-Jak sądzisz, ile jeszcze muszę czekać, zanim będę mogła postarać się o własnego wierzchowca?- Brunetka zaskoczyła mnie pytaniem.
-Lena, myślę, że za około miesiąc, Państwo Rose dostarczą Ci kopertę z pozwoleniem na kupno nieparzystokopytnego. Na moje oko już mogłabyś mieć swojego zwierzaka.- uśmiechnęłam się szeroko, po czym dodałam.- Do moich rąk ostatnio trafiła klacz, którą w niedalekiej przyszłości mam zamiar pokryć.
-To cudownie!- krzyknęła moja towarzyszka, z lekka podskakując na jednej nodze, dokładniej prawej.
Dotarłyśmy do swoich pokoi, żegnając się krótkim "pa pa" zamknęłyśmy drzwi i z całą pewnością pierwszą rzeczą, którą zrobiła dziewczyna, było pójście do toalety.
***
Z niecierpliwością czyściłam bok Desert, gdyż dzisiaj miała być jej pierwsza jazda w Akademii pod okiem pana Georga. Z racji tego, iż chciałam dziś przeprowadzić również trening ujeżdżeniowy, a nie tylko sam skokowy, to byłam zmuszona do poproszenia znienawidzonego nauczyciela o poświęcenie chwilki czasu dla mnie i klaczy. Queen po chwili była już gotowa, więc wyprowadziłam ją z boksu i na placu jeszcze rozwinęłam strzemiona. Jak się później okazało, zapomniałam dociągnąć popręg, najpewniej z podekscytowania. Lekcji przedstawiać wam nie będę, może powiem tylko to, że skakałyśmy stacjonaty, a na treningu ujeżdżeniowym ćwiczyłyśmy lotne zmiany nogi co trzy. Wymęczona wypuściłam Holsztynkę na padok, nalewając jej do „wanny” wystarczającą ilość wody, to jest trzy wiadra. Raźnym krokiem odeszłam od zajmowanego przez kopytną miejsca i skierowałam swe kroki w stronę akademika, by tam zaznać pokojowego chłodu oraz pogawędki ze współlokatorkami, które najpewniej znajdowały się poza czterema ścianami naszego przytulnego lokum. Przed wizytą w pokoju, postanowiłam zrobić sobie coś zdrowego do picia, więc szybko pobiegłam do małej, akademickiej kuchni, gdzie spotkałam Lenę.
-Robię sobie smoothie, zrobić i Tobie? Jakie owocki? - zapytałam, wrzucając do „kruszownicy” kostki lodu. Dźwięk, a bardziej huk wydawany przez urządzenie mącił głos, więc Lena z odpowiedzią musiała poczekać do końca pracy tego sprzętu.
-Chętnie, najlepiej truskawki, borówki i...może maliny?- dziewczyna wygodnej rozsiadła się w krześle.
-Okej!- odkrzyknęłam, wrzucając kolejną porcję lodu do kruszownicy. Następnie do miksera wsypałam mrożone maliny i świeże truskawki z borówkami, na koniec dorzuciłam jeszcze trochę listków czegośtam i zamknęłam wierzch urządzenia przykrywką.
Gdy tylko wszystko było zmiksowane na gładką masę, przelałam to do wysokiego kubka i dosypałam połowę z porcji pokruszonych kostek lodu. Zabrałam się za swój napój, więc do dużego urządzenia wsypałam szpinak, kilka kawałków mango oraz borówki z mrożonymi malinami. Powtórzyłam wszystko i usiadłam na miękkim krześle.
-A tak w ogóle...-siorbiąc napój, powiedziałam. - To jaka rasa konia by najbardziej Cię usatysfakcjonowała?- zapytałam, rzucając tajemnicze spojrzenie siedzącej naprzeciwko mnie brunetce.
<Lena?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)