym momencie, zająłem się wygrzewaniem jednego z foteli, oglądając przy tym całe (naje*ane bielą, oczywiście) pomieszczenie.
- To co, do zobaczenia rano?
- Ja się nigdzie nie wybieram! - Obruszona wyrzuciła ręce w górę, zabijając mnie oczywiście przy tym wzrokiem. - Wystarczy kupić nowy czajnik i jakieś zapychacze tyłka w postaci czekoladek, ot, tyle, powinno wystarczyć.
- Czy ja wiem.. - Podrapałem się po głowie, wstając z fotela. - To chyba nie przejdzie, nie tym razem.
- Pesymista - mruknęła jedynie, wchodząc po schodach na (oczywiście białą, jakżeby inaczej) antresolę, gdzie jak gdyby nigdy nic, w przemoczonych długotrwałą mżawką ubraniach, wyłożyła się na swym łóżku.
- Przyjdę po Ciebie przed śniadaniem - mierzwiąc jeszcze jej poczochrane włosy, wyszedłem ostatecznie z zamieszkiwanego przez nią pokoju, zmierzając w stronę drugiego budynku - gdzie znowuż znajdował się mój. Zawahałem się jedynie, kiedy to po drodze mijałem pokój Vivian, jednak zważywszy na późną porę, posłusznie wyszedłem na zewnątrz. Choć wciąż padało, usiadłem na płocie, przeszukując kieszenie w poszukiwaniu upragnionej, jednej jedynej paczki, pomagającej odstresować mi się w dosyć.. Patowej sytuacji.
- Siostra, dzieci już dawno poszły spać - westchnąwszy na widok Lily stojącej tuż obok mnie, znalazłem wreszcie puszczoną luzem fajkę. Właściwie, to już miałem ją odpalić zapalniczką, kiedy to poczułem, jak brunetka wytrąca mi ją z ręki.


<Lilka?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)