wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Esmeraldy- zadanie 22

ŚPIEWAJCIE NARODY, URODZIŁ SIĘ KRÓL MŁODY!! AAAAAA KOTKI DWA...
(Esma ma coś z mózgiem)


Ranek poranek, o miły mój, zabij słońce! Promienie największej z gwiazd, przepraszam, prawie największej, gdyż większa jest tylko VY Canis Majoris, wdzierały się przez okno, jak nie proszony gość, którego mamy ochotę zaraz po jego wejściu wypłoszyć. Musiałam niestety prędzej czy później wstać, nie zważając na błagalne spojrzenia kotki, usadowionej na moim brzuchu, mój ruch mógłby spowodować nagły upadek czworonóżki. Delikatnie odsunęłam zwierzę na bok, by móc spokojnie postawić nogi na zimnej, drewnianej podłodze. Naprawdę szybko znalazłam się obok drewnianej szafy, z której wyciągnęłam czarne spodenki (krótkie, rzecz jasna), moją niebieską hiszpankę oraz najdłuższe skarpety do jazdy. Cały "ekwipunek" zarzuciłam w mig na siebie. Jak najciszej mogłam, na paluszkach udałam się do łazienki, by nie przestraszyć koleżanek z pokoju, gdy wstaną. Wprawdzie moja była gładka może lekko czerwona, ale i tak wolałam ukryć zaczerwienienia kremem BB. Tak czy owak, zeszłam na do jadalni, by spożyć sałatkę. Jak zwykle, na odosobnionym stoliku czekała karteczka z moim imieniem, którą zawsze zabierałam i zgłaszałam się do stoiska, po czym dostawałam talerz z sałatą i innymi warzywami. Codziennym już obowiązkiem, było podwędzenie jabłka dla Draculi, który zawsze z rana oczekiwał rumianego owocu. Śniadanie zniknęło z talerza w mniej niż 10 minut, najedzona odniosłam naczynie do zlewu i podziękowałam, po czym szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia. Po chwili znalazłam się na dworze i skacząc z kamienia na kamień, unikałam błotnistych plam.
-Esma! Esma! Cholero jedna!- Lily w biegu zdążyła rzucić mi kopertę. Dziewczyna niestety zaryła w błocie, jednak szybko się podniosła i otrzepała bryczesy z brązowej mazi. - Nie zobaczyłaś koperty? To ważne! - dziewczyna odbiegła w pośpiechu.
Chwyciłam biały papierek, ochraniając go od spotkania z kałużą. Oderwałam górę od koperty, wyciągając zapisany małym druczkiem papier, nie miałam pojęcia, w co się wpakowałam wczorajszymi porządkami w ogródku Blythe'a.
"Droga Esmeraldo,
zwracamy się do Ciebie z prośbą o pielęgnację naszego ogrodu. Z racji tego, że wyjeżdżamy na 5 dni do Hiszpanii po psa, nie będziemy mogli niestety zająć się ogrodem, a wczoraj zauważyliśmy u Ciebie nadmierne zainteresowanie kwiatami. Na dole przedstawiamy co i jak masz zrobić.
Elizabeth i James Rose"
No dobra, zakasujmy rękawy i do dzieła! Ubrałam bardziej roboczy strój, uznając, że ten jest za bardzo odświętny, by ubrudzić go ziemią. Szybko ubrałam się w krótki top i legginsy, moje stare, dobre legginsy, które służą mi od niepamiętnych czasów. Moje stare gumiaki w tej chwili, naprawdę były zbawienne, gdyż adidasy nie były mi potrzebne. Najszybciej, jak tylko mogłam, udałam się do stajni, by zająć się jeszcze moim własnym koniem, który już na pewno oczekiwał spóźnionego jabłka. Kary pyszczek wychylił się z boksu, by polizać moją dłoń, którą szybko odsunęłam, gdyż za polizaniem, mogła stać także chęć ugryzienia. Wyciągnęłam dłoń, by ogier mógł spokojnie chwycić owoc, ostrymi zębami. Gdy tylko jego zęby wbiły się w jabłko, rozległo się chrupnięcie, świadczące o jego świeżości. Mogłabym być na jego miejscu, sama miałam ochotę na rumiany owoc jabłoni. Najszybciej jak tylko potrafiłam, zabrałam szczotki i wyczyściłam Holsztyna, by był gotowy na późniejszą jazdę. Krótko po skończeniu pielęgnacji, udałam się do wyznaczonego w liście pokoju, w którym jak domniemam, znajdowały się wszystkie potrzebne rzeczy do pielęgnacji ogródka Rose'ów. Tak jak się spodziewałam, drzwi otworzyły się, ukazując worki z nawozem, konewki, których nie będę używać oraz najróżniejsze narzędzia do...spulchniania ziemi?
- Do roboty Esmuś!- powiedziałam po cichu, chwytając wór nawozu i skrzynkę z narzędziami.
Wszystko było w cholerę ciężkie, byłam bliska upuszczenia worków, które ważyły coś ponad 3 kilogramy. Dotaszczyłam wszystko do ogródka, jednak gdy tylko postawiłam to na ziemi, stukot kopyt zmusił mnie do zwrócenia wzroku w inną stronę. Kasztanowaty wałach przeskoczył przez srebrny płotek i wylądował w samym środku grządek z petuniami.
-Cień! STÓJ!- warknęłam, załamując ręce.
Jeszcze chwilę stałam oniemiała, gdy wałach deptał kolejne grządki, co chwila radośnie rżąc. Zdenerwowana wyprowadziłam Kasztana za grzywę i oddałam go w ręce przechodzącego Noah'a.
-Odprowadź go! Błagam!-uklęknęłam przez Noah'em, nie zważając na błotko.
Brunet zgodził się, bo kto by się nie zgodził? Przechodząca Adeline okazała się aniołem, postanowiła pojechać ze mną po nowe kwiatki. Złapałyśmy pierwszy autobus w stronę Miami, którym pojechałyśmy aż do miasta, gdzie w pierwszym ogrodniczym zakupiłyśmy 12 doniczek z petuniami. ******
Doniczki ciążyły, a petunie wiły się za nami metrami, kilometrami, ktoś dwa razy już na nie nam nadepnął. Dziwny widok nas zastał- Noah klęczący przy grządkach i wykopujący pozostałości po kwiatach. Szybko poszłyśmy zasadzić nowe petunie, gdyż bałam się, by znowu nam nie urwano gałązki kwiatów. Po 30 minutach wspólnej pracy ogródek wyglądał naprawdę porządnie i zadowoleni wróciliśmy do pokoi...

Otrzymujesz najładniejsze istniejące 35 punktów za poprawne wykonanie zadania. c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)