wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Esmeraldy C.D Naomi- zadanie 6

Nie zaglądaj, bracie, bo Ci spadną gacie!
*****
-Poczekaj na mnie!- krzyknęłam w stronę Naomi, galopującej na gniadym Empiryku.
Czarna grzywa łaskotała mnie po policzkach, gdy zrobiłam półsiad. Divine nie dawał za wygraną i biegł łeb w łeb z Selle Francais, widziałam w tym wielką rywalizację. Łby ogierów odwracały się gwałtownie w stronę rywala, po czym konie rżały, próbując dodać sobie odwagi. Nie mogłam się odezwać ani słowem, gdyż chód konia przyprawiał mnie o kolejne dreszcze, choć znałam Karosza doskonale. Powoli zbliżaliśmy się do punktu tymczasowej mety, którą stało się największe drzewo w lesie. Amatorski wyścig skończył się remisem, który niezmiernie nas ucieszył, gdyż nie miałyśmy ochoty na przekomarzanie, której koń, postawił nogę dalej.
-No Blast, pojechałeś kochanie.- poklepałam Karosza po łopatce, a ten odpowiedział małym bryknięciem.
-Jak tam u Balbiny? Poprawiło się jej?- Naomi dojechała do mnie i się uśmiechnęła.
-Lepiej już, lepiej. Łapa jej zdrowieje, nie powiem, wszystko idzie po naszej myśli.- wyszczerzyłam się, otwartą dłonią klepiąc Empiryka po łopatce.- Jutro jadę na przegląd weterynaryjny z Divinem, pojedziesz ze mną? Mój koniowóz ma jedno duże miejsce, które zawsze możemy podzielić na dwa.- zjechałam po siodle na dół, a następnie puściłam Karego z luźnym popręgiem. Naomi poszła w moje ślady i również puściła Gniadosza na luźnym popręgu.
Zielona polana była najlepszym miejscem na piknik, ale niestety zapomniałyśmy kocyka, i zamiast koca w czerwoną kratę, wykorzystałyśmy nasze bluzy. Na szczęście Naomi wzięła butelki z wodą, więc nie było szans, byśmy umarły z pragnienia w ten letni dzień. Słońce nie parzyło tak mocno, jak wczoraj, więc nie narażałyśmy koni na przegrzanie. W pewnej chwili zdecydowałyśmy, że ściągniemy siodła, gdyż konie oddalały się coraz bardziej, a gdyby uciekły z siodłami, to nie byłoby kolorowo. Konie stopniowo się oddalały w poszukiwaniu za skupiskiem zielonej i najlepiej soczystej trawy. Co chwila, łypiąc na konie, rozmawiałyśmy na różne tematy, nie tylko na te jeździeckie. Z czasem nasza rozmowa zeszła na typowo zboczone tematy, a zaczęło się niewinnie- od Jastrząbia Noah'a. Następnie poszło jak z górki- reszta tematów posypała się jak cukier. Zrobiło się ciemno, jednak my tego nie odczułyśmy przez panującą na zewnątrz duchotę. Westchnęłam, zwijając swoją bluzę, po czym wiążąc ją przy pasie.
-Szczurek! KSIĄŻE!- Naomi zadarła się.
-Dracula! Draniuuu!- ułożyłam dłonie w tubę, po czym przyłożyłam prowizoryczną tubę do ust i krzyknęłam.
Szelest krzaków i nasze konie przygalopowały, robiąc przy tym podwójny huk. Przywitałyśmy się z wierzchowcami, po czym ciągle ze sobą gadając, usadowiłyśmy się w siodłach. Konie ruszyły wolnym kłusem, by po chwili przejść w wolny galop. Mocniejsze wypchnięcia biodrami kołysały końmi i popędzały je z trocha, nie musiałyśmy używać batów. Budynek akademika było już wyraźnie widać, więc zwolniłyśmy konie i zsiadłyśmy z nich. Nie było nas raptem 2 godziny, a Gilbert powitał nas z takim entuzjazmem, jakby co najmniej 2 lata nas nie było.
-Dlaczego nie stawiłyście się na kolacji?- Mężczyzna podniósł brew i uśmiechnął się chytrze.
