niedziela, 17 września 2017

Od Harry'ego C.D Adeline

Powoli, dalej starając się trzymać swoje nerwy na odpowiednio skróconej wodzy, wypuszczałem powietrze ze swych płuc, nawet nie próbując stłamsić targającej mną frustracji. Po raz kolejny podpierając się o marmurowy blat, starałem się dojść do względnego porozumienia ze stojącą po drugiej stronie recepcjonistką. Kobieta nie wyglądała na dużo starszą ode mnie, a jej angielski stanowczo pozostawiał zbyt dużo do życzenia. Adeline, widząc moje najbliższe zamiary będące skutkiem długiej i niezwykle irytującej dyskusji, mocno chwyciła mnie za chłodny nadgarstek. Westchnąłem jedynie, przełykając utrudniającą mi wypuszczenie potoku słów na zewnątrz ślinę.
Recepcjonistka widocznie liczyła na to, że dam w końcu za wygraną.
- Mogę dopłacić. - dobitnie, cedząc już każde słowo, położyłem skórzany portfel pod własnym nosem. - Jeśli tylko to stoi na przeszkodzie, to możemy zakończyć rozmowę na zarezerwowaniu odpowiednich pokoi.
Adeline ścisnęła mnie za nadgarstek jeszcze mocniej, podczas gdy blondynka chwilowo schyliła się do dolnej półki jednej z szafek. Podejrzewając, że i jej cierpliwość uległa przekraczalnej granicy, a moje argumenty okazały się wyjątkowo przekonujące, w duchu już zacząłem cieszyć się z drobnego triumfu.
- Nie mamy możliwości dodania jakiegokolwiek dodatkowego pokoju, bo wszystkie są zajęte. - odparła zupełnie tak, jakbym kazał po raz setny recytować jej nudny, nie wychodzący ponad umiejętności szkoły podstawowej wiersz. - Następne zwolnią się dopiero za trzy dni. Mam przedłużyć pobyt i zarezerwować drugi pokój w najbliższym możliwym terminie? - swoje pytanie skierowała bardziej w kierunku szatynki, która do tej pory starała się zbytnio nie wtrącać w dyskusję. Tym razem, gdy zamierzała dorzucić swoje trzy cenne grosze, wszedłem jej w słowo, by całkowicie zirytowany wyciągnąć z portfela odpowiednią sumę za wcześniej zarezerwowane lokum.
- Nie, nie. Wystarczy nam ten jeden pokój i informacja, kiedy mogę spotkać się z przełożonym - odburknąłem, po chwili odbierając od recepcjonistki złoty klucz i serię neutralnych, acz delikatnie zszokowanych spojrzeń. Nie przejmując się reakcjom żadnej z kobiet, ani tej stojącej obok mnie, ani tej naprzeciwko, chwyciłem własne bagaże i jedną z walizek szatynki, by z większą łatwością mogła przedostać się do windy. Na całe szczęście, ku mojej ogromnej uldze, znaleźliśmy się wśród trzech metalowych ścian i przesuwnych drzwi całkowicie sami - mało kto szwendał się po hotelowych korytarzach wczesnym, w dodatku weekendowym rankiem. Po przejechaniu dwóch pięter w górę, dosyć niezgrabnie odnaleźliśmy odpowiedni pokój, który wcale nie był taki zły za wyjątkiem posiadania tylko i wyłącznie jednego, dwuosobowego łóżka. Westchnąłem ciężko, gdy udało nam się włożyć walizki do dużej szafy i zasłonić główny dostęp do dziennego światła ciemnymi roletami. Nawet nie musieliśmy się ze sobą porozumiewać, by wiedzieć, że każde z nas potrzebowało dużej ilości snu po wyczerpującym locie.
- Zrobię Ci tę przysługę - uśmiechnąłem się słabo, z trudem pozbywając się wyjątkowo ciężkich butów z własnych stóp. - Wystarczy mi w zupełności tamten fotel i względnie jeden koc.
Szatynka odwzajemniła ten drobny gest, lekko uśmiechnięta podając mi miękkie przykrycie.
- Na pewno? - spytała jeszcze, zupełnie nieświadomie opuszkami palców smyrając mnie po knykciach, gdy przekazywała mi do rąk ciepły koc.
Kiwnąłem lekko głową.
- Na pewno.
