wtorek, 20 grudnia 2016

Od Noah'a C.D Meg

- Piep**ony gnojek.. - Fuknąłem pod nosem, widząc jak holsztyn odkłusowuje w przeciwnym kierunku, w dodatku z wodzami uwieszonymi ku dole. Westchnąwszy głośno, skierowałem swój wzrok na dziewczynę, niestety nie wyglądającą najlepiej.
- Leć za nim - uśmiechnąwszy się nieznacznie, oparła się o przeszkodę, którą nawiasem mówiąc, całkiem niedawno pocałowała z bliska. Nie wiedząc zbytnio, co tak naprawdę powinienem zrobić, ponownie dosiadłem klacz, uwcześnie zakładając wodze na jej szyję. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie w stronę Meg - ta znowuż odprawiła mnie jednym, szybkim gestem dłoni - przycisnąłem delikatnie łydki do jelenich boków klaczy, na co wystrzeliła wręcz galopem do przodu, mając po chwili już wszystkie przeszkody za sobą - wraz z kruczowłosą, patrzącą się w stronę Catcher'a. Ten, jak to miał w zwyczaju po upadku, biegł na oślep, a strzemiona obijały się o jego gniade boki - jak to bywało, nie przyniosło to niczego dobrego. Spłoszony nienaturalnie uderzającym metalem, strzelał co kilka foul barany, jakby chcąc się pozbyć ze swego grzbietu niepotrzebnego balastu - szkoda tylko, że siedzi on pod jedną z przeszkód, uwalony z każdej możliwej strony błotem.
Chwilę zajęło, zanim klacz zrównała się z ogierem na tyle, że mógłbym w jakikolwiek sposób dotknąć jego grzbietu. Widząc jednakże, jak próbuję dosięgnąć choć kawałka wodzy, Dreamer wystrzelił niczym z procy, ponownie w innym kierunku, robiąc zwrot na zadzie. Nie było innego wyjścia - odmawiając pacierz w głowie i przypominając sobie wszystkie dobre momenty z mego krótkiego życia, wypuściłem nogi ze strzemion, trzymając się jedynie skórzanych wodz Melissy. Nim zdążyłem racjonalnie pomyśleć nad innym wejściem, jednym, zgrabnym ruchem znalazłem się w swoim ukochanym siodle - na grzbiecie Dream Catcher'a. Wiwatując sobie samemu w głowie, zwolniłem oba konie do stępa, próbując zapanować nad całą sytuacją. Na szczęście, oba kopytne wyczuły moje zamiary, ułamek sekundy później stępując przy swych bokach. Już mogłoby się wydawać, że wszystko idzie po mojej myśli, kiedy to w głowie chodziło mi jedno, kluczowe pytanie - jak odnaleźć Meg? Dookoła była już gęsta mgła, noc już od dawna królowała na niebie, a zachodzące słońce ustąpiło miejsca księżycowi. Tak więc, rozglądnowszy się wokoło, podążyłem za kobiecym instynktem Melissy, dając jej wolną rękę odnośnie wyboru trasy, którą to mieliśmy wrócić w stronę toru - jak na tamten moment, krążyliśmy po obszernej polanie, na której nie było ani jednego śladu istnienia kilkudziesięciu, drewnianych przeszkód.
~*~
- Dasz radę wsiąść na niego? - Spojrzałem na obdarowaną czarnymi włosami Meg, na pierwszy rzut oka ledwo trzymającą się na nogach. Wydawało mi się, że powrót w siodle będzie jedynym mądrym wyjściem, zwłaszcza, jeśli ogier miałby towarzyszkę w postaci luzytanki po swej lewej. Widząc, jak kiwa z aprobatą głową, pomogłem jej przerzucić drugą nogę nad grzbietem mutanta, pomimo, że wyrażała na to jasny, noszący zgubę sprzeciw. Tak czy inaczej, stanęło na moim, dzięki czemu już kilka minut później stępowaliśmy po betonie, z którego widać było już całkiem dobrze akademię, pogrążoną już we śnie. Pomimo, że z początku zdawało się, że nie będzie ani jednej żywej duszy po stajniach, ostatecznie natrafiliśmy na jedną, jedyną blondynkę - Jade, na szczęście skorą do pomocy. Tak też, zostawiliśmy jej do uwiązania obydwa rumaki, podczas gdy my maszerowaliśmy pielęgniarki, na szczęście mieszkającej w akademii. Po raz kolejny skazany byłem na wysłuchiwanie protestów ze strony dziewczyny, jednakże puściłem to mimo uszu, pozostawiając ją pod samymi drzwiami lekarki, przebudzonej przez nas ze snu.


<Meg?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)