środa, 20 września 2017

Od Will'a C.D Oriane- zadanie 13

Dziewczyna runęła na ziemię, z kompletnie nieznanego mi powodu. Zsunąłem się szybko z grzbietu Storma, po czym w panice podbiegłem do dziewczyny.
-Hej, Orcia.- przyłożyłem ucho do jej ust, by sprawdzić, czy oddycha i nie wywinęła mi tutaj.
***
Oriane wylądowała u akademickej higienistki, która szybko uporała się z utratą przytomności przez brunetkę. Zdiagnozowała duży stres i na razie zabroniła Orci wyjazdów w teren oraz innych wszelkich jazd. Tyle to ja sam wiedziałem. Mocując się z zapięciem od bluzy, łypałem na śpiącą brunetkę. Po cichu otworzyłem drzwi i udałem się na jadalnię. Ze stoiska wziąłem kilka kromek chleba słonecznikowego i usiadłem przy jedynym wolnym stoliku. Powoli przeżuwając suchy chleb, myślałem, co nowego mogę dzisiaj zrobić. Chętniej niż zwykle wstałem z łóżka, więc może zajmę się malowaniem boksów koni, jak to p. Rose mówiła na ostatnim zebraniu całej Akademii.
-Cholera...-syknąłem, gdy ciemna ciecz wylała się na mój zielony T-shirt, pozostawiając po sobie brązowy kolor na tkaninie. Szybko podniosłem się z krzesła i przywracając kubek do pionu, dosunąłem stołek do beżowego stolika na czarnej nóżce.
Cały bajzel odniosłem do zlewu, po czym szybko przepłukałem kubek wodą i płynem, po czym chwyciłem papier i pościerałem z blatu pozostałości po porannej kawie. Gdy uporałem się z potopem, wyruszyłem do pokoju, by przebrać koszulkę - na szczęście bryczesy nie ucierpiały. Już po ekspresowej przebierance, ruszyłem do stajni, by sprawdzić ,jak się mają konie. Jak co rano spotkałem moją siostrę, która akurat wychodziła z paszarni, skąd niosła wielkie wiadro, po brzegi wypełnione śrutami z owsa. Ja na szczęście karmienie miałem godzinę za sobą, najwyraźniej współlokatorki Esmy zrobiły jej psikus i nie obudziły jej rano, lub...ona się nie obudziła, moja siostra ma wyjątkowo twardy sen. W każdym razie na pewno obudziła się po mnie.
-...w każdym razie, Pani Clouds ma dzisiaj imieniny.- w końcu powiedziała. - Pomyślałam, że może pomożesz mi upiec dla niej skromny prezent.
-Upiec? No chyba Cię powaliło.- odparłem szybko, wyobrażając sobie siebie przy garach, wyrabiającego ciasto na jakąś krówkę czy inne gó*no.
-Mufinek nie umiesz upiec?- jęknęła stojąca przede mną nastolatka. Przypomniałem sobie, jak sfajczyłem piekarnik pięć lat temu.- Pod podobamy się trochę tej babce, bo za kilka miesięcy mam zamiar jechać po takiego ogierka do westernu, a będzie go trzeba trochę przetrenować. Najlepiej pod jej okiem.
- Nie umiem.- bezmyślnie oparłem się o boks.- A co do tego konia. Na razie posiadasz trzy, którymi się zajmujesz, nie ma problemu, ale ty będziesz płacić za spaloną kuchnię.- mruknąłem cicho.
-Chodzi o to, iż ja nie mogę ich upiec. Mam trening z Clouds, zajmuję ją, wy upieczecie babeczki.
-My?
-Wy! Ty i Oriane.
****
Jakimś cudem udało mi się namówić Oriane na romantyczne pieczenie ciastek, dla instruktorki, której nawet imienia nie pamiętam - tak, to jest bardzo romantyczne, zwłaszcza gdy poparzymy sobie paluchy na cholernie gorącej blasze do pieczenia. Tak czy inaczej, ukradliśmy kuchenkę polową i usadowiliśmy się w siodlarni, z nadzieją, że nikt nas tam nie nakryje na kradzieży jabłek do na pewno pysznych babeczek. Z dużej, niebieskiej torby wyciągnąłem wszystkie składniki, których nazw za ciul nie pamiętałem, więc uważnie czytając opakowania, odkładałem je na blat. Że też nie kupiliśmy takiego dużego opakowania z całą instrukcją.
-Co ja mam z tym zrobić?- jęknąłem przeciągle, wysypując szklankę mąki sobie na głowę.
-Wsypać do miski z masłe....- Oriane odwróciła się do mnie i wybuchnęła śmiechem.- NA PEWNO NIE TO, CO ZROBIŁEŚ Z NIĄ TY. Może lepiej pokrój jabłka....
Tak jak Orcia rozkazała, tak zrobiłem. Z kosza wyjąłem świeże jabłka i pokroiłem je w kostkę. Srebrnooka skończyła ciasto, po czym wszystko przerzuciła do foremek i wstawiłem to do piekarnika.
- Ile lat ma Clouds?- zapytałem, układając świeczki w liczbę 100, na co Oriane uśmiechnęła się słodko.
- Nie wiem...- stwierdziła. -No to teraz 20 minut i wyjmujemy.- Dziewczyna odgarnęła czarny kosmyk włosów.
Wyszliśmy z pomieszczenia, po czym usiedliśmy na pufach z siana. Nie zauważyliśmy, że 20 minut dawno minęło, a muffinki kiszą się w gorącym piekarniku.
-Coś śmierdzi....-zamyśliłem się, po czym wrzasnąłem. -MUFFINY!

<Orciaa? ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)