poniedziałek, 4 września 2017

Od Naomi C.D Esmeraldy- zadanie 8

- Była w krzakach - uprzedziłam pytanie przyjaciółki - Leżała z przymkniętymi patrzałkami jakby nigdy nic.
- Oj, ty idiotko. Jak mogłaś mi to zrobić?! - Esma zaczęła czochrać sierść kotki, ta mruknęła z zadowoleniem.
- Nie uważasz jednak, że taka czynność nie należy do zupełnie normalnych? Myślę, że dobrze będzie podjechać do weterynarza na przegląd.
- To dobry pomysł, w końcu nawet w zaroślach mogła się czegoś nabawić. Kat akurat wróciła z Nowej Galerii Miami, odda mi kluczyki do mojego limonkowego mercedesa.
Na szczęście, badania nie wykryły usterki. Mrs. Jonuss nakazała przez następny tydzień profilaktycznie podawać Balbinie specjalną karmę, którą chwilę później nabyłyśmy. Zadowolone wróciłyśmy do akademii.
- Co to za tłum przy tablicy informacyjnej? - zdziwiła się dziewczyna, wskazując niemałe zbiorowisko przy planszy, która zwykła nie być obstawiona.
- Pewnie zawody. Chodźmy to obczaić! - złapałam Esmę za rękę i przepchałam się przez tłum. Naszym oczom ukazał się następujący napis:

TYGODNIOWY RAJD KONNY 5-12 września
Zapisy razem ze szczegółowymi informacjami u dyrektorki,
liczba miejsc ograniczona!

Decyzja była prosta - takie urozmaicenie egzystencji w żadnym wypadku nie mogło nas ominąć. Wystrzeliłyśmy jak z procy i w trymiga znalazłyśmy się w gabinecie.
- Nie zważyłyście na to, że macie jeden wieczór na przygotowanie? - zapytała się z niedowierzaniem kobieta.
- Na pewno zdążymy - prędko rozwiałam jej wątpliwości.
- Jakie konie będziecie męczyć?
Podczas, gdy pani Rose szukała w notesie odpowiedniej strony, a potem sprawdzała, który długopis jakimś cudem ma w sobie jeszcze trochę tuszu, zastanawiałam się nad odpowiedzią.
Ostatnio ostro trenuję Empire, przydałaby mu się "chwilka" wytchnienia. Co prawda i tak ją dostanie, ponieważ zaczęło ciągnąć mnie do ujeżdżenia, ale rajd i tak nie wchodzi na nim w grę. Zostają mi tylko konie stajenne, ale nie lubię iść na łatwiznę. A gdyby tak...
- A Pretzel jest zajęty?
Poczułam na mnie wzrok wszystkich z mojego otoczenia.
- Trudno będzie Ci go ruszyć, okropnie się rozleniwił, to nie jest koń dla kogoś lubiącego konie, które idą do przodu! - pani Elizabeth zaczęła uwypuklać wszystkie problemy związane z podjęciem takiej decyzji.
- Lubię kucyki - wzruszyłam ramionami z niewinnym uśmieszkiem, jeszcze bardziej zdumiewając gapiów.
- No cóż, twój wybór... Ale jeśli wrócisz pieszo, nie będziemy brać odpowiedzialności!
Ostrzeżenia dyrektorki nie zmieniły mojego zamiaru, dlatego moje nazwisko pojawiło się na liście koło imienia siwego kuca Fell. Esmeralda postanowiła przetestować swoją nową klacz, Desert Jackal aka Queen of Samba. Wyprawa zapowiadała się naprawdę ciekawie...

***DZIEŃ WYJAZDU***
Dźwięk budzika głucho błądził po mojej głowie. Podniosłam smartphone i nieprzytomnym wzrokiem spojrzałam na ekran. Rajd na precelku, no tak! Wyskoczyłam z łóżka i szybko zabrałam się za budzenie brunetki, wczoraj jej to obiecałam. Zresztą i bez zobowiązania nie zostawiłabym jej na pastwę losu. Następnie wskoczyłam pod prysznic oraz włożyłam wcześniej przygotowane ubrania. Razem z przyjaciółką serdecznie pożegnałyśmy resztę pokoju i dzierżąc plecaki, skierowałyśmy się do stajni. Pan James zlecił nam przyrządzenie i spakowanie prowiantu na pierwszy dzień dla całej grupy, liczącej 11 osób. Mieliśmy przenocować w specjalnej knajpie z miejscem dla wierzchowców, dlatego był nam potrzebny przed zagoszczeniem w niej. Z niechęcią wykonałyśmy zadanie, na szczęście noszenie tych bagażów podczas jazdy przypadało instruktorom. My przejmowałyśmy tylko mniejsze plecaczki z ubraniami i innymi najważniejszymi przedmiotami.
- Widzę, że dobrze się sprawujecie - pochwalił nas dyrektor - Teraz czas na wyszykowanie koni.
Pretzel nie był zadowolony moim najściem, chyba domyślał się, co knuje. Myślę, że gdyby wiedział o tych planach wcześniej, nie wyszłabym z boksu, o ile w ogóle udałoby mi się tam znaleźć. No cóż, czasami lepiej nie wiedzieć... Szybko oporządziłam go i osiodłałam, mimo sprzeciwów. Szczotki znalazły swoje miejsce koło reszty ekwipunku.
- Widać, że niczego się nie domyślasz. Mam tylko nadzieję, że nie obrazisz się na mnie i uznasz to tylko za zbiór długich terenów.
Wyprowadziłam konika na plac. Po krótkiej gadaninie Jamesa Rose i Georga Lee, wyruszyliśmy w drogę. Kuc od samego początku mimo wszelkich starań wlókł się na końcu. Łydka nie działała na niego tak, jak powinna, co niesamowicie mnie irytowało. Esma wesoło trajkotała z Leną gdzieś na przodzie, ciesząc się pełną władzą nad ruchami Desert. Już miałam sięgnąć po odpowiedni patyk, ale... Coś mnie od tego powstrzymało. Postanowiłam więc nie szaleć, a jedynie cieszyć się przepięknymi widokami.
***
- I jak minął Ci pierwszy dzień? - chciał wiedzieć pan George.
- Świetnie - odburknęłam z udawanym entuzjazmem.
- Cieszę się, że widoki zaspokoiły twoje wymagania, Naomi - o dziwo, mężczyzna nie wątpił w złudną prawdziwość mych słów.
- Jak tak dalej będzie, to wrócę do akademii i zmienię konia.
- Tak? Ciekawie, ciekawie. Myślę, że Pretzel w drodze powrotnej będzie zasuwał z prędkością światła - odparł z równym mi sarkazmem.