I tak przypatrując się temu, jak po kilku chwilach Adeline kieruje swe kroki do łazienki, sam ułożyłem się na w miarę wygodnym fotelu, podkładając sobie pod głowę zwiniętą w rulon bluzę. Właściwie to byłem tak zmęczony, że było mi wszystko jedno, gdzie się położę - czy na podłodze, czy na balkonie, czy na najbliższym stole. Przykryłem się po prostu kocem, przymknąłem ociężałe powieki i pozwoliłem zasnąć samemu sobie przy dźwiękach nalewanej w łazience wody. Szum spływającej cieczy zadziałał nad wyraz szybko, dzięki czemu odpłynąłem natychmiastowo do dużo lepszej i zdecydowanie przyjemniejszej rzeczywistości. Zakodowałem jeszcze tylko moment, w którym dziewczyna powróciła do pomieszczenia, kładąc się pod starannie zaścieloną pościelą.
Nawet nie dbałem wcześniej o to, by przebrać się w cokolwiek innego.
~*~
W pewnym momencie głośna muzyka i spory tłum ludzi przestały mi w jakimkolwiek stopniu przeszkadzać. Powoli, w założeniu z zachowanym umiarem sącząc już kolejny kieliszek zimnego trunku, kulturalnie podpierałem jedną ze ścian. Stolik przede mną był całkowicie pusty, nie licząc opróżnionych już do dna naczyń. Podpierając się więc o jego blat, z delikatnie rozchodzącym się już na boki spojrzeniem, obserwowałem całą grupkę mocno podpitych już osobników płci nie tylko podobnej do mojej. Wśród nich, za widokiem krótkich, mało co zasłaniających spódniczek i dotkliwie już przetartych spodni, ujrzałem dosyć już znajome dla mnie długie szczudła - należały niewątpliwie do Adeline, którą zgubiłem z własnego pola widzenia już niemalże godzinę wcześniej. Widząc jak kołysze się na wysokich szpilkach, z trudem utrzymując jakąkolwiek równowagę, z zamiarem subtelnej pomocy podniosłem się z wygrzanego już miejsca. Wcześniej nie szukałem jej, bo nie widziałem większego sensu w pilnowaniu zaledwie kilka dni uprzednio poznanej dziewczyny i trzymanie jej na krótkiej smyczy. Była dorosła, a każdą decyzję podejmowała świadomie, w tym także tę o wypiciu sporej ilości alkoholu. Nie zamierzałem ani tego pochwalać, ani prawić jej jakichkolwiek morałów. Względnie byłem w stanie pomóc doczołgać jej się do najbliższego krzesła i bezpiecznie zaprowadzić do hotelu.
Sam jednak nie wyglądałem lepiej. Każde moje słowo zamieniało się bardziej w bełkot, a próba ustania na obydwu nogach kończyła się za każdym razem kompletnym fiaskiem. Choć chęci były duże, to wykonanie jeszcze gorsze - i w tym momencie w mojej głowie zapaliła się kontrolna, czerwona lampka, zmuszająca mnie do myślenia za całą naszą dwójkę. Było już naprawdę źle, skoro powoli martwiłem się o szatynkę, w dodatku nie dając już sobie rady z dwoma namolnymi, bezustannie przylepiającymi się do mnie dziewczynami. Zaczęło robić się naprawdę nieprzyjemnie, gdy poczułem chudą dłoń sunącą coraz wyżej, począwszy od mojego kolana.
Absolutnie zdenerwowany, zaciskając mocniej swą szczękę, bez zbędnego słowa zebrałem się w sobie, by podążyć do najbliższego wyjścia. Obawiałem się, że pod wpływem działających w moim organizmie procentów mogłem zrobić coś, czego z pewnością później bym żałował.
- Koniec imprezy na dzisiaj, definitywnie - mruknąłem na ucho odnalezionej w tłumie szatynce, która bez zbędnego uprzedzenia niemalże rzuciła mi się w ramiona. Uznając to za dobre okoliczności do wyciągnięcia jej z klubu, mocniej objąłem ją ręką, z nadzieją na nie zsunięcie się jej bezwładnej sylwetki na chropowaty chodnik.
Udało nam się jednak bezproblemowo dojść do hotelu, nie mniej jednak z trudem omijając wszystkie nieprzychylne nam meble wewnątrz ciemnego pokoju.
- Śmiesznie byłoby, gdybyś mu jutro zaspali... - wybełkotała, lekko popychając mnie na łóżko, gdy znaleźliśmy się obydwoje przy jedynym miejscu, które w tamtym momencie mogło dać nam bezgraniczne szczęście. Nawet nie sprzeciwiając się, padłem na jedną z większych poduszek, po raz kolejny już w ciągu niezwykle dłużącego się dnia zapadając w długi, niczym niemalże nieprzerywany sen. Nie przeszkadzało mi już nic, gdy znalazłem się wśród ciepłej pościeli.

Adeline? ♥


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)