piątek, 1 września 2017

Od Esmeraldy C.D Adeline+zakup konia

- Cześć Esma! Nie zauważyłam Cię, kiedy przyszłaś?- Adeline, siedząca na Lemon uśmiechnęła się, po czym zapytała.
-Stoję tu od godziny i czekam, aż mnie zauważysz.- zaśmiałam się ironicznie, na co dziewczyna otworzyła szerzej oczy. - Nie no, żartuję oczywiście. Stoję dopiero kilka minut i patrzę jakie cuda robisz z Lemon. Jestem laikiem w sprawach ujeżdżenia.
Adeline zaśmiała się, po czym podjechała do białego płotka, przy którym stałam. Zsiadła z klaczy, po czym otworzyła równie białą co reszta płotu bramkę i wyprowadziła skarogniadą Hanowerkę, która dumnie potrząsając łbem, stawiała kolejne kroki. Nie ukrywajmy tego, że byłam zafascynowana ujeżdżeniem, Demon nie był koniem od ujeżdżenia, był typowym skoczkiem, jednak od czasu do czasu uczestniczyliśmy w lekcjach tejże dyscypliny, czy nawet zawodach, zajmując przyzwoite jak na nas miejsca. Delikatnie się zagadałyśmy, głównie o podróży do Niemiec, którą miała odbyć Adeline. Wtedy też dziewczyna dowiedziała się, że jestem Niemką z pochodzenia. Opowiedziałam jej, że najpewniej dziś wybieram się do mojej ciotki, która mieszka w Wellington.
-A tak na marginesie. Pojedziesz ze mną do Wellington? Potrzebuję osoby, która wypowie się na temat konia do ujeżdżenia, a moja ciotka posiada sporo koni, idealnych do tej dyscypliny!- uniosłam teatralnie ręce ku górze, Adeline zamknęła w tej chwili boks.
-Jasne, chętnie pojadę.- powiedziała z uśmiechem, odkładając szczotki obok boksu Lemon. Ruszyłyśmy do naszych pokoi, z racji tego, iż brunetka mieszkała w pokoju numer 1, rozstałyśmy się zaraz przy nim. Moje współlokatorki grzały miejsce przed telewizorem, więc mnie nawet nie zauważyły, głównie dlatego, iż na ekranie Samsunga leciał film o przyrodzie.
Po cichu przedostałam się do swojej szafy, z której wyciągnęłam spodnie do jazdy konnej do kolana, kupione w Amigo. Szafa trzasnęła, a dziewczyny obróciły głowy w moją stronę, po czym Lily wyłączyła telewizor, co okazało się błędem. Zaczęła się walka o pilota, Naomi wyrwała pilot Lilce, Katniss Naomce, a ja wyrwałam pilot Katniss, po czym schowałam go do szuflady.
-Zarządzam chwilową ciszę. Która z was, pojedzie ze mną do Wellington?- zapytałam, siadając na miękkim łóżku Katniss obok jej suczki.
-Ja pojadę, ale muszę siedzieć obok Ciebie!- pierwsza zgłosiła się Naomi, drugą osóbką była Lily. Katniss odmówiła, gdyż miała omówiony na dzisiaj trening z Rose. Zawitałam jeszcze do pokoju Leny, która również zadeklarowała, że ze mną pojedzie.
Musiałam oczywiście przygotować koniowóz, który był wręcz ogromny, mogły go zajmować 4 konie, a to i tak niewiele. Tak czy inaczej, wraz z Adeline i Lily przygotowałyśmy środek auta. Około godziny 12, tuż przed wyjazdem, ciekawy tego, co robimy Noah, stwierdził, że on również pojedzie. Dostawiłam jedno dodatkowe siedzenie, na którym usiadła Lena, a Lily usadowiła się na kolanach Noah'a. Nie wiem, czy była zadowolona, ale mus to mus, miałam tylko nadzieję, że gliny nas nie złapią za to. W ostatniej chwili pomyślałam o ty, by zapakować również Draculę.
