piątek, 4 sierpnia 2017

Od Shawna - pierwszy etap zawodów

Wstałem wcześnie rano, z jednego, logicznego względu - za kilka godzin miałem startować w crossie. Była to pierwsza część zawodów organizowanych w parach podczas tego upalnego lata. Trzeba od razu zauważyć, że to pierwsze tego typu zawody, w których brałem udział. Zważając na to, poziom zaawansowania był naprawdę wysoki, jednak postanowiłem spróbować mimo wszystko, bardziej dla treningu, niż zwycięstwa.
Duety były losowane, w moim przypadku padło na Kylie Lawrence. To drobna, wysoka brunetka, ledwo zdążyłem ją poznać. Sprawiała wrażenie o wiele bardziej rozmownej i śmiałej niż ja sam. Przydałoby się także odkryć, na kim zamierzałem skakać - wybrałem Lemon. Po sprzedaniu Ozyrysa, co zresztą było dla mnie niemałym szokiem, ta klacz najbardziej przypadła mi do gustu. Dobrze ułożona i chętna do pracy, rzadko miewała swoje humorki. Co prawda, była koniem silnie dominującym, miała także jedną, dużą wadę - kochała być w centrum uwagi, jeśli w momencie pracy jeździec nie był skoncentrowany, mogła robić naprawdę niebywałe rzeczy.
Byłem zmuszony korzystać ze sprzętu stajennego, jednak wyczyściłem i przygotowałem go tak, jakby był mój. W końcu musieliśmy jakoś wyglądać! Zostało jeszcze wyszczotkować samą gniadą sierść. Cytrynka nie ma w zwyczaju często się tarzać czy brudzić w inny sposób, dlatego miałem nadzieję, że ten dzień nie będzie wyjątkiem i zastanę ją w miarę czystą.
Na szczęście, moje nadzieje zostały spełnione, klaczce do lśnienia brakował niewiele. Prawdę mówiąc, powinienem był ją wykąpać, ale myjka o poranku egzystowała obstawiona ze wszystkich stron i nie wątpiłem w myśl, że nawet bym się tam nie dostał. Założyłem na ciemny łeb kantar, przyczepiłem także długi, granatowy uwiąz, dzierżąc w ręku pudełko ze szczotkami, wyprowadziłem Lemon na podwórze. Tam uwiązałem ją do jednego z drzew, co miałem w zwyczaju robić. Chwyciłem iglaka i dokładnymi, spokojnymi ruchami zacząłem masować jej mięśnie, jednocześnie oczyszczając z pozostałych zaklejek. Następnie użyłem ryżowej szczotki o miękkim włosiu, oczyszczając z kurzu oraz nabłyszczając. Już wcześniej do tej czynności przygotowałem specjalny spray. Mokrą ściereczką przetarłem pysk konia, uważając, by nie dotrzeć do czułych miejsc. Grzywa i ogon nie mogły umknąć mojej uwadze, zdając sobie sprawę z tego, że zostało mi jeszcze sporo czasu, misternie rozczesałem kołtuny. Dużą wagę przywiązałem do oporządzenia kopyt, dodatkowo wysmarowałem je mazidłem, które kupiłem w sklepie jeździeckim stojącym w Miami.
Cytrynka tymczasem wszelkim zabiegom oddawała się z przyjemnością, nie stawiała żadnego oporu. Podczas pielęgnacji zawsze okazywała bardzo spokojne oblicze, uwielbiała to. Kiedy wychuchana, wypieszczona i zdecydowanie zadowolona elegancja mogła się już pokazać w całej swojej doskonałości, zdałem sobie sprawę, że przecież muszę się jeszcze przebrać w przygotowany strój oraz ją osiodłać. Jak już wcześniej mówiłem, była to klacz nieznosząca braku uwagi, dlatego zostawienie jej samej zdecydowanie nie wchodziło w rachubę. Tylko kto mógł mi ją przypilnować? Nie znosiłem pytać o pomoc obcych osób, wtedy jednak nie było innego wyjścia.
- Cześć, mogłabyś mieć oko na Lemon? Na dosłownie pięć minutek - wyjąkałem prędko do pierwszego zobaczonego człowieka, który stanął mi na drodze.
- Jasne! - na szczęście blondynka nie widziała żadnych przeszkód. Pędem pobiegłem do akademika, włożyłem na siebie komplet i od razu skierowałem się do siodlarni. Znalazłem w niej siodło z popręgiem, ogłowie, czaprak, ochraniacze i nauszniki należące do Gniadej. Wszystko to należało do akademii, a mimo to mogłem do woli korzystać, co pozwoliło mi zaoszczędzić wiele pieniędzy.
