wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Adeline do Esmeraldy

Piękna Twoja mać, Ty kaktusie zalotny udaj się spać!


Stanęłam przy boksie Lemon, która delikatnie trąciła mnie swoim mięciutkim pyskiem o pierś, szukając jakiegokolwiek jedzenia. Odepchnęłam ją delikatnym, aczkolwiek stanowczym ruchem dłonią, na co klacz delikatnie położyła po sobie uszy. Wywróciłam oczami na ten widok, ale pod nosem się zaśmiałam.
- Idź Ty mała złośnico - powiedziałam, ale w głębi siebie wiedziałam, że klacz zaraz wyląduje na korytarzu, ponieważ miałam zamiar przeprowadzić dla siebie jakiś delikatny, ujeżdżeniowy trening. Poszłam, więc do siodlarni gdzie układały się stosy czapraków, w rzędzie ułożone siodła i elegancko powieszone ogłowia. Zgarnęłam zdobioną tranzelkę wierzchowca, które zawiesiłam na ramieniu. Wzięłam też jasny, z ciemną lamówką czaprak, a na przedramię dorzuciłam jeszcze czarne, wysokiej jakości siodło na przedramię, które na tylnym łęku miała złotą plakietkę z wygrawerowanym imieniem klaczy. Ruszyłam zapełniona całym sprzętem, a przy boksie wszystko odłożyłam na przeznaczone do tego wieszaki. Ku mojemu zdziwieniu Lemka stała przywiązana na korytarzu, z wyczyszczoną błyszczącą sierścią. Jak się okazało, po prawej strony ciała zwierzęcia stał stajenny, który teraz dokładnie czyścił zadbane kopyta rumaka.
- Niesamowicie dobrze się złożyło, czy będę mogła zgarnąć Lemon na jakiś krótki trening? Cały czas stoi, a jeżeli już do czegoś jest podciągnięta to pod skoki, a tak młody koń nie może się tylko i wyłącznie opierać na treningu skokowym. - Uśmiechnęłam się, błyskając przy tym rzędem białych zębów.
- Tak, tak oczywiście. Nawet nie musisz się pytać, przecież akademickie konie są dla uczniów dostępne całymi dniami, chyba że mają więcej niż dwie godziny treningu dziennie. Dzisiaj Lem nie ma żadnej godziny, więc spokojnie możesz nią porządniej potrenować. - Odpowiedział starszy stajenny, który właśnie zakończył czyszczenie kobyłki. Posłałam tylko ciepłe spojrzenie pracownikowi Akademii, by po pewnej chwili złapać za czaprak, który idealnie gładko wylądował na grzbiecie skarogniadosza. Chwyciłam za siodło, które miało delikatnie zakurzone siedzisku, lecz zaraz niemalże natychmiast po nałożeniu, kurz uniósł się do góry. Zmarszczyłam nos widząc, że siodło wcale nie należy do najwygodniejszych siodeł o profilu ujeżdżeniowym, w których jeździłam. Westchnęłam głośno, podczas czynności zapinania nieco przykrótkiego popręgu, który zwiększył swoją rozpiętość do maksimum.
- Stanie w boksie Ci nie służy, powinnaś przynajmniej cały dzień latać po padoku, ale nie, bo po co młodemu koniu ruch? Zakpiłam głośno, gdy zdejmowałam z łba skarogniadej trzylatki kantar. Klaczka ze spokojem przyjęła wędzidło, lecz przy przekładaniu nagłówka przez uszy posiadała pewne zastrzeżenia co do mojej dłoni, i gwałtownie wyrwała łbem do góry. - Tak się nie bawimy. - Powiedziałam kojąco i szybkim ruchem założyłam do końca ogłowie. Uśmiechnęłam się na widok osiodłanej klaczy, która z ciekawością obwąchiwała skorupę mojego kasku, który leżał na betonowej podłodze. Założyłam na głowę toczek, który zapięłam też pod brodą. Sprawdziłam jeszcze dokładnie, czy moje ostrogi są dokładnie zapięte, a po sprawdzeniu chwyciłam bat, który jakimś cudem wepchnęłam między siodło, a grzbiet. Zdjęłam wodze z szyi Lemon i wyszłam ze stajni, nie zwracając uwagi na nic innego niż koń. W milczeniu doszłam na czworobok, który świecił pustkami, a jego podłoże było idealnie gładkie, bez jakiegokolwiek śladu kopyta zwierzęcia. Westchnęłam na ten widok, ale bez żadnych myśli weszłam na plac, gdzie ściągnęłam strzemiona oraz po wcześniejszym wyciągnięciu bacika, wsiadłam, wygodnie usadawiając się w niewygodnym siodle. Ruszyłam stępem na totalnej luźnej wodzy, pozostawiając klaczy możliwość chwilowego braku zebrania, które z chęcią wykorzystała.
- To co, Lemka? Bierzemy się do pracy? - Uśmiechnęłam się, klepiąc klacz po szyi. Po chwili zebrałam wodze, próbując z małolatą dogadać się o odpowiednie ustawienie, które po chwili wykonała. Poczułam jej okrągłą, rozluźnioną potylicę, z której byłam potwornie dumna bowiem jak pierwszy raz na nią wsiadłam, myślałam, że ta potylica eksploduje od napięcia. Zmieniłam kierunek przez przekątną, i trochę mocniej przysiadłam zadnie kończyny klaczy, które natychmiast zaczęły bardziej pchać cielsko wierzchowca. Zaskoczona tak szybkim wykonaniem zadania, ruszyłam kłusem z zadaniem takim: co literę miałam zmieniać tempo kłusa, albo wydłużyć, albo skrócić, by wykonać dużo przejść, które z pewnością przydadzą się nam w dalszej pracy - o ile ta nastąpi.

~*~

Zrobiłam paradę, która zaowocowała w cudowne podstawienie zadu przez kobyłę. Po wcześniejszych zagalopowaniach, Lemon była już delikatnie spocona, ale miałam jeszcze jeden pomysł do wykonania na tym treningu. Chciałam zobaczyć czy Lemka poradzi sobie z lotnymi co trzy foule. Tak więc z zatrzymania ruszyłam aktywnym galopem, który na pierwszej, długiej ścianie przeobraził się w serie lotnych zmian nogi. Zmieniając na przemian pomoce, czułam niezwykłe szczęście, wiedząc, że skarogniadej całkiem nieźle idzie. W rogu zatrzymałam się całkowicie i zsiadłam, rozluźniłam klaczy popręg oraz podwinęłam długie strzemiona. Nagle zobaczyłam Esmeraldę, która stoi przy białym płocie otaczającym czworobok.
- Cześć Esma! Nie zauważyłam Cię, kiedy przyszłaś? - Zapytałam z uśmiechem.

Esma? Przepraszam, że takie krótkie i badziewie, ale przynajmniej wątek zaczęty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)