wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Adeline - zadanie 22

Wzięłam łyk gorącej i niezwykle mocnej kawy, którą zrobiłam sobie do przepysznej grzanki, na której piętrzył się stos przeróżnych owoców głównie malin, jagód i borówek. Zaczęłam dziubać małym widelcem w moim śniadaniu. Nagle przede mną wyrosła Esmeralda, która jak można było zauważyć, była zmęczona po prawdopodobnym biegu.
- Emm.. cześć. - Uśmiechnęłam się delikatnie, na co ona odwzajemniła ten gest.
- Hejka, pani Rose wzywa Cię na rozmowę, chyba w sprawie ogrodu. - Powiedziała, a w mojej głowie nastąpiło poruszenie. Ostatnim razem jakimś cudem podczas mojej gry w siatkówkę znalazła tam się piłka siatkowa, ale to raczej niemożliwe, żeby ją znaleźli, ponieważ szybko ją wyjęłam i wróciłam do pokoju... Zaciekawiona tym o co chodzi z ogrodem, podniosłam się z miejsca i ruszyłam do wyjścia ze stołówki. Spięta zapukałam w potężne, ciemne drzwi i usłyszałam donośne 'proszę!' Weszłam i ze spokojną miną usiadłam we wskazane miejsce przez państwo Rose.
- Dzień dobry-zaczęłam - Esma przekazała mi wiadomość, żebym przyszła do biura Akademii, mam nadzieję, że to prawda? Mówiła też coś o ogrodzie- dokończyłam i zaczęłam bawić się swoimi palcami.
- Tak to prawda, chodzi właśnie o ogród. Wyjeżdżam dzisiaj z mężem oglądać nowego konia i przy okazji zgarnąć pasze dla wierzchowców, czy mogłabyś zająć się naszymi roślinami? Widzę w Tobie delikatną rękę, więc na sto procent się do tego nadasz.
Nabrałam powietrza i dość głośno je wypuściłam.
- Zaskoczyła mnie pani tą prośbą, ale z miłą chęcią pomogę w opiece. Tylko niech państwo zostawi mi na wierzchu nawozy i rozpiskę, które rośliny mam podlać. - Poleciłam delikatnie, a blondynka szybko skinęła głową.
- James, idź przygotować rozpiskę. Dziękuję Ci, Adeline. Wynagrodzimy Ci to jakoś, ale najpierw proszę Cię o wykonanie tego zadania. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Teraz leć się do pokoju przebrać w bardziej roboczy strój i możesz ruszyć do ogrodu. Zapomniałam powiedzieć, musisz jeszcze bardzo dobrze sprawdzić, czy bramka od pastwisk jest dobrze zamknięta, bo niektóre konie wykazują za duże zainteresowanie co do ogrodu...
- Dopilnuję tego- powiedziałam i wyszłam z gabinetu. Od razu pognałam do pokoju, gdzie natychmiastowo otworzyłam szafę w zabudowie. Wybrałam jakieś zwykłe czarne spodenki, do których założyłam w tym samym kolorze crop top, który na sobie miał jakiś nadruk, na który kompletnie nie zwracałam uwagi. Na nogi nałożyłam moje stare sztyblety, których już w jeździectwie nie używałam. Tak przygotowana wyszłam na korytarz, który szybko doprowadził mnie do wyjścia. Co do pogody to nie było ani za gorąco, ani za zimno. Słońce dawało przyjemne światło, lecz czasami białe kłęby chmur przysłaniało je. Uśmiechnięta ruszyłam w stronę pastwisk dla koni, jak i w stronę potężnego domu i ogrodu właścicieli, którzy na pewno nie należeli do ludzi biedniejszych. Wywróciłam oczami, widząc, jak niektóre konie z nadzieją podbiegają do bramki, podczas gdy ja sprawdzałam dokładnie ciężką zasuwę u dołu, jak i na górze.
- Nie wypuszczę Was, macie jeszcze co najmniej dwie godziny stania na pastwisku. - Powiedziałam stanowczo, a później skierowałam się do ogromnego ogrodu państwa Rose. Różnorodność roślin przyprawiała mnie o zawrót głowy. Niektóre kwiaty piętrzyły się nad moją głową, a co niektóre ledwo co odstawały od czarnoziemu. Kobieta i mężczyzna dobrze dobrali miejsce dla wszystkiego, bowiem gleba tutaj była niezwykle zróżnicowana. Przyjrzałam się liście położnej na dziesięciokilogramowym worku z nawozem. Miałam podlać wszystkie rośliny, małym strumieniem wody. Podeszłam więc do węża ogrodowego i odkręciłam delikatnie korek od wody. Ciecz natychmiastowo zaczęła płynąć, także od razu zaczęłam podlewać roślinki po mojej lewej strony. Składała się ona głównie z kwiatów oraz drzewek z cytrusami takimi jak: grejpfruty czy też młode cytryny. Nagle usłyszałam tętent kopyt, ale zlekceważyłam to, myśląc, że jakiś koń właśnie wrócił z treningu i wesoło pędził w stronę swojego stada. Niestety tak się nie stało bowiem wierzchowiec o siwej maści, jak się domyśliłam, Cortes C właśnie znalazł się nad białym, jakby świeżo pomalowanym płotem.
- Jaka cho**ra, czasami to ledwo co pokonuje jakiś zwykły parkur, a teraz zrobił się z niego taki wybitny siwek. Pier***one skoczki. - Burknąłem. Z nadzieją podeszłam do rumaka, który z rozdymanymi chrapami stał wpatrzony we mnie. Może uda to się załatwić bez żadnego podeptania roślin? Jakaż ja naiwna. Ogier, zauważając moje nagle zbliżenie się do niego i gwałtownie zerwał się z miejsca, wpadając przy tym w krzewy róż. Rozwścieczona dopadłam do skórzanego kantaru siwka i szarpnęłam za niego dwa razy, na co on od razu przystanął w miejscu, zwracając swoją uwagę w moją stronę. Nagle niebiosa zesłała mi Esmeraldę, która szybko weszła do ogródka.
- Esma nooo... Nienawidzę skoczków! - Krzyknęłam. - Chcesz spróbować ogarnąć krzew z różami, ja w tym czasie odprowadzę Cortes'a i zaraz wrócę Ci pomóc. - Zaproponowałam, na co dziewczyna kiwnęła głową i przykucnęła obok szkody wywołanej przez stajennego konia. Rozwścieczona do granic możliwości, prowadziłam jakby rozbawionego ogiera na pastwisko specjalnie dla ogierów wydzielone. Odsunęłam sprawnie zasuwę i weszłam razem z koniem na trawę, gdzie on od razu wyrwał do swoich towarzyszy. Wróciłam się do Esmeraldy, która pieczołowicie pracowała z sekatorem w ręku.
- Dobra, wygląda dobrze, teraz tylko podsypię ją nawozem. Dziękuję Esmuś- przyznałam i delikatnie przytuliłam dziewczynę, która przeciwnie do mnie zrobiła to chyba najmocniej, jak potrafi.


Dostajesz 35 punktów, za wykonanie zadania :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)