sobota, 2 września 2017

Lily CD Adeline - Zadanie 19

Posłusznie śnieżnobiałe naczynia zostały przeze mnie odniesione prost w ręce kucharek, zadające sobie trud, aby jeszcze jakoś orientować się nad nawałem pracy. Już miałam odchodzić, podobnie jak parę innych osób, jednak powstanie właściciela wzbudziło wszelkie zainteresowanie, gdyż zwyczaj jedzenia obiadu kadry dłuższy zwykle od uczniowskiego o jakąś godzinę odszedł aktualnie w zapomnienie.
— Moi drodzy, teraz przeczytam parę osób, które teraz jeszcze chwilkę zostaną.
W duchu modliłam się, aby moje nazwisko nie padło na myśl, a co dopiero na język instruktora. Jednak namiętne modły nie zostały wysłuchane, a ja, grzesznica musi odbyć swoją pokutę.
— Lily? Okej.
Westchnęłam, szepcząc soczyste przekleństwo i chowając głowę w objęciach rąk.
— Jeszcze może... Adeline — zwrócił się w stronę biednej dziewczyny, która siedziała parę stolików dalej. Widocznie była ostatnią osobą spośród naszej piątki, gdyż James przystąpił do wyjaśniania całej sprawy. Miałam wrażenie, że mu także nie sprzyja ten cały przyjazd młodych dusz z miasta. Dokładnie i dobitnie wymienił również trzy imiona kuców, które zapewne miały w planach beztroski odpoczynek na pastwiskach i nawet nie śniły o spoglądaniu na swoje siodła.
— Osiodłacie Pretzla i Ferra, a Blancę zostawicie na pokaz. Dzieciaki przyjadą za godzinę, więc za pół widzę was wszystkich na hali ze sprzętem i szczotkami, a kuce mają być w boksach, rozumiemy się? — Część z nas pokiwała głowami, podczas gdy reszta zostawiła to innym. — To do boju. — uśmiechnął się promiennie do nas, zachęcając gestem ręki do opuszczenia stołówki. W grupie poza mną i Adeline, byli jeszcze Esma, Naomi i Noah. Doprawdy bardziej zgranego kwintetu do opieki nad dziećmi nigdy nie było. Ze swoim bezrobociem na okres pół godzinny, niemal od razu skierowałam się do stajni, z nadzieją znalezienia jakiejś roboty. Ostatecznie skończyłam z szeroką szczotką umieszczoną na długim kiju i piachem rozmieszczonego po wszelkich zakątkach budynku.
~*~
Barwny autokar wdzięcznie zatrzymał się na parkingu, by dzieci mogły spokojnie wysiąść, a nie robić z siebie kaskaderów, narażając przy okazji swoje młode życie. Dwie opiekunki dwudziestoosobowej grupki szybko przeliczyły swoich, zapewne uroczych i grzecznych, podopiecznych, którzy (jeszcze) nie zaatakowali swoimi rozkosznymi łapkami niczego, co się rusza, bądź nie. Z dala zmierzyłam krytycznym wzrokiem młode pokolenie, które ani na chwilę nie zamykało dołka, który robi słowa. Kobiety bezskutecznie próbowały uciszyć dzieciaki. Ostatecznie kochany kierowca autokaru wydarł się, iż jeżeli jeszcze usłyszy jakiekolwiek słowo, to wracają na piechotę. Widocznie w szaleńczym tempie przerażająca wiadomość dotarła do ich główek, na tyle by się zamknęli. James, zgrabnie przemieszczając swój tyłek i doczepione do niego nogi na parking, szybko słowami porozumiał się z jedną z opiekunek i niemal od razu pokierował prosto na halę. Dzieci dosłownie runęły do wielkich wrót u wejścia na halę niczym najgorsze tsunami, w popłochu sama wcześniej zamknęłam się na wielkiej, zamkniętej przestrzeni. Esma, która akurat dziwnym trafem trafiła na grzbiet Pretzel'a, ledwie się trzymając małego siodła, sprawiającego nam wszystkim zawód w postaci bólu pośladków, wybuchnęła głośnym śmiechem. Zapewne moja twarz nie wyrażała niczego więcej niż strachem przed powodzią.
— No otwieraj, boisz się? — Krótki śmiech jedynego mężczyzny w naszym gronie jak najbardziej kobiecym.
— Gdybyś te małpy z ZOO widział, to też byś się bał, ale proszę — wyginając usta w sztucznym uśmiechu, odeszłam od wrót, dając na tyle miejsca, by chłopak mógł spokojnie otworzyć. Dzieciaki z impetem wbiegły do środka, próbując się jak najszybciej i jak najbliżej znaleźć obok wierzchowców. Kątem oczu zerknęłam, jak reszta ekipy bladnie, głośno przełykając ślinę. Esma zsunęła się z kuca, na tyle szybko by ciekawskie rączki nie zdążyły jej zrzucić.
— Dobrze, dzieci. Jeśli chcecie jeździć, to nie biegacie, nie krzyczycie, nie szepczecie. Ma być cisza jak w grobowcu. Jak nie spełnicie tych warunków, to cały pobyt tutaj spędzacie w stajni i zamiatacie podłogę — ostrzegawczym głosem instruktor wzbudził wszelką niepewność, która póki co spokojnie spała w głowach brzdąców. Zmieniając na łagodniejszy ton głos, kontynuował w naszą stronę — ci, którzy już parę razy jeździli i są grzeczni, możecie puścić samych. Bez szaleństw, proszę. Opiekunki później zdadzą mi relację, tymczasem idę. Trzeba jeszcze pojechać po pasze i słomę. Powodzenia.

