wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Adeline C.D Noah'a

Popatrzyłam na gniadego ogiera, który dzielnie próbował wybrać siano z granatowej siatki, która jak ja złość bujała się w każdą stronę, tylko nie pyska. Po głębszej analizie, doszłam do wniosku, że koń na pewno nie jest ściśle przeznaczony do ujeżdżenia, bowiem zdradzała go mało wystająca klatka piersiowa, oraz dość długi grzbiet. Zdecydowanie lepiej pracuje się z końmi o krótszej kłodzie, która po sobie płynnie przechodzi w ładnie wyrobiony zad, na których często można zauważyć tzw. portki ujeżdżeniowe, ponieważ mięśnie zadu, którymi wierzchowiec podczas treningu powinien non stop pracować, tak się układają. Byłam niesamowicie ciekawa tego, jak ogier zachowuje się na czworoboku, robiąc proste łopatki. Zaintrygowało mnie też to, czy chłopak podczas pracy ujeżdżeniowej stara się zrobić jak największą ilość przejść. Pewien znany trener, niestety imienia już nie pamiętam, kiedyś powiedział, że solidny trening, to trening który ma w sobie około dwieście przejść. Nie chodzi tutaj o zmianę chodu, lecz też o prawidłowe zebranie czy też rozciągnięcie chodu konia.
- Z chęcią na niego wsiądę, mogę wsiąść nawet za dwadzieścia minut, tylko daj mi zmienić spodnie na bryczesy i do dzieła. Powiedz mi tylko czy posiadasz ogłowie munsztukowe? Czy wytoczyć swoje działa? - Zapytałam z lekkim uśmiechem, ale i też dumą, ponieważ czułam się jakbym właśnie podjęła się niewiadomo jakiego działania.
- Mam, mam. Może trochę zakurzone, ale da się je ruszyć w ruch. Mam przynajmniej taką nadzieję - powiedział delikatnie unosząc swoją lewą brew. Uśmiechnięta ruszyłam w stronę wyjścia ze stajni i skręciłam w lewo.
- W PRAWO DO AKADEMIKA! - Usłyszałam za sobą jedynie głos chłopaka, i wróciłam się. Śmiałam się z siebie w myślach, które teraz skupione były na doborze ćwiczeń dla ogiera, który wyglądał trochę jakby potrzebował damskiej, ujeżdżeniowej ręki. W zamyśleniu doszłam do swojego pokoju, z wyraźnym planem na dzisiejszą godzinę treningową. Nie będzie się ona opierała na jakiejś ciężkiej pracy, a głównie na pracy nad dobrym ustawieniem. W głowie jednak tkwiło mi pytanie czy Catcher (ciekawe, moje nazwisko jest takie same) potrafi przysiąść na zadzie i robić efektywne galopy, jak i lotne zmiany nóg. Z walizki prędko wygrzebałam błękitne bryczesy, których kieszenie obszyte były ozdobami. Sprawnie rozsznurowałam oficerki i pozbyłam się ograniczających jeansów, które szybko zastąpiłam elastycznym materiałem spodni jeździeckich. Ponowne zasznurowanie butów, wygrzebanie mojego zakurzonego nieco kasku oraz świetnego bata ujeżdżeniowego, no i ostróg, które dawały czasami lżejsze działanie niż łydka bez nich. Szybko jeszcze zaplotłam sobie dobieranego warkocza, na dłonie naciągnęłam rękawiczki i tak oto przygotowana ruszyłam podbijać akademicki czworobok. Chciałabym mocno popracować z gniadoszem, zobaczyć czy potrafi robić trawersy, może miał jakieś początkowe nauki piaffu. Niestety nie był to mój koń i musiałam zwolnić się na wodzy, żeby zaraz nie popaść w manię perfekcjonistki na cudzym koniu. Wmaszerowałam do stajni, gdzie na korytarzu stał osiodłany wierzchowiec. Noah'a zastałam przy podpinaniu łańcuszka przy mocnym wędzidle. 
- Jak dawno robiłeś na nim porządne ujeżdżenie? - Zapytałam z pewną powagą w głosie.
