czwartek, 21 września 2017

Od Holiday C.D Esmeraldy+zadanie 22

- Nie wierzę... - mruknęłam zrezygnowana, siadając na stołku. - Nie mam chęci, żeby nigdzie wychodzić. Szczególnie do sklepu. - spuściłam wzrok na swoje buty, które w tej chwili bardzo mnie zainteresowały. - Mam pomysł! - wykrzyknęłam w pewnej chwili.
- Jaki? - Esma aż odwróciła się w moją stronę. Nie miała siły, tak samo, jak i ja. W tej samej chwili do kuchni wparowała pani Elizabeth, z uśmiechem na twarzy. Podniosłam na nią wzrok, marszcząc leciutko brwi. Co ona tu jeszcze robi? Przecież przed chwilą wyszła i kazała nam iść po nowy czajnik. Nie rozumiem. Zresztą chyba nie było to dziwne, że nie rozumiałam, bo Esmeralda miała także dość skonsternowaną minę.
- Albo wiecie co? Czajnik sobie sama odkupię. Możemy pójść na pewien układ. W zamian za to, że ja pójdę do sklepu za Was, wy będziecie do końca dnia pielęgnować swój ogródek. Co wy na to? - spojrzałam zdziwiona na panią Rose, potem na Esmę. Z powrotem na panią Rose i znowu na Esmę. I po raz ostatni, na panią Elizabeth. Czy my właśnie zdajemy jakiś kiepski test? Jeśli nie zdamy, dostaniemy karę, jeśli zdamy, to nie. A może to tylko dobre serce pani Elizabeth dało o sobie znać? Może jestem za bardzo dociekliwa? Raczej tak.
Zerknęłam raz jeszcze z ukosa na Esmę i zebrałam się w sobie. Dziewczyna nieznacznie kiwała głową, co oznaczało, że mam się zgodzić.
- No dobrze... kiedy mamy zacząć? - spytałam niechętnie. Wizja sprzątania ogródka właścicieli Akademii Magic Horse nie wydawała mi się zbyt optymistyczna, ale z drugiej strony miałam do wyboru jeszcze jazdę do Miami, żeby odkupić czajniczek.
- Najlepiej teraz. Im szybciej zaczniecie, tym szybciej skończycie. - uśmiechnęła się szeroko. - Chodźcie, więc za mną.
Ramię w ramię, z Esmą podążałyśmy na bitwę. Z roślinkami i chwastami. Każdy przecież znał ich dokładność, jeśli chodzi o tą pracę. Pani Rose nienawidziła, gdy coś nie poszło po jej myśli. Szczególnie w jej idealnym, wręcz ogródku. Kobieta pokazała nam tylko, jak wyrywać chwasty i co dokładnie mamy zrobić, a potem szybko nas opuściła. Mieliśmy jeszcze sporo czasu przed zachodem słońca. Jak nie wyrobimy się dzisiaj, to prawdopodobnie będziemy musiały to robić jutro tak długo, aż skończymy. A tego raczej chciałybyśmy uniknąć.
- Proszę państwa... Panie i panowie... - przybrałam komentatorski głos. - To się nazywa prawdziwe pobojowisko. - skończyłam i zamilkłam. Esmeralda od paru minut przyglądała się chwastom albo ich ilości z otwartą buzią. W końcu po prostu nie wytrzymałam i podeszłam do niej, zamykając ją.
- Dobra, roboty nam na pewno nie zabraknie. - odezwała się w końcu, a ja tylko wywróciłam oczami na te słowa. - Więc no cóż, mogłybyśmy się za to zabrać teraz, żeby nie robić tego w nocy, czy nie daj Boże, jutro. Pewnie będę się teraz przeklinać za to, że w ogóle poszłam na taki układ.
Uklękłam przy grządce z jakimiś różowymi kwiatami. - Amen. Szybko jednak wstałam, ruszając do kosiarki. Wydawała się jak na razie najlepszą opcją spędzenia pierwszych minut. Podłączyłam ją do odpowiednich miejsc i zaczęłam jeździć po trawie. Brunetka natomiast zaczęła wyrywać chwasty, przy jakiejś grządce, z fioletowymi kwiatami.
- Dobra. - odezwałam się w końcu, ocierając pot z czoła. Minęło pół godziny, odkąd włączyłam to mordercze urządzenie, a dopiero teraz było widać jakiekolwiek skutki. Co prawda wiele razy musiałam uważać, żeby nie wjechać na rośliny, ale Esma na szczęście skutecznie starała się usuwać mi je z drogi. - Pierwsze piekło przeszłam, teraz jeszcze dalej. - skrzywiłam się. - Jak Ci idzie wyrywanie chwastów, co? - to pytanie, naturalnie, było zadane brunetce, która z brudnymi kolanami i skwaszoną miną klęczała nad roślinami.