-Panie Blythe, my byłyśmy na kolacji wcześniej.- odpowiedziała Naomi ze stoickim spokojem w głosie.
Jakoś udało nam się uciec od strasznej kary, nałożonej przez Blythe'a, więc z ulgą udałyśmy się do naszego pokoju. Porządnie zajęłyśmy się naszym nowym nabytkiem (znaczy Pasztetem), to jest: urządziłyśmy mu klatkę i nasypałyśmy jedzenia, a do poidełka nalałyśmy wody.
******
Obudziłam się rano, a pierwsze co zauważyłam, to to, iż przy moich nogach, nie było żadnej futrzastej kulki. Myśląc, że poszła do kuwety, wstałam i poszłam nałożyć kici jedzenie.
-Cholera jasna...-warknęłam, widząc, że miska jest pełna, jedzenie nietknięte.
Nieźle poddenerwowana, pobiegłam do kuwety- cholera, niczego. Moje współlokatorki wyszły z pokoju dobre 10 minut temu, więc na pewno nie wypuściły jej z „mieszkania". Jeszcze w pidżamie zbiegłam do jadalni, budząc zainteresowanie swoim wyglądem, no cóż. W tłumie dostrzegłam jasną czuprynę należącą do Naomi.
-Widziałaś moją kotkę?!- krzyknęłam, niemal z łzami w oczach.
Dziewczyna zszokowana moim zachowaniem wstała, po czym szybko wyciągnęła mnie z jadalni, zostawiając swoje śniadanie i kubek gorącej herbaty na pastwę głodnych ludzi. Nie wiem, czy się mnie wstydziła, czy coś, ale gadać o Brytyjce zaczęła dopiero poza zasięgiem reszty Akademiczów.
-No i?- zapytałam, zaciskając dłoń na ramieniu Naomi.
-Wczoraj, jak wchodziłyśmy do pokoju, leżała na Twoim łóżku... Musiałyśmy ją zamknąć w łazience, gdyż zjadłaby Paszteta, a w łazience było okno otwarte, więc jest możliwość, że wyskoczyła.- powiedziała, wyrywając z uścisku swoje ramię.- Mieszkamy przecież na parterze...-dodała po chwili.
Nic nie mówiąc, pobiegłam do stajni, gdyż była możliwość, że kotka poszła na spacer do Devina. Niestety nie zastałam tam koteczki, więc w pełni załamana, wróciłam do pokoju.
~Poczekam jeden dzień, później zacznę wywieszać ulotki i szukać jej na własną rękę, może mi pomogą...~ pomyślałam, ubierając się w jakiś normalny strój. Jazda ani tym bardziej rozmowa z koleżankami, nie sprawiała mi większej frajdy, gdyż myślami byłam przy poszukiwaniach kotki, gdzie zacząć, gdzie się zgłosić, gdzie ona jest...
Następnego dnia rano, już ubrana poszłam jej szukać. Zagarnęłam wszystkie dziewczyny z Akademii oraz chłopaków, którzy niechętnie, ale poszli szukać mojego zwierzaka. Praktycznie i teoretycznie każdy znał moją kotkę, gdyż moje krzyki w nocy „NIE, NIE NA POŚCIEL”, „STÓJ! NIE JEDZ TEGO!” na pewno słyszał już każdy, a także na pewno moje współlokatorki. Tak czy inaczej, każdy z Akademii nawoływał Brytyjkę po imieniu. Rozdzieliliśmy się i zaglądaliśmy wszędzie, od kanałów po krzaki i nory w lesie, albowiem 8 osób poszło szukać z drugiej strony akademika, a kolejne 8 osób szukało w lesie. Poszukiwania trwały 2 dni, nie licząc tych dwóch, pierwszego, w którym zaginęła i drugiego, który opisałam. Podczas 4 dnia, byłam już w rozpaczy, gdy z oddali dobiegł krzyk Adeline i Naomi:
-ZNALAZŁYŚMY!
Od razu pobiegłam do nich i uściskałam każdą kilka razy, a następnie chwyciłam ukochaną kotkę w ramiona.
-Dziękuję...-szepnęłam do dziewczyn.

<Naomi? Kiepskie, wybacz :C >

1034 słowa napisane :3
Otrzymujesz 35 punktów za poprawne wykonanie zadania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)