Zestaw z niemałym wysiłkiem przytaszczyłem pod drzewo. Szybko podziękowałem dziewczynie za przysługę i zająłem się siodłaniem. Na pierwszy ogień poszły ochraniacze, tak jak czaprak i nauszniki w barwie seledynowej. Następnie wrzuciłem na ciemny grzbiet czaprak, zaraz potem siodło. Klacz grymasiła przy dopinaniu popręgu, mimo że ograniczyłem się na razie do pierwszego oczka. Ogłowie założyłem niemalże ostatnie, wyprzedziło tylko nauszniki. Zrobiłem to w celu zredukowania jak najbardziej czasu, który koń spędził z wędzidłem w pysku. Cytrynka z kolei zaczęła się robić coraz bardziej podekscytowana i strasznie wyrywała głowę. Kiedy w końcu uporałem się z paskami, wcisnąłem na jej uszy jasnozielony materiał. Zdając sobie sprawę z tego, iż większość jeźdźców pojechała już w stronę toru, gdzie miało się odbyć uroczyste przedstawienie par, szybko podciągnąłem popręg i wskoczyłem na klacz. Przez pierwsze chwile strzelała fochy, ale kiedy dałem jej do zrozumienia, że to nie ta chwila i nie ten dzień, zaczęła grzecznie stępować we wskazanym kierunku. Nie denerwowałem jej łydkami, skoro już chód spełnił moje oczekiwania.
Przed trasą w równym rządku ustawili się już prawie wszyscy jeźdźcy. Wzrokiem przeszukałem wszystkie twarzy, aż do znalezienia mojej pary - Kylie. Stanąłem koniem koło niej. Przesłała mi zagadkowy uśmiech, na co odpowiedziałem także uniesieniem kącików ust.
- Witamy na pierwszym etapie wakacyjnego konkursu, odbywającego się w naszej akademii! - oznajmił pierwszy komentator, pan George. Nowy instruktor swoją rolę godnie odgrywał razem z panią Cecylią.
- Tym razem nie są to zwykłe zawody. Dlaczego? Nie mamy tutaj pojedynczych zawodników, lecz duety! - dopełniła kobieta - Przejdźmy do przedstawienia par.
Kiedy usłyszałem słowa brzmiące „Kylie na Paris razem ze Shawnem, siedzącym w siodle Lemon!", głęboko się ukłoniłem, po czym przeszedłem z areny na rozprężalnię. Wykonałem spokojną, dokładną rozgrzewkę we wszystkich trzech chodach. Gniada biegała energicznie i szybko, mimo że tego nie wymagałem. Jej chód był miękki i sprężysty, lecz mniej zrównoważony, niż zwykle. Kiedy usłyszałem swoje imię po raz kolejny, jej mięśnie były już dobrze rozgrzane. Zatrzymałem konia na wyznaczonym polu, nie ściągając wzroku z brunetki. Ta ustawiła się na starcie, już dzierżąc sztafetę w dłoni. Jeszcze raz się do mnie uśmiechnęła i widząc na tablicy sygnał, pogoniła Paris. Siwa wypruła do przodu, a ja przejechałem jeszcze kilka kroków, by stanąć w uprzedniej pozycji Kylie.
Trzeba przyznać, że świetnie jej poszło! Gdybym niczego nie zepsuł, może mielibyśmy szansę na wyższe miejsce. Wyciągnąłem rękę do tyłu, próbując jednocześnie drugą dłonią przytrzymywać Gniadą. Kiedy poczułem materiał w ręku, wypchnąłem ją mocno do przodu, od razu poleciała mocnym, szybkim galopem.
Pierwszą przeszkodę stanowił spory coffin. Są to dwie przeszkody przedzielone rowem, którego wierzchowce nie raz się straszą. Jednak dzięki prostemu najazdowi, mocnemu odbiciu w dobrym momencie i pewnemu skoku pierwsza przeszkoda została za nami bez nieprawidłowości. Jeśli wszystkie przeszkody przelecą pod brzuchem klaczy w takim stylu, byłbym z siebie naprawdę dumny!
***
Trasę kończyła hydra ruchoma, czyli zwykły żywopłot. Tak, naprawdę już tylko ona zasłaniała mi widok na metę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)