Wzrokiem cała nasza piątka odprowadziła trenera do parkingu pod jego własny samochód. Głośniej wypuściłam powietrze, które z pewnością chciało wreszcie opuścić mój organizm. Esma, która z wdziękiem oddała wodze powstałej chwilę wcześniej Adisi, ręką zachęciła dzieci by podeszły do stacjonaty. Na drągach leżał zawieszony kompletny sprzęt Mount, który miał mieć okazję wykorzystany na pokaz, który pewnie dzieciaki i tak przez swoje życie zapomną.

Adisia zaczęła co najmniej arcydokładnie opisywać każdą część owego siodła oraz ogłowia, ale i również wnikliwie przedstawiać kolejne kroki w trakcie siodłania, które gdyby wszystkie co do joty wypełniać, połowa z nas spóźniałaby się co najmniej o godzinę na treningi.
— No dobra, teraz ustawcie się w trzech kolejkach. Będziecie po kolei wsiadać na kuce. — informacja wypowiedziana z ust Naomi szybko dotarła przez uszy do mózgów dzieciaków, co można było spokojnie zauważyć po tym, jak ochoczo rwały swoje małe nóżki do pierwszych miejsc w kolejce. Kucyki odznaczały się anielskim wprost spokojem, którego zapewne każdy z nas mógł pozazdrościć. Podając toczek koloru błękitnego ośmioletniej dziewczynce przede mną i przed Ferrem, czekałam, aż charakterystyczny dźwięk dla zakleszczonych w sobie zapięć oznaczył, iż ochrona głowy trzyma się blisko i bezpiecznie. Podane przez Adisię czarne schodki, również znane jako najwygodniejszy fotel pomagały wspiąć się dziewczynce na grzbiet wałacha. Już miałam ruszać przed siebie, dzierżawiąc skórzane paski wodzy w dłoni, kiedy czarnowłosa mnie zatrzymała, zapewne mając już w głowie pomysł. Odważnie stanęła przed wszystkimi, próbując dowieść o wspaniałym odkryciu. Według mnie udało się jej to. Zamysłem dziewczyny było to, aby po pół okrążenia dodatkowego dając za prawidłową odpowiedź na pytanie odnośnie do wcześniejszego pokazu. W razie błędu idzie kolejna osoba. Wszyscy się zgodziliśmy na ten plan i oczywiście wcieliliśmy go w życie. Dzieci, mimo że ja nie dałam się osłodzić i nadal uważam, że to diabelskie dusze, zachowywały się niczym aniołki, poza tym, iż trzy osoby już wspomagały biedną Sophie, która aktualnie zaprowadzała konie na padoki.

~*~
— Myślałam, że to nigdy się nie skończy — ciche westchnienie Adelki spowodowało mój krótki śmiechu, akompaniując naszemu machaniu do młodego pokolenia odjeżdżającego właśnie autokarem.
— Wszystkim robię colę z lodem — ku uciesze wszystkich oferta Naomki łatwo przeszła i wszyscy już siedzieliśmy w akademiku w kuchni.

Adisia?
Pani chciała, Pani ma XD

Gratulacje, zadanie wykonane poprawnie, mamusiu! Mając nadzieję, że te 25 punktów wykorzystasz w zacnym celu (na nasze wychowanie i obiadki), przydzielam Ci je.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)