piątek, 25 sierpnia 2017

Od Lily C.D Noah'a


— Zboczuszek aktywacja? — uśmiechnęłam się, odgarniając włosy.
— Skądże... — zaprzeczył delikatnie mrużąc oczy, co było równoznaczne z chwilowym zasłonieniem pięknych, tętniących życiem tęczówek o iście orzechowej barwie. Wtopiłam swój wzrok w jego oczy, podziwiając każdy milimetr piękna, póki nie zorientowałam się, że trochę za dużo czasu minęło na moim podziwianiu.
— Musimy wracać... — westchnieniem wypełniłam dziwną ciszę, przerywaną jedynie przez nasze pobieranie i wypuszczanie tutejszego powietrza. Barwne kwiaty bez ustanku i przebijałyby się przez imponujące wysokością trawy. Pięknie się komponowały z barwami malowniczo rozciągającego się nieba odzianego w perłowe chmurki towarzyszące zachodowi słońca.

— Rzekomo mieliśmy spędzić tutaj noc.— Głowę oparł na łokciu, kiedy miałam okazję sturlać się obok niego. Westchnęłam cicho, nadal rozmyślając nad tym.

— To chodźmy po konie i tutaj się zatrzymamy.

Podniosłam swoje ciało na tyle, by stanąć w miarę normalnie, stabilnie i bezpiecznie na nogach, jednak kochany towarzysz już miał z tym problem. Oczekując z mojej strony wsparcia, ostatecznie uchwycił moją dłoń i wspierając się na niej, znowu to ja wylądowałam na jego ciepłym ciele. Oczywiście mokra koszulka nie stanowiła większego problemu, gdyż i moja zawierała niemniej wody. Jednak jego zdecydowanie wyższa temperatura ciała od mojego, przenikała bez względu na materiał. Przyznaję się, że mogłam tak leżeć cały czas.

— Właściwie to moglibyśmy tak zostać? — Spojrzałam niewinnie pod burzę czekoladowych kosmyków. Z jego strony wydobył się jedynie krótki śmiech.

— Zimno ci?

Uśmiechnęłam się lekko i skinęłam prawie że niewidocznym ruchem swoją głową.

— W takim razie przejdę się po te kosiarki, a ty przygotuj w miarę bezpieczne i niepodpalające lasu ognisko. Pamiętasz jeszcze jak się to robi?— zaśmiał się kolejny raz.

— Pamiętasz jeszcze jak się prowadzi kosiarkę?— przedrzeźniałam, próbując nabrać niższego głosu. Ostatecznie umknął spod mojego, co prawda nikłego ciężaru i zniknął za szmaragdem ledwie oświetlanych przez słońce. Dłońmi przetrzepałam lekko zabrudzony materiał spodni, po czym zaczęłam kolejno chodzić wokoło wyznaczonego przez siebie kawałka ziemi, przyszpilając podeszwami źdźbła trawy do gleby.

~*~

Jasne płomyki tańczyły po osmalonych przez siebie drewienkach, ani na chwilę nie zaprzestając. Ciepło w całości zagarniałam tylko dla siebie. Dlaczego tylko dla mnie? Ponieważ istoty kształtu młodego mężczyzny zwanego Noah'em nie miałam okazji spotkać, odkąd mnie opuścił. Z minuty na minutę robiłam się coraz bardziej niespokojna. Głowę obracałam dookoła z nadzieją spotkania się z widokiem towarzysza nawet częściej niż miałam okazję mrugać. Nadzieja na udane połączenie przez telefony już mogła tylko sobie kwiatek na grobie posadzić, z powodu braku jakiegokolwiek zasięgu. Poczułam kompletną bezradność. Już miałam pozostawiać samotnie ognisko, co rzecz jasna nie mogło się dobrze skończyć, jednak byłoby warto chociażby dla jednej nieodpowiedzialnej osoby, jednak na szczęście drzew dookoła zza koron liści ujawnił się gniadosz, jednak na jego grzbiecie nie było chłopaka, a był ciągnięty za pomocą strzemienia po ziemi. Jak oparzona zerwałam się do biegu w stronę chłopaka.

— Noaś? Obudź się, Noah, słyszysz? Małpo jedna! — Raz po raz, klepałam delikatne poliki, próbując przywrócić mu świadomość istnienia świata oraz jego życia. Ciche pomruki, które z siebie wydawał były absolutnie nie do zrozumienia. Niespokojny ogier przebierał kopytami, niewędzący co ma robić. Czym prędzej uwolniłam jego stopę od strzemienia i puściłam Dream'a z luźnym popręgiem hen daleko, zostając przy chłopaku i próbując go wgramolić gdzieś obok ogniska. Z daleka zapewne wyglądało to co najmniej zabawnie, jednak jakby to przeżyć, zawał gwarantowany. Dziwiłam się jak bardo można przejąć drugim człowiekiem. Próbując to coraz dziwniejszych sposobów, ostatecznie stanęłam między nogami chłopaka, ciągnęłam go za nie przez pół polany, aż byłam wściekła na siebie gdzież ja musiałam zbudować akurat kamienny krąg. Dobre piętnaście minut ciągnięcia zakończyło się heroicznym zwycięstwem. Zaprawdę tak niewinnie wyglądał tak leżąc skulony stroną do źródła ciepła. Niestety musiałam jeszcze wrócić po nasze wierzchowce, lecz za gwiazdy niebios nie wiedziałam gdzie się zapodziała moja kobyła. Postanowiłam więc zagarnąć jedynie ogiera z pogranicza lasu. Siadając po turecku na ziemi oparłam głowę chłopaka o moje udo i zaczęłam dziwnie zataczać kręgi palcami na jego ramieniu, oczywiście z nudów. Wmawiaj sobie, Lilian, wmawiaj.

Gwiazdeczka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)