Pojedyncze podmuchy wiatru muskały od tyłu moją szyję, powodując, że momentalnie przez moje ciało przeszedł jeden, a jakże nieprzyjemny dreszcz. Gęsia skórka wstąpiła na moje odsłonięte ręce, a włosy lepiej stanęły dęba, aniżeli nawet miała to w zwyczaju Melissa. Zanim się obejrzałem, wśród mgły nie mogłem dostrzec już mojej towarzyszki, odjeżdżającej w stronę toru do motocross'u. Im byłem bliżej, tym sylwestka jej (mojego?) konia stawała się bardziej zarysowana, aż ostatecznie dostrzegłem nawet jej poruszone przez wiatr włosy, naturalnie powiewające na wszystkie strony świata, choć spięte były w kucyka. Wpatrywała się lepiej niż zaczarowana w tor, obserwując, jak piasek zdmuchiwany jest na jedną ze stron. Podjechałem ciut bliżej, aby dotrzymać kruczowłosej towarzystwa.
- Na pewno znajdziesz sobie tu niejednego faceta, który będzie podzielał Twoje zainteresowanie - odparłem dość cicho, jednakże dziewczyna dosłyszała moje słowa, gdyż przytaknęła ostatecznie głową, krzywo się uśmiechając.
- A Ty, jeździsz? - Odwróciła się w moją stronę, zbierając skórzane wodze do jednej ręki. Widząc dezaprobatę z mojej strony, uśmiechnęła się ciut szerzej, widocznie będąc zadowolona, iż nie będę jej wadził podczas treningów. Wypuściłem ostatecznie powietrze ze swych płuc, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę toru. Widząc jak szykuję się do powrotu, Meg zawróciła holsztyna, ustawiając go tuż przy boku jeleniej luzytanki.
Stanęło na tym, że przejechaliśmy się przez las, aby ostatecznie dotrzeć do toru cross'owego, jednakże przystosowanego do końskich kopyt. Drogi był spory kawałek, jednakże zdawało się, że nasze wspólne towarzystwo nam wystarczało. Wędrówkę umilaliśmy sobie krótkimi rozmowami o niczym, kończącymi się zwyczajową ciszą, przerywaną jedynie przez stukot końskich podków. Czując, jak klacz napina mięśnie, usztywniając swój zad, usiadłem głębiej w siodle, dosyć drastycznie skracając wodze. Chwilę później, zanim na dobre pochyliłem się w tył, luzytanka zafundowała mi serię bryknięć wyprowadzonych z tylnich kopyt. Dziękowałem sobie w duchu, że przewidziałem jej szatański plan, gdyż w przeciwnym razie, moją twarz od bruku dzieliłyby zaledwie centymetry. Wkrótce z krzaków wybiegł spory, czarny kocur, za pewne będący powodem rozszerzonych chrap u klaczy, przez które ciągle, nerwowo wydmuchiwała ciepłe powietrze. Dream Catcher puścił zachowanie Melissy mimo uszu, jedynie rozglądając się na jeden z boków, na którym poruszona wiatrem, powiewała siatka. Po chwili jednakże, widząc w oddali pierwsze, wykończone drewnem przeszkody, przyspieszył znacznie, delikatnie wprawiając Meg w osłupienie.
- No, to jesteśmy - starłem wierzchem dłoni z czoła niewidzialny pot, unosząc kąciki swych spierzchniętych ust do góry. Oddech miałem nienaturalnie przyspieszony, spowodowany za pewne nagłym brakiem kontroli nad jelonką, świetnie zdającą sobie z tego sprawę. Widząc moje delikatne zmęczenie, dziewczyna wywróciła delikatnie oczami, pociągając równocześnie czarny popręg. W oczekiwaniu na resztę towarzystwa, kręciłem znaczniej wielkości koła, zajmujących nimi większą część łąki.
Z początku Meg nie chciała się dać przekonać, aby przejechać tor w określonej przeze mnie kombinacji. W sumie, to nawet się jej nie dziwiłem - nikt normalny, kto siedzi po raz pierwszy na danym koniu, nie skacze na nim od razu metrowych przeszkód.. Jednakże, z tego co zauważyłem, dziewczyna dorównuje mi w kwestii braku organizacji, jeśli mogę tak to nazwać. Ostatecznie, dała namówić się na pojedyncze przeszkody, zaraz po tym, jak miałem przejechać jeden, krótki przejazd.
<Zostawiam Ci najlepszą fuchę, Meg (': A wiedz, że mnie korciło! >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)