środa, 21 grudnia 2016

Od Phoebe do Luke`a

Nowy kraj, nowe miejsce,  nowi ludzie, nowe zasady. Ścisnęłam mocniej rączkę od plecaka i rozejrzałam się rozpaczliwie dookoła. Przede mną stała wielka,  murowana brama a tuż za nią - kamienny dziedziniec, piękne stajnie i wiecznie zielone padoki - Akademia Magic Horse, mój nowy dom. Nie byłam gotowa. Nie teraz,  nie tak szybko. Miałam wrażenie jakbym dopiero co wsiadała do samolotu.
Dopiero teraz zaczęłam rozumieć powagę sytuacji - ledwo co zdałam maturę a już wyleciałam do zupełnie nieznanego mi kraju gdzie nie ma śniegu. Brawo Phoebe, brawo.
Wzięłam ostatni, urywany wdech i przekroczyłam próg. Może się to wydawać dziwne, że tak boję się przejścia na ten teren, ale to oznaczało spełnienie marzenia. A te największe marzenia nie robi się tak "hop siup". Zawsze jest ten moment niedowierzenia i ja właśnie go miałam. 
Ale kiedy już się tam znalazłam nie dane mi było spokojnie dojść do biura. Naturalnie jakaś niepokonana,  kudłata, szczekająca siła postanowiła przebiec idealnie po linii prostej na której aktualnie znajdowałam się ja. Pomijając również fakt iż wokół cały dziedziniec był wolny.
- Kur*a...- syknęłam kiedy już znalazłam się na ziemi. I wiecie co? Chyba los stwierdził że zbyt łagodnie mnie potraktował i zrzucił mi z nieba chłopaka. Ale po to żeby rozwalił się o moją siedząca postać, żebym jeszcze bardziej poczuła w jakiej jestem sytuacji. 
<Luke? Sory, pierwszy raz pisze z fona xd Ale wyręczyłam cię i napisałam pierwsza ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)