***TRZECI DZIEŃ***
Nie udało mi się w żaden sposób wpłynąć na zachowanie siwego kuca. Wsiadając na konia, próbowałam wmówić sobie, że dzisiaj będzie lepiej, ale w głębi serca sama nie wierzyłam w wygraną nad upartym usposobieniem. Widocznie kuc mnie nienawidził, tyle z jego strony. I rzeczywiście, prędkość się nie zwiększyła. Nie chcąc doprowadzić do kolejnego bólu dolnych części nóg, dałam za wygraną i nawet przestał mnie obchodzić ciągle zwiększający się odstęp między koniem przede mną. Precelek w końcu wydawał się być zadowolony, chyba lepiej, żeby jeden z pary cierpiał, niż obydwa? Wtedy stało się coś zupełnie nieoczekiwanego - drogę przecięła nam plastikowa siatka. Zupełnie spokojny kuc okazał prawdziwy strach, tyle że droga ucieczki, wybrana zresztą w kompletnej dezorientacji,  prowadziła w krzaczory. Kurczowo trzymając się szarej grzywy, próbowałam przeżyć spotkanie z gałęziami. Po chwili jednak poczułam mocne uderzenie, a obraz przysłoniła mi ciemność.
***
Miękkie, zimne podłoże, mech? Chyba tak. Uświadomiłam sobie, że miałam ogromne szczęście, bo oprócz otarć po badylach nic mi się nie stało. Która godzina? Gdzie kuc? W mojej głowie pojawiały się miliony pytań. Postanowiłam się najpierw podnieść i znaleźć siwego, a potem... No właśnie, gdzie ja mam teraz iść? Nawołujące rżenie, które usłyszałam chwilę potem, na pewno należało do konika. Podążając tropem odgłosu, zauważyłam wystający zza drzewa, śnieżnobiały tyłek.
- Precelku, ty przynajmniej jesteś! - ucieszyłam się i przytuliłam poharatanego kucyka - Jak my teraz znajdziemy drogę?
Uznałam, że nie zostało mi nic innego, jak wskoczyć w siodło. Przez wypadek zupełnie nie pamiętałam drogi, puściłam wodze i ruszyłam prosto. Po chwili wierzchowiec samowolnie skręcił w prawo. Jego kroki były zdumiewająco zdecydowane, jakby dokładnie pamiętał drogę.
- Możesz tylko próbować - westchnęłam, nie wierząc w zupełnie nic. Ale nie można ukrywać, że Pretzel dodał mi pewności.
Myślałam, że zaczynam majaczyć, gdy na horyzoncie ukazała się karczma, w której nocowaliśmy. Po tym wszystkim ledwo kontaktowałam, dlatego fatamorgany mogłyby wystąpić. Jakieś było moje zdziwienie, gdy budynek nie okazał się złudzeniem, a ja zsunęłam się z grzbietu na jego dziedzińcu.
- Jesteś kochanym obwarzankiem - szepnęłam konikowi na ucho i przytuliłam się do jego szyi.
- O mój boże! - krzyknęła gospodyni, która akurat wyszła na ganek - Oddaj konia stajennemu, on się nim dobrze zaopiekuje. Opiekunowie Cię tu szukali! Już do nich dzwonię. Choć tutaj, moje dziecko, trzeba zdezynfekować rany.
Pod wpływem zmęczenia nie za bardzo zrozumiałam tok słów, który wypłynął z ust kobiety. Mimo wszystko nie protestowałam. Zresztą, kiedy w zasięgu mojego wzroku znalazło się łóżko, wszystko inne przestało się liczyć - zasnęłam w locie do poduszki.
Od mojego niefortunnego wypadku minęły 4 dni. Oczywiście, w takim stanie i koń, i ja zostaliśmy odesłani do akademii. Rany szybko się zagoiły, również u Pretzela - to ja dbałam o to, żeby wyzdrowiał. Nieskończenie mi się przez ten okres nudziło, dlatego gdy dzisiaj w progu pokoju ujrzałam Esmę, która oczywiście została do końca rajdu, moje serducho radośnie podskoczyło.
- Jak było? - zapytałam się brunetki.

Esma? HEŁHEŁHEŁHEŁ To jest chujowe...




DOSTAJESZ 50 PUNKCIKÓW MOJA KRUSZYNKO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)