- Nie wiem, muszę sprawdzić w kalendarzu - powiedział z delikatną kpiną, co mnie lekko podirytowało, więc w szybkiej chwili zrobiłam grymas niezadowolenia. - Oj no.. pracujemy głównie skokowo, ale może z jakieś dziesięć dni temu? Nie byliśmy ostatnio na ujeżdżeniowym treningu bo słabo się czuliśmy, i ja, i koń. - Dopowiedział, na co moja mina złagodniała.
- Okeeej.. czyli może być ciekawie - westchnęłam i zapięłam kask na swojej głowie. Gdy ogier był już całkowicie gotowy, a dwie pary wodzy w mojej dłoni, ruszyliśmy na czworobok, gdzie odpowiednio wyregulowałam sobie strzemiona, i wsiadłam na dość szerokiego konia. Poprawiłam dwie wodze w dłoniach, bat przełożyłam na lewą stronę i delikatnie dałam sygnał do przejścia w stęp. Jak się okazało delikwent był dość delikatnym koniem, który czasami "gubił" człowieka na grzbiecie. Wyraźnie czuło się na nim spięcie potylicy i szyi, która przy nieprawidłowym zebraniu na pewno odpowiadała dyskomfortem. Jednakże jak chwilę pobawiło się z ogierem na kontakcie, potrafił przyjść na ustawienie o okrągłej potylicy. Zadowolona z konia, podrapałam go po szyi, i lekkim przysiąściem w siodło przeszłam do kłusa. Jakież było moje zdziwienie gdy poczułam, że gniadosz wystrzeliwuje do góry na kilkadziesiąt centymetrów od podłoża w swoich fazach zawieszenia. Czując delikatne przyspieszenie Dream'a, delikatnie skróciłam pierwszą wodze, przez co wierzchowiec zwolnił, wykonując przy tym zamaszyste ruchy swymi przednimi nogami. Czasami jednak odczuwałam brak oparcia na zadzie, przy czym pomagały właśnie przejścia w chodach podczas treningów.  Przeszłam do stępa, gdzie dałam gniadoszowi więcej wodzy na rozluźnienie się. Wtedy rzuciłam krótkie spojrzenie Noah'owi, który bacznie obserwował każde moje poczynanie i bez żadnego wyrazu twarzy, wpatruje się we mnie jak i swojego rumaka. Zdecydowałam się na próbę przejścia do galopu ze stępa, tak więc zebrałam wodze wykonując przy tym około trzy półparady, dałam delikatny sygnał łydką, oraz przyłożyłam bat na zad gniadosza. Ten delikatnie furknął, ale już po chwili zamaszyście galopował. Nie podobał mi się jego nazbyt potężny galop, który ciężko było upchać w mniejszą, a nawet większą woltę. Zdecydowanym ruchem bioder, uzyskałam satysfakcjonujące dodanie, które zaraz zamieniło się w elastyczny, zebrany galop na kole. Zmieniłam chód na sprężysty kłus i zrobiłam jedno okrążenie w dodaniu. Gładząc konia po szyi wyraźnie poczułam spieniony pot.
- A to ciekawe - mruknęłam do siebie i przeszłam do stój, gdzie zsiadłam z grzbietu jak się okazało mokrego konia. Odpuściłam popręg i pospiesznie ściągnęłam z płotu derkę osuszającą, którą wcześniej przyniósł czarnowłosy. Zarzuciłam ją na ogiera i zadowolona wyszłam z czworoboku. Nie odezwałam się do chłopaka tylko niedbale rzuciłam mu kask, rękawiczki i bat. Szybko zaprowadziłam kopytnego do stajni, gdzie został rozsiodłany. W myjce schłodziłam mu nogi i ściągaczką zebrałam pot. Podarowałam Dream Catcher'owi smakołyk i podreptałam z nim do jego boksu. Przede mną wyrósł nagle Noah, który odłożył na bok moje rzeczy.
- Mam dla Ciebie propozycję. - Powiedziałam, a w moich oczach pojawiły się iskry. - Jeśli chcesz mogę bez problemu objeżdżać Twojego konia w kierunku ujeżdżenia, bo ciekawi mnie on, a sam widziałeś jaką ma kondycję. Z resztą, przyda mu się fizjoterapeuta bo czuć u niego wyraźne spięcie na potylicy i szyi. 

Noah? 8) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)