Chłopak był uparty i koniec końców odstawił mnie pod same drzwi naszej pielęgniarki. Kobieta była zaspana i nie za bardzo chyba szczęśliwa ze złożonej tak późnej wizyty.
- Dobry wieczór. - Wydukałam starając się utrzymać na nogach.
- Witajcie. Co Was do mnie sprowadza o takiej godzinie? - Zapytała na koniec ziewając i przecierając jeszcze zaspane oczy.
- Koleżanka miała mały wypadek na koniu.
- Wejdźcie. - Zaprosiła nas do środka.
- Ja poczekam. - Powiedział chłopak.
- Oooo nie. Idziesz ze mną.
- Czemu?
- Ciągnąłeś mnie taki kawałek tutaj to teraz będziesz ze mną siedział. - Uśmiechnęłam się zawadiacko. Ten w odpowiedzi tylko jęknął. Dla pewności pociągnęłam go za sobą.
Kobieta poprosiła abym usiadła na sofie w salonie. Wypytała mnie co mnie boli i jak doszło do wypadku. Po czym zniknęła w jakimś pomieszczeniu.
- Jak się trzymasz? - Zapytał mnie przysiadając się.
- Żyję, czyli będzie dobrze. - Zaśmiałam się. - Gorzej obrywałam.
Nasza rozmowa została przerwana przez wchodzącą pielęgniarkę z jakimś plecakiem. Rozłożyła go na stole przede mną i zajęła się przemywaniem zadrapań. Kilka minut później wyszliśmy na korytarz.
- Do wesela się zagoi. - Pocieszył mnie.
- Ale dwa tygodnie bez jazdy. - Jęknęłam patrząc na bandaż owinięty wokół mojego nadgarstka.
- Zawsze mogło być gorzej.
- Jak?
- Mogłaś się połamać. W sumie to ładnie poleciałaś. - Zaśmiał się aby poprawić mi humor. Spojrzałam na niego wymownie po czym zrobiłam to samo co on, w końcu miał rację.
- Dobra lecę się ogarnąć i odpocząć na jutrzejsze zajęcia.
- Spoko. Dobranoc.
- Dobranoc.
Rozeszliśmy się na jednym z rozwidleń na korytarzu.
*** Następnego dnia ***
Głód był silniejszy od mojej chęci spania. Tak więc założyłam jakieś pierwsze lepsze krótkie spodenki i luźniejszą bokserkę. Ubrania odsłaniały w większości moje tatuaże. Ogarnęłam jakoś włosy, czyli tak na dobrą sprawę spięłam je w niechlujny kucyk.
Zeszłam do stołówki gdzie odebrałam jedzenie i usiadłam przy wolnym stoliku. Zjadłam wszystko co miałam po cym odniosłam naczynia i ruszyłam w stronę wyjścia na podwórko w głębi duszy dziękując sobie, że zabrałam paczkę z papierosami i zapalniczkę. Na miejscu usiadłam na schodach i odpaliłam jednego fajka. W oddali widziałam zbliżającego się chłopaka.
- Hej.
- Cześć Noah.
- Jak ręka?
- Zabandażowana. - Po czym pomachałam mu nią z uśmiechem.
Noah?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)