niedziela, 17 września 2017

Od Adeline C.D Harry'ego

MARTWE MORZE STOI WOKÓŁ NAAAAAAAAAAAS!
Kocham to^





Dźwięk pracy silnika ostatecznie wygrał ze mną i uniosłam głowę z ciała chłopaka. Jednakże było coś co mnie zaskoczyło, bowiem moja głowa wcale nie znajdowała się na ramieniu, lecz na kolanach Harry'ego. Potarłam delikatnie swoją skroń, po czym miała chwilę zawahania by nie przetrzeć wierzchem dłoni ust, ale w odpowiednim momencie zorientowałam się, że na moich wargach znajduję się czerwona pomadka.
- Gdzie jesteśmy? - Zapytałam, rozciągając się przy tym. - Błagam, powiedz, że zostało dwadzieścia kilometrów i już zaraz wyjdziemy z tego dusznego pudełka - mruknęłam, a Hazza uśmiechnął się.
- Jeśli tak chcesz. Zostało nam dwadzieścia kilometrów i za kilka minut wyjdziemy stąd. Może jednak zechcesz poznać prawdę?
- No mów, na to tylko czekam - zaśmiałam się. - Może nie zacznę płakać.
- Za dosłownie dwie minuty będziemy na miejscu - uśmiechnął się, wskazując na znak mówiący o tym, że do hodowli kuców zostało nam mniej niż kilometr. Westchnęłam przeciągle próbując domyślić się tego, jak znalazłam się na nogach młodego mężczyzny. Jednakże nie było mi to dane, ponieważ szybko zostaliśmy poinformowani o tym, że właśnie nadszedł czas wyjścia z autokaru. Zmęczenie ciągle dawało mi o sobie znać, ale nie poddawałam się mu i starałam się wrócić do żywych, co jednak okazało się być niezwykle trudne. Wlekłam się za grupą, opierając się swym ramieniem o Harry'ego, który patrzył na mnie po kolei ze zdziwieniem, zmartwieniem oraz rozśmieszeniem. Najczęściej jednak pojawiało się spojrzenie rozbawione, które w moich myślach zostało uznawane przez jakiś atak ze strony niebieskookiego.
- Wróćmy do autokaru, ja chcę spać, błagam - zawyłam niczym młode szczenię.
- Jeszcze przed chwilą chciałaś uciec z tamtej klatki - zarechotał Loczek, który błyszczał teraz ironicznym uśmiechem.
- Właściwie to czemu jesteś taka zmęczona?
- Próbowałam wczoraj znaleźć jakieś pasze i dodatki dla Notte, a jak już znalazłam to wzięłam się za rozpiskę jej karmienia. Tak o to, w łóżko znalazłam się koło trzeciej. Dodam jeszcze, że musiałam podnieść się o piątej bo księżniczka musiała dostać jedzenie i zostać wypuszczona na padok. - Mruknęłam. - Jak wróciłam do akademika to nie mogłam już zasnąć i teraz jestem jaka jestem.
Chłopak tylko przeciągle westchnął, ale po chwili się rozpromienił, widząc na horyzoncie klacze walijskie, za którymi wesoło biegały małe kulki sierści. Mój wzrok przyciągnęła największa, siwa samica, która samotnie pasła się obok rosłego drzewa. Zdziwił mnie jednak brak przy niej jakiegoś źrebaka, a po jej samym brzuchu nie dało się stwierdzić żadnej ciąży. Istniała możliwość poronienia, ale czy w takiej hodowli mogłoby do tego dojść? Przecież personel miał tyle doświadczenia i wiedzy. Może doszło do jakiejś komplikacji, która stała za straceniem źrebaka? Jeśli nastąpi taka okazja, na pewno zapytam się o to dowolnej osoby tutaj zatrudnionej. Niebieskooki wykazywał zainteresowanie najmniejszą, wesołą klaczką, która za sobą posiadała długi ogon w postaci kasztanowatego malucha szybko przebierającego nogami.
- Kup sobie taką - wybuchnęłam śmiechem, gdy tylko zobaczyłam minę młodego mężczyzny. - Oj no żartuję - wydukałam przez łzy śmiechu.
- Dobra, dobra. To Ty jeszcze będziesz na takim popylała. Już ja o to zadbam - mruknął z cieniem uśmiechu na twarzy. - Może na jeszcze mniejszym. Chociaż nie, wolę nie odpowiadać za znęcanie się nad zwierzętami - po tych słowach myślałam, że moja twarz eksploduje ze śmiechu. Czułam jak moje policzki stają się gorące, ale ktoś po chwili wylał na mnie kubeł zimnej wody. Była to pani Alison Tipton, która upomniała nas za brak kultury. Dopiero wtedy zorientowałam się, że właśnie zaczął się wykład, a my nawet nie otworzyliśmy zeszytu na notatki.

~*~

Autokar zatrzymał się pod moją upragnioną Akademią, która teraz stała się najbardziej ukochanym miejscem na świecie. Nie pchałam się do wyjścia, ponieważ wiedziałam, że i tak nie będę miała siły przecisnąć się między wysypem uczniów.
- Zdycham. Ja ewidentnie zdycham, nie mam już siły na nic - westchnęłam, a po chwili jednak odetchnęłam nocnym powietrzem.
- Nie zdechniesz - odpowiedział brązowowłosy, który w dłoni dzierżył papierosa.
- Daj - mruknęłam, nie wierząc sama we własne słowa.
- Nie.
- Daj mi to bo się obrażę - powiedziałam ostrzejszym tonem, na co chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie, ale już po chwili wręczył mi proszoną rzecz, którą niemalże od razu podpaliłam. Dawno nie czułam smaku papierosa, których szczerze nienawidziłam, ale w sytuacjach kryzysowych potrafiłam je zapalić. Kłęby gęstego, siwego dymu wypadły z mych ust, które po chwili pobrały kolejną porcję uzależniającej nikotyny. Przyjemność jednak nie trwała długo, ponieważ tytoń niesamowicie prędko się skończył. Przetarłam żarzącą się częścią o bruk i wrzuciłam do okolicznego śmietnika.
- Wróćmy do pokoi, nie wytrzymam dłużej na nogach - powiedziałam błagalnie, a Harry ruszył ze mną do akademika. - Zaraz popełnię samobójstwo - warknęłam sama do siebie.


Skarbuś Hazzuś? 8)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)