-Noah, pomożesz mi go zapakować?- otworzyłam duże drzwi auta i zapytałam. Brunet szybko się zgodził, więc wysiedliśmy i wspólnymi siłami wprowadziliśmy Karosza do koniowozu, więc już dziesięć minut po dwunastej wyruszyliśmy z Akademii. Droga mijała powoli, umilana nagłymi wybuchami śmiechu i klepaniem mojego ramienia przez Naomi. Czasami było mi tak trudno się nie odwrócić do towarzystwa, które bawiło się w najlepsze. Oczywiście nie obyło się bez zatrzymania w Hollywood, gdzie spotkały nas wielkie korki. Zmęczeni drogą musieliśmy na poboczu odetchnąć świeżym powietrzem, gdyż otwarte okna w tej duchocie nawet nie pomagały, jedynie pogarszały sytuację.
-Esma, a tak w ogóle, to...po co jedziesz do Wellington?- Adeline oparła się o drzewo obok nas, które delikatnie zaskrzypiało, gdyż nie było ani wysokie, ani też grube.
-Szukam drugiego konia.- odparłam szybko, mocniej zaciskając pięść.- Divine to nie koń do ujeżdżenia, on jest za...za energiczny na tę dyscyplinę, po prostu on nie potrafiłby ćwiczyć jednej figury kilka tygodni.- westchnęłam ciężko, po czym zrobiłam kilka kroków w stronę limonkowego Mercedesa.
-Wiesz... Może potrzebuje więcej męczących treningów, które by jakoś wypalały tę energię?- zapytała, idąc w moje ślady.
-Nie wiem Adiś, wiem, że drugi koń musi być bardziej zrównoważony.- zaśmiałam się, siadając na miejscu kierowcy.
Miła atmosfera spowodowała, że reszta drogi (czyli z Hollywood do Wellington) minęła niemal jak za pstryknięciem palców, i już po chwili parkowałam przed wielkim białym budynkiem, zwanym też Białym Marzeniem. Znając doskonale maniery ukochanej ciotki, poinformowałam, iż urocza Dorothy wielką wagę przywiązuje do kulturalnego słownictwa, a slang jest u niej zabroniony, choć sama czasami go używa. Moi towarzysze obiecali pilnować słownictwa oraz nie rozwalić pierwszego napotkanego wazonu, cóż, ja także musiałam, gdyż znając moje niekontrolowane odruchy, mogłabym stłuc kilka za jednym zamachem. Wszyscy podeszliśmy do drzwi domu, po czym nacisnęliśmy złoty guziczek, czyli dzwonek.
~Haalooo?~ ciotka odezwała się.
-Ciociu, przyjechaliśmy już.- mówiąc to, uśmiechnęłam się. Drzwi po chwili otworzyły się. Stanęła w nich rudowłosa kobieta, między 40 a 50 rokiem życia, przez wielu nazywana moją ciotką, którą chyba nie była. Ciotka uściskała każdego po kolei i stwierdziła, że zna Adeline, na co dziewczyna się zakłopotała, gdyż za cholerę nie mogła sobie przypomnieć, skąd zna kobietę. Bez zbędnego ociągania, Dorothy zaprosiła nas na herbatę lub kawę- Adeline wraz z Noah'em wypili po mocnej kawie, za to ja i Naomi uraczyłyśmy się colą, Lily i Lena zażyczyły sobie brzoskwiniowej herbaty. Kobieta, podająca się od kilkunastu lat za moją ciotkę, rozgadała się z Naomi, na temat Empiryka. Lena, Adeline, Noah oraz Lily i ja słuchaliśmy tego z nieukrywanym znudzeniem.
-Ciociu, idę wyprowadzić Blast'a.- jęknęłam, wstając z wygodnego krzesła.
-Ja Ci pomogę!- Wszyscy odezwali się niemal w tym samym momencie, po czym pobiegli za mną, Naomi z Dorothy zrobiły to samo.
