sobota, 30 września 2017

Od Harry'ego C.D Adeline



Licząc w głowie puszyste owieczki, wtłaczając w swe płuca siedemdziesiąt osiem procent azotu zawartego w powietrzu, ściskałem mocno swą chłodną dłoń, by ponownie nie powiedzieć słów, których z pewnością znów byłbym w stanie żałować. Stukałem powoli palcami w jasnobrązowy blat, coraz to mocniej zaciskając swą szczękę, by z bólem w końcu podnieść wzrok na nieopodal stojącą szatynkę. Ciężko było mi spojrzeć w jej bursztynowe oczy, jednak w końcu zrobiłem to, czując się z tym wszystkim... Po prostu źle. Pustka ustąpiła mimo wszystko miejsca przyjemnemu ciepłu, gdy tylko przypomniałem sobie dziewczynę w nieco korzystniejszych okolicznościach. Brakowało mi jej delikatnego uśmiechu, błyskotliwej puenty, uroczego śmiechu i sposobu, w jakim obejmowała moją szyję podczas łączenia naszych ust w czułych pocałunkach.
Przetarłem delikatnie swą twarz dłońmi, by po raz kolejny wypuścić z ociąganiem zalegające powietrze. Wsłuchując się w odgłos przesuwanego po podłodze krzesła, w akompaniamencie cichego przeżuwania jabłka, w końcu zebrałem się w sobie, by oblizawszy ówcześnie swe usta, wbić wzrok w śnieżnobiały sufit.
- Zawaliłem, dobra? - głos nieco mi zadrżał, mimo tego, że starałem się trzymać swe emocje na wyjątkowo krótkiej wodzy. Adeline siedziała na krześle niewzruszona, spoglądając w zupełnie inny koniec pomieszczenia. - Byłem, jestem i będę cholernie, ale to cholernie zazdrosny. Nie mogłem tego zdzierżyć, w porządku?
Wciąż przegryzała czerwony owoc, podczas gdy ja toczyłem wewnętrzną walkę z samym sobą, by nie zatrzymać swego monologu w jego początkowym momencie.
- Nie myślę tak o Tobie, naprawdę, nieco mnie poniosło. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, brakowało mi Twojego towarzystwa, w dodatku ten chłopak, wydaję się całkiem w porządku, zwłaszcza w porównaniu do mnie, cholera. - westchnąłem, ciągnąc wszystkie słowa niemalże na jednym wydechu. Po krótkiej chwili szatynka wstała ze swego miejsca, by powoli ruszyć w stronę drzwi. Czując już, że moje słowa nie tylko dla mnie nie miały większego znaczenia i właściwie mogłem opuścić już pomieszczenie kilkanaście minut wcześniej, zamknąłem swe powieki, bezradnie wykładając się z wygodą na krześle. Tuż jednak po usłyszeniu, jak pozostałości minimalistycznego posiłku spoczęły w koszu, a drzwi prowadzące do jedynego wyjścia nie zostały otwarte, z cieniem uśmiechu przyglądałem się temu, jak dziewczyna prowadzi swe kroki w moim kierunku.
Podnosząc się z miejsca, bez ani sekundy zawahania, zamknąłem ją w szczelnym uścisku, czując, jak powoli oplata mnie dookoła swymi smukłymi rękoma.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam... - wyszeptałem cicho, czule składając krótki pocałunek na jej odkrytym czole.
Dziewczyna westchnęła, zaciskając swe drobne dłonie na szmaragdowym materiale mojej koszuli.
- Bolało, nawet bardzo, wiesz? - wymamrotała, unosząc swoją niepocieszoną twarzyczkę nieco wyżej, by z trudem spowodowanym różnicą pomiędzy naszymi wzrostami, oprzeć brodę o moje ramię.
Przejechałem rękoma po jej plecach, jak gdyby wciąż nieco nie wierząc w to, że ot, tak z powrotem mogę trzymać ją w swoich ramionach.
- Jestem dupkiem, tak. - z trudem wypuściłem kolejne dawki zbędnego już powietrza, prawym kciukiem gładząc jej gładki, delikatny policzek. Pod wpływem mojego powolnego dotyku Adeline przymknęła nieco powieki, z typową dla siebie subtelnością kładąc obydwie swe dłonie na mej szyi.
Uśmiechnąłem się lekko, gdy musnęła moje usta swoimi ciepłymi wargami, dając mi wkrótce do zrozumienia, że wymagała ode mnie dokładnie takiej samej inicjatywy.
