wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Noah'a C.D Adeline

Gładząc gniadosza po ciemnej, a w dodatku twardej kości nosowej, zastanawiałem się w ekspresowym tempie nad tym, w jaki sposób zebrać swoje myśli w odpowiednie słowa. Ostatecznie zanim się odezwałem, zdążyłem przejąć schnącego wierzchowca i zaprowadzić go do dużego, otwartego boksu, o którego drzwiczki wkrótce się oparłem. Przyglądając się badawczo czarnowłosej
w końcu odezwałem się, wcześniej dbając o to, by zaczerpnąć odpowiedniej ilości powietrza.
- Naprawdę jestem Ci wdzięczny za całą inicjatywę, Adeline... - westchnąłem cicho, starając się być jak najmilszym, wciąż mając na uwadze to, że nowo poznana dziewczyna na myśli miała głównie dbanie o należącego do mnie wierzchowca. - Ale to czy tego też chcę, czy też nie, nie ma prawa bytu. Mamy już napięty grafik, mnóstwo poustalanych treningów i w najbliższym czasie kilka wyjazdowych zawodów przed sobą. Nawet gdybym chciał, to po prostu nie wyrobilibyśmy się, bo nie dość, że Catcher nie może mieć dwóch wymagających jazd dziennie, to na dodatek potrzebuje niekiedy nie tylko jednego dnia wolnego od pracy, ale nawet dwóch. A to sporo utrudnia. Oddając Ci jakby tą jedną jazdę dziennie nie tylko zaprzepaściłbym nasz dotychczas wyrobiony rytm, ale sam pozbawiłbym się wierzchowca do jazd. Naprawdę, naprawdę dziękuję i w swoim imieniu, i tego gamonia. Może poza sezonem się uda? Fakt faktem, ujeżdżenie na wysokim poziomie przydaje nam się wszędzie, zwłaszcza na tych pokombinowanych parkurach z ciasnymi najazdami. Mam nadzieję, że nie jesteś jakoś szczególnie zła czy zawiedziona? - spytałem, gdy tylko zauważyłem jak uśmiech na jej ustach delikatnie, niemalże niewidocznie gaśnie, a ona sama z lekkim zakłopotaniem zbiera pozostawione przez siebie rzeczy.
- Oczywiście, w końcu to Twój koń - odpowiedziała mi słabym uniesieniem kącików swych ust, by skutecznie zamaskować swój wcześniejszy wyraz twarzy. Sekundę później wystawiła w stronę ogiera otwartą dłoń, którą holsztyn szybko zaczął muskać swoimi mokrymi od wcześniej wypitej wody wargami.
Przez chwilę żadne z nas nie potrafiło się odezwać.
- Żeby było jasne, zawsze jesteś mile widziana - uśmiechnąłem się ciepło, częstując wierzchowca ostatnim podarowanym przeze mnie kawałkiem marchwi. - Jeśli tylko nadarzy się do tego okazja, a Ty będziesz miała ochotę, to zawsze będziesz mogła go ruszyć pod delikatnie ujeżdżeniowym kątem. Oczywiście jeśli znajdziesz czas między własnymi treningami.
- Jest tutaj na miejscu typowo ujeżdżeniowy trener, czy ściągacie kogoś z zewnątrz? - Adeline płynnie zmieniła temat na nieco bardziej przystępny, za co nawet tego nie ukrywając byłem jej bardzo wdzięczny.
Odetchnąłem w duchu z ulgą, gdy rozmowa zeszła na bardziej neutralne tory.
- Raczej nie pocieszy Cię to, co teraz powiem - zaśmiałem się, choć nie miało to w sobie ani krzty radości czy jakiegokolwiek rozbawienia. - Jedynym instruktorem, który prowadzi u nas treningi tego typu jest Blythe, który, jestem tego niemalże pewien, także Tobie nie przypadnie do gustu. Potrafi być wszędzie tam, gdzie nie powinien, a jego szacunek jest niemalże niemożliwy do zdobycia... Nie zdziw się, jak Twoja idealnie zrobiona wolta, wyjechana równiusieńko i w jednym, niezmiennym tempie zostanie przez niego uznana za karygodną, a Ty sama na następnym treningu w ramach kary będziesz robiła ciągi na młodym koniku do hipoterapii. Zresztą, chociaż sam nie odczułem tego całkowicie bezpośrednio, to jestem doskonale świadomy tego, jak bardzo potrafi popsuć prywatne życie wszystkich uczniów dookoła. - prychnąłem z niemałym niedowierzaniem dla wszystkich sytuacji, o których istnieniu zmuszony byłem przypomnieć sobie raz jeszcze.
W przeciągu kilku następnych chwil odpowiadałem na kolejne starannie doprecyzowane pytania, opuszczając w międzyczasie wraz z dziewczyną stajnię, którą chwilowo zamieniliśmy na nieco bardziej dogodne do rozmów dróżki między pojedynczymi pastwiskami.
Zaglądając do kilku wierzchowców spokojnie pasących się na gęsto rosnącej trawie, pilnowaliśmy czasu, który został do wydania pierwszej partii kolacji, na którą jak miałem nadzieję, mieliśmy szansę się załapać.
- To może inaczej, dlaczego akurat ujeżdżenie? Oczekuję łzawej historii o tym, jak to zakochałaś się w idealnie ujeżdżonym wałachu, na którego grzbiecie pogalopowałaś w stronę wschodzącego słońca, żeby nie było - zaśmiałem się, wkładając obydwie dłonie do kieszeni spodni. - I skąd pomysł na dołączenie tutaj, jeśli można wiedzieć?

Nie, to nie tak miało być.
Adeline? c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)