- Piep**ony gnojek.. - Fuknąłem pod nosem, widząc jak
holsztyn odkłusowuje w przeciwnym kierunku, w dodatku z wodzami uwieszonymi ku
dole. Westchnąwszy głośno, skierowałem swój wzrok na dziewczynę, niestety nie
wyglądającą najlepiej.
- Leć za nim - uśmiechnąwszy się nieznacznie, oparła się o
przeszkodę, którą nawiasem mówiąc, całkiem niedawno pocałowała z bliska. Nie
wiedząc zbytnio, co tak naprawdę powinienem zrobić, ponownie dosiadłem klacz,
uwcześnie zakładając wodze na jej szyję. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie w stronę
Meg - ta znowuż odprawiła mnie jednym, szybkim gestem dłoni - przycisnąłem
delikatnie łydki do jelenich boków klaczy, na co wystrzeliła wręcz galopem do
przodu, mając po chwili już wszystkie przeszkody za sobą - wraz z kruczowłosą,
patrzącą się w stronę Catcher'a. Ten, jak to miał w zwyczaju po upadku, biegł
na oślep, a strzemiona obijały się o jego gniade boki - jak to bywało, nie
przyniosło to niczego dobrego. Spłoszony nienaturalnie uderzającym metalem,
strzelał co kilka foul barany, jakby chcąc się pozbyć ze swego grzbietu
niepotrzebnego balastu - szkoda tylko, że siedzi on pod jedną z przeszkód,
uwalony z każdej możliwej strony błotem.
Chwilę zajęło, zanim klacz zrównała się z ogierem na tyle,
że mógłbym w jakikolwiek sposób dotknąć jego grzbietu. Widząc jednakże, jak
próbuję dosięgnąć choć kawałka wodzy, Dreamer wystrzelił niczym z procy,
ponownie w innym kierunku, robiąc zwrot na zadzie. Nie było innego wyjścia -
odmawiając pacierz w głowie i przypominając sobie wszystkie dobre momenty z
mego krótkiego życia, wypuściłem nogi ze strzemion, trzymając się jedynie
skórzanych wodz Melissy. Nim zdążyłem racjonalnie pomyśleć nad innym wejściem,
jednym, zgrabnym ruchem znalazłem się w swoim ukochanym siodle - na grzbiecie
Dream Catcher'a. Wiwatując sobie samemu w głowie, zwolniłem oba konie do stępa,
próbując zapanować nad całą sytuacją. Na szczęście, oba kopytne wyczuły moje
zamiary, ułamek sekundy później stępując przy swych bokach. Już mogłoby się
wydawać, że wszystko idzie po mojej myśli, kiedy to w głowie chodziło mi jedno,
kluczowe pytanie - jak odnaleźć Meg? Dookoła była już gęsta mgła, noc już od
dawna królowała na niebie, a zachodzące słońce ustąpiło miejsca księżycowi. Tak
więc, rozglądnowszy się wokoło, podążyłem za kobiecym instynktem Melissy, dając
jej wolną rękę odnośnie wyboru trasy, którą to mieliśmy wrócić w stronę toru -
jak na tamten moment, krążyliśmy po obszernej polanie, na której nie było ani
jednego śladu istnienia kilkudziesięciu, drewnianych przeszkód.
~*~
- Dasz radę wsiąść na niego? - Spojrzałem na obdarowaną
czarnymi włosami Meg, na pierwszy rzut oka ledwo trzymającą się na nogach.
Wydawało mi się, że powrót w siodle będzie jedynym mądrym wyjściem, zwłaszcza,
jeśli ogier miałby towarzyszkę w postaci luzytanki po swej lewej. Widząc, jak
kiwa z aprobatą głową, pomogłem jej przerzucić drugą nogę nad grzbietem
mutanta, pomimo, że wyrażała na to jasny, noszący zgubę sprzeciw. Tak czy
inaczej, stanęło na moim, dzięki czemu już kilka minut później stępowaliśmy po
betonie, z którego widać było już całkiem dobrze akademię, pogrążoną już we
śnie. Pomimo, że z początku zdawało się, że nie będzie ani jednej żywej duszy
po stajniach, ostatecznie natrafiliśmy na jedną, jedyną blondynkę - Jade, na
szczęście skorą do pomocy. Tak też, zostawiliśmy jej do uwiązania obydwa
rumaki, podczas gdy my maszerowaliśmy pielęgniarki, na szczęście mieszkającej w
akademii. Po raz kolejny skazany byłem na wysłuchiwanie protestów ze strony
dziewczyny, jednakże puściłem to mimo uszu, pozostawiając ją pod samymi
drzwiami lekarki, przebudzonej przez nas ze snu.
<Meg?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)