niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Esmeraldy C.D Noah'a

Nie do końca wiedziałam co się ze mną dzieje, skrawki słów, prześlizgiwały się przez moje uszy, docierając do płatