Jednym słowem - frustracja. Ot, tyle, tak można było określić to, co czułem, kiedy próbując wyjść z tego bagna upaprałem się solidnie jakimś cholerstwem. Esma najspokojniej w świecie siedziała w pozycji, w jakiej tylko tam wpadła, od czasu do czasu podśmiechując z moich nieudolnych prób powrócenia na leśną ścieżkę.
- Ku*wa, weź zamilknij wreszcie, co? - wymruczałem jedynie, ponownie łapiąc się za wystający korzeń, jednak i ten okazał się zbyt kruchy. Ostatecznie znowu zsunąłem się po krawędzi, tym razem dodatkowo z badylem w ręku. Widząc, że moje próby jak na razie nic dobrego nie przynoszą, również zacząłem mieć na to wszystko wywalone, zresztą podobnie, jak i miała moja towarzyszka.
- Pie*dolę, zachciało im się badyli.. Przy dobrych wiatrach wyjdziemy stąd..
-..kiedy ktoś wyjedzie w teren. - Dokończyła zgrabnie brunetka, poprawiając dłonią niesforne kosmyki włosów. Nie wiem do końca, co spowodowało, iż widząc jak jej własne włosy jej przeszkadzają, uśmiechnąłem się, gdyż niewątpliwie podniosło mnie to na duchu - miło było wiedzieć, że wreszcie Esma wie, jak czułem się wczoraj, kiedy to postanowiła malować się tuż obok mnie, podczas gdy ja usilnie próbowałem prowadzić auto. Jednak nie po uśmiechałem się zbyt długo - euforia odpłynęła ode mnie równie szybko, co przybyła, kiedy tylko przypomniałem sobie, że rozwaliłem cudzy samochód. Istotny szczegół. Na szczęście zniszczony przód był do odratowania, jednakże nie na moją kieszeń.
- Ile zamierzasz tu siedzieć? - Słysząc głos dziewczyny, będącej pierwszy raz od dłuższego czasu zaniepokojoną, westchnąłem jedynie, znowu podnosząc się na równe nogi. Teoretycznie nie powinienem mieć żadnych problemów z wyjściem - w końcu, metr dziewięćdziesiąt wzrostu robi swoje. Jednakże, mieszanka wiecznie paplającej dziewczyny wraz ze śliską, nierówną powierzchnią czyniła swą powinność. Za każdym razem, kiedy to moje dłonie były już na ścieżce, buty zjeżdżały po "ścianie" bajora, powodując, iż powracałem do wcześniejsze pozycji. Nie ma co, lepiej być nie mogło. Może jestem dziwny, a może jeszcze nieco wybredny, ale ile można siedzieć w jednym, mokrym miejscu, delikatnie mówiąc śmierdzącym wszystkim, co tylko można w stajni znaleźć? Dodatkowo, wyższe istoty zesłały mi do towarzystwa Esmę, która wahała się u mnie między czystą, przyjacielską relacją, a istną chęcią mordu. Gdybym miał ją do kogoś porównać, jako szablon wziąłbym Lilkę. Z biegiem czasu stawały się do siebie coraz bardziej podobne, jeśli chodzi o stopień bycia upartym osłem. Nie ukrywam - wtóruję im równo.
Już miałem się poddać, usiąść w kącie koła ( ((: ) i znowu rzucić wszystko w chole*ę, kiedy brunetka powiedziała coś, co chociaż w jednym stopniu uratowałoby nas z tych malutkich tarapatów.
Podsadzona na moich uplecionych dłoniach, wyszła z dna, zastanawiając się naprawdę głośno, co teraz uczynić ze mną. Na jej miejscu, zakopałbym towarzysza suchą ziemią (coby przynajmniej pośmiertnie miał suchutko, pomimo mokrego podłoża u dołu) i odszedł w siną dal, udając, iż nic nigdy podobnego się nie wydarzyło. Jednakże, byłem jej wdzięczny, że nie czytała mi w myślach - ostatecznie wyszedłem stamtąd chwilkę później, wyraźnie zadowolony, że nie zostałem zakopany.
- Swoją drogą, nie rozumiem, po co wy wydajecie tyle szmalu na spa. - Potarłem swoje ubłocone dłonie, niebezpiecznie zmniejszając ich odległość od mych policzków. Gdyby nie to, że nie znałem składu tego gówna, to pewnie paradowałbym z nim na twarzy, udając, że byłby to świadomy zabieg pielęgnacyjny. - Możecie przecież korzystać z darów natury!
Zdegustowana dziewczyna momentalnie odbiegła spory kawałek dalej, aby mieć pewność, że nie posunę się do żadnego, głupiego kroku. Gdyby się nie przesunęła, za pewne nawet nie wpadłbym na żaden, jakże kreatywny pomysł. Tymczasem, szukanie gałązek "umilaliśmy" sobie pogonią, której skutek był taki, iż moja towarzyszka wylądowała w dużej, brudnej kałuży, co niezbyt się jej spodobało.
Szkoda, że od początku nie wiedzieliśmy, iż mokre gałęzie na nic się nie przydadzą. Właścicielka, która wcześniej powierzyła nam to zadanie, błyskotliwie zauważyła, że nie wykonaliśmy go tak, jakby tego chciała. Wyrzuciła badyle do pobliskiej rzeki, a nas odprawiła z kwitkiem, powodując, że na karkach czuliśmy wręcz karę, za pewnie czyhającą na nas już dnia następnego. Nie widząc innej możliwości, każde z nas rozdzieliło się w stronę swych pokoi, aby w chociaż malutkim stopniu doprowadzić się do ładu i jako takiego składu.
<Esma? Nie umiem, nie wyszło, Noaszek wyszedł chamski, pozdrawiam >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)