Nie pragnąłem w tamtym momencie niczego bardziej jak pogłębienia pocałunku.
- Miałam ochotę Cię prawie zabić. - wyszeptała, siląc się na konspiracyjny szept, pomiędzy jedną z serii długotrwałych, niemalże nigdy niekończących się, namiętnych całusów. Zaśmiałem się nieco głośniej, gdy z uśmiechem na idealnie pełnych ustach, dla pozornie zabawnego podroczenia się ze mną, potrząsnęła nieco mą szyją.
- Może jednak pozostawimy sobie atrakcje tego typu na później? - parsknąłem pod nosem, natychmiastowo korzystając z okazji, w której równie roześmiana Adeline zachęcająco odchyliła dla mnie swój kark i nieznaczną część obojczyków wystających spod opiętej koszulki. Nabrałem dosyć sporych kilku oddechów, zanim przeszedłem do delikatnego obdarowywania pocałunkami niknących już powoli siniaków, złożonych na ciele dziewczyny nie tylko kilkanaście godzin wcześniej, ale i jakiś czas temu. Moje duże dłonie niemalże automatycznie skierowały się tuż pod jej pośladki, podciągając ją znacznie do góry — szatynka, mrucząc niezwykle seksownie niczym należąca do niej kotka, objęła mnie długimi nogami w pasie, cicho chichocząc, gdy zamiast dotrzeć spokojnie do najbliższego stołu, nie zaprzestając wykonywania przy tym niezwykle przyjemnych czynności, straciłem swoją równowagę i sam dosyć brutalnie oparłem ją o najbliższy blat.
Nie miała jednak nic przeciwko temu, bym powoli wyciągnął górną część jej garderoby z równie dopasowanych, czarnych bryczesów. Podwijając materiał na wysokość pępka, bezkarnie nachyliłem się nad osobliwie cudownie pachnącą skórą, by wraz z podnoszeniem koszulki, coraz wyżej wędrując nie tylko ze swymi pocałunkami, ale i wyjątkowo wysoko umieszczonymi dłońmi. Pomagając jej pozbyć się zbędnego odzienia, już miałem zdjąć z niej wyjątkowo ładnie skrojony biustonosz, gdy unosząc głowę sponad jej położonego na stole ciała, spostrzegłem u rogu ściany coś, co wyjątkowo mnie zaniepokoiło. Zarzucając na swe ramię jej bluzkę, ewidentnie nie chcąc tracić już ani jednej, niemiłosiernie uciekającej sekundy, bez większego ostrzeżenia ponownie chwyciłem ją na ręce, opuszczając stołówkę w równie szybkim tempie, co wbiegałem z zachowaną jeszcze rozwagą po schodach. Widząc jej pytające spojrzenie, nachyliłem się do jej ucha, przygryzając lekko jego płatek.
Dziękowałem sobie w duchu, że tuż obok kuchni znajdowały się nieco rzadziej uczęszczane przeze mnie schody, prowadzące prosto na zamieszkiwane przeze mnie piętro. Były zdecydowanie najszybszą drogą, która prowadziła wprost do mojego pokoju, mieszczącego się na korytarzu.
Na nasze szczęście, nikt nie kłopotał się na tyle, by wyjść nam naprzeciw i spostrzec niesioną przeze mnie Adeline w samym staniku, gdy bez skrępowania łączyliśmy ponownie zwarto swe usta, pokonując z coraz większą prędkością postawione przed nami stopnie.
- Kamery, skarbie - wymamrotałem w końcu, gdy udało mi się złapać oddech pomiędzy pojedynczymi całusami. - Definitywnie nie pozwolę, by dzisiaj oglądał Cię ktokolwiek z wyjątkiem mnie... - mruknąłem, wciąż trzymając ją na rękach, usilnie starając się otworzyć drzwi od własnego pokoju.
Odnalazłszy już klucze, miałem mały problem z trafieniem do zamka, gdy szatynce udawało się mnie tak skutecznie odciągnąć od konieczności względnie korzystnego dla mnie myślenia.