Byłam na siebie zła, dlatego iż zapomniałam go wyprowadzić. Gdy tylko otworzyłam drzwi koniowozu, dobiegło do mnie szczęśliwe rżenie mojego podopiecznego. Szybko weszłam do stanowiska, zajmowanego przez ogiera i odwiązałam uwiąz od belki. Wyprowadziłam Karosza z ciasnego stanowiska, po czym szepnęła. -Spokojnie kochany...- pogłaskałam miękkie chrapy ogiera, po czym on delikatnie zarżał.
-Cudo!- ciotka gwałtownie znalazła się obok mnie. Dracula wierzgnął, dzięki czemu rudowłosa oddaliła się na odpowiednią odległość. Ciotka wskazała mi boks dla niego, na końcu stajni dla klaczy. Delikatnie wystraszona prowadziłam go przez korytarz ogromnej stajni. Prowadzenie młodego ogiera przez rzędy klacz wiązało się z narażeniem życia. Gdy na horyzoncie pojawił się opisany przez ciotkę boks, przyśpieszyłam kroku i wprowadziłam Karosza do brązowego, dużego boksu.
-Esma, uważaj!- Adeline krzyknęła.
Odwróciłam się gwałtownie, a widząc rozpędzoną klacz, przytuliłam się do drzwiczek boksu, unikając stratowania. Odetchnęłam z ulgą, jednak po chwili na swojej dłoni poczułam miękkie wargi, muskające moją skórę, która wyczuwawszy to, delikatnie się "najeżyła". Zdziwiona czułościami klaczy, która nie ukrywajmy- przed chwilą chciała mnie stratować. Dracula powąchał jej nos, po czym jakby się uśmiechnął. Ciotka odepchnęła mnie od nerwuski, po czym chwyciła ją za grzywę i pociągnęła do boksu. Odprowadziłam je wzrokiem, takim cudem natknęłam się na tabliczkę z wygrawerowanym imieniem. ~Queen od Samba, ciekawe...5-letnia Holsztyńska klacz do ujeżdżenia~ w myślach czytałam kawałek srebrnego metalu.
-Poczekaj ciociu...-westchnęłam, chwytając rękę kobiety w nadgarstku i stanowczo odsuwając ją od zasuwy boksu.- Idę po siodło i cordeo.- oznajmiłam i po chwili wróciłam z osprzętem. Wyczyściłam klacz i szybko ją osiodłałam.
-Na pewno?- Ciotka wydawała się niepewna, tego, co robię.
-Tak, jeśli Dracul jej ufa, ja też powinnam.- przerzuciłam nogę nad jej grzbietem, po czym usadowiłam się wygodnie w siodle Devina, które na szczęście przywiozłam i pasowało na siwiejącą.
Przycisnęłam łydki do jej boków, a ona grzecznie ruszyła stępem. Chwilę ją stępowałam, po czym popędziłam ją galopem, by zobaczyć, jak się w nim sprawuje. Nieoczekiwanie klacz wymknęła się mi spod panowania i zanim zdążyłam zareagować, przeskoczyła przez ogrodzenie.
****
Nogi mnie bolały, ale prowadziłam dzielnie klacz przez las, którego kompletnie nie znałam. Na szczęście Białe Marzenie było już widać, więc przyśpieszyłam kroku. Pierwsze co zobaczyłam, to przerażona ciotka ze śmiejącym się towarzystwem.
-Ha ha ha, no boki zrywać.- puściłam im oczko, po czym przytuliłam klacz.- Spadłam, ale ona mnie nie zostawiła. Biorę ją.- powiedziałam, drapiąc ją po uszach.- Ile?
-Dogadam się z Twoim ojcem...- oznajmiła kobieta i już po chwili pakowałam konie do koniowozu.
*****
Patrzyłam na zgrabny łeb Queen z boku, co chwila, uśmiechając się sama do siebie. Nie wiedzieć kiedy, Adeline przysiadła się obok mnie.

<Adisia? Możesz poprowadzić akcję do treningu, jeśli chcesz ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)