- Nienawidzę tego ogródka. - stwierdziła w końcu. - Ta głupia baba robi nam na złość, karząc go "pielęgnować". A co jakbyśmy tego nie zrobiły? Kur*a, mogłyśmy jechać po ten cho*lerny szklany czajniczek, a w zamian za to kobieta zgotowała nam piekło, zamiast życia. - warknęła rozeźlona.
- Nie przesadzaj, kiedyś siedziałam dziesięć godzin w ogródku cioci. - uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - Najlepsze jest to, że miałam wtedy dziewięć lat i strasznie mi się to podobało. Oczywiście, matka była potem zła, że zamiast białych spodni, miałam czarno - brązowe. Ale ogólnie to było całkiem ciekawe. Szkoda, że to było tak dawno. - totalnie odpłynęłam. Przypominałam sobie po trochu moje wspomnienia sprzed ośmiu lat. - Boże jak to było dawno. Jaka ja jestem stara. - z wrażenia aż wstałam z ziemi i zaczęłam przechadzać się powoli po ogrodzie.
Podeszłam do Esmy i uklękłam w tym samym miejscu, co ona, aby jej pomóc przy roślinach. Zaraz tu osiwieję. Minęła niecała godzina, a ja już nie chcę dalej pracować. Trudno, Holiday. Czasem trzeba zacisnąć zęby i brnąć naprzód. Dobra, może przykład z ogródkiem wcale nie jest taki dobry.
Minęła kolejna godzina długich wyczekiwań, ale koniec był już parę kroków stąd. Na szczęście nie było tak dużo tej pracy, co na początku się zapowiadało. W pewnej chwili nadeszła Helen, która jako dobra dusza pięć minut z nami popracowała, a potem musiała nas opuścić z tekstem, że spieszy się na zajęcia. Nawet naprawdę tępy człowiek wiedział,że robi wszystko, żeby się wymigać od tej pracy, a jako dobra przyjaciółka musiała mi pomóc. Nawet Naomi przyszła, żeby nas poratować, ale ona także nie mogła zostać długo. Jeszcze Katniss, ale ona to tylko przyszła z nami porozmawiać, "wesprzeć moralnie" i poprawić choć trochę humor. Ostatecznie i tak siedziałyśmy nad grządkami ze skwaszonymi minami, tłumacząc sobie, jak i blondynce, że jej żarty były naprawdę udane, ale po prostu "mamy zbyt rozwalony humor, żeby cokolwiek nas w tej chwili zmusiło do śmiechu".
- SKOŃCZYŁAM! - mój krzyk był na tyle głośny, żeby mogła usłyszeć to Esma i parę osób, które akurat przechodziły niedaleko nas. - Jestem bogiem, tralalala! - zaczęłam wywijać dziki taniec radości. Esma prędko do mnie dołączyła i obydwie biegałyśmy po całym ogródku, szalejąc ze szczęścia. Dziesięć minut minęło, zanim na dobre się zmęczyłam i musiałam zrezygnować z dalszych wygibasów. Rzuciłam się na trawę, ciężko oddychając. Brunetka zaś usiadła na jakiejś prowizorycznej ławeczce, która była małą deską i obserwowała mnie z szerokim uśmiechem rozciągniętym na całą szerokość twarzy. Cieszyła się nie mniej niż ja. I mi i jej nie spodobała się ta praca. Kiedy mój oddech lekko się już uspokoił, wstałam szybko z podłoża i ruszyłam biegiem przed siebie, żeby zawiadomić panią Elizabeth o tym. Na szczęście okazało się, że siedziała w biurze.
- Pani Elizabeth! - wbiegłam do biura, głośno tupiąc. - Skończyłyśmy! - Esma wpadła parę sekund po mnie z szerokim uśmiechem, który przylepił jej się parę minut temu do twarzy i nadal nie zszedł. Zresztą ze mną było podobnie. Kobieta uniosła głowę znad sterty papierów z uniesioną brwią.
- Cieszę się bardzo. - odwzajemniła uśmiech. - Dziękuję bardzo za pomoc, tymczasem możecie wracać do swoich pokoi. Miłego dnia! - to mówiąc, wstała od swojego biurka i zniknęła na ziemi, szukając czegoś w nisko osadzonej szufladzie. Pociągnęłam Esmę lekko za łokieć i pokierowałam na dwór. Czas wracać i odpocząć po ciężkim dniu. Bardzo ciężkim, bym powiedziała.


Dostajesz 35 punktów za solidne wykonanie zadania! ⌒.⌒

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)