Pojawiając się jednak w środku lokum, nogą kopnąłem w drzwi, by zatrzasnęły się w futrynie z niemałym hukiem. Ekspresowo tym razem dając się rozebrać z koszuli, podgryzałem jej malinowe wargi, gdy z niewątpliwie nieposkromioną energią w końcu nakłoniła mnie do tego, by przenieść się na nieco wygodniejsze łóżko. Niemałe piersi dziewczyny wciąż były okryte biustonoszem, kiedy to nie mogąc powstrzymać się przed jak najszybszym rozebraniem jej niemalże do naga, powolnymi ruchami muskałem cały jej dekolt. W międzyczasie szatynka walczyła ze wcale nieprzychylnym zamkiem od moich spodni, które najwidoczniej nie zamierzały tak łatwo pozwolić się ściągnąć z mych nóg. Niemalże odtwarzając przynajmniej w jednej setnej sekundy schemat poprzedniej nocy, pozostając już w bokserkach, tym razem dałem się bez większego zająknięcia i protestów sprowadzić na nieco bardziej przegraną pozycję. Ulegając dotykowi siedzącej na mnie chwilowo okrakiem kobiety, chwilę wcześniej w zamian drobnego zadośćuczynienia pozbawiłem ją spodni, wkrótce rzuconych w jeden z najdalszych kątów niemalże całkowicie zaciemnionego pomieszczenia. Siedząc tuż nad moim kroczem w samej bieliźnie, skwitowała każde moje ciche, frustracyjne westchnięcia niesamowicie seksownym uniesieniem swych warg. Machinalnie ulokowawszy swe dłonie na jej szerokich, okrytych niewiele zakrywającym, koronkowym materiale biodrach, z nieukrywaną dozą pożądania przyglądałem się, jak łącząc nasze usta w coraz bardziej zwartych, gorących pocałunkach, jedną ze swych rąk gładziła mój spięty tors. Apogeum jednak mojej cierpliwości przekroczone zostało w momencie, gdy wraz z napiętym materiałem moich bokserek, pozwoliłem jej na coś, co zazwyczaj niesamowicie godziło w moją dumę wiecznie bezkarnego łamacza dziewczęcych serc. Czując, jak w delikatnie napuchniętym już miejscu na szyi powstaje siniak, jednym, pewnym i niezwykle pewnym ruchem pozbawiłem ją ciemnego biustonosza. Z zadowoleniem obracając ją tak, by to ona ponownie leżała wśród mojej świeżo wymienionej pościeli, nachylałem się ku jędrnym piersiom, by stopniowo zacząć delikatnie podgryzać jej smukły brzuch. W akompaniamencie jej pojedynczych jęków drobnym postępkiem znaczyłem krawędzie jej talii, zahaczając tuż nad biodrami koronkowy materiał. Zniżając się coraz to niżej i niżej, jeden z ostatnich razy spoglądnąłem w błyszczące oczy wciąż niezmiennie uśmiechniętej szatynki. Podniósłszy jej długie nogi, zyskując tym samym coraz to większy dostęp do ciepłych, delikatnie rozchylonych nóg, zahaczyłem palcami o ostatnią część skąpej garderoby jeszcze znajdującej się na jej rozgrzanym ciele.
Zsunąwszy drobne majteczki na sam dół jej stóp, bezczynnie poddałem się zabiegowi odbierania moim biodrom jedynej materiałowej przepaski. Doły naszych bielizn spoczęły dosyć szybko na podłodze, nie przeszkadzając na tym samym do samego końca momentu, w którym zdecydowanie nie oszczędzaliśmy siebie nawzajem. Niewątpliwie pobudzony widokiem nagiego ciała Adeline, czując dookoła jej słodki, kobiecy zapach, nie pozwoliłem na to, by zbyt szybko wyzwoliła się z mych opiekuńczych ramion.

~*~

Ciężko jeszcze oddychając, opierałem się o rozgrzaną, odkrytą klatkę piersiową leżącej tuż obok mnie dziewczyny, bezradnie poddając się temu, jak próbując ustabilizować swój nierówny oddech, kręciła dookoła własnych palców moje ciemne włosy. Przytulając ją jeszcze bliżej do siebie, by poczuć bijące od niej wyjątkowe ciepło i delikatne podmuchy wypuszczanego przez nią powietrza, po pewnym dosyć krótkim, choć niezwykle dłużącym się czasie, podniosłem się na łokciu, by zyskać dostęp do jej lekko rozchylonych ust. Muskając je czułymi ruchami, tym razem to ja przyjąłem ją do swego torsu, ponownie poprawiając zsuwającą się z jej pleców pościel. Pozostawione przez szatynkę draśnięcia bolały mnie jeszcze na tyle, że z ogromnym trudem przewracałem się na drugi bok, by spojrzeć w jej cudowne, tętniące życiem tęczówki.
- Zostaniesz, prawda? - błagalnie pogłaskałem jej policzek, uśmiechając się pod nosem.

Mój Skarbuś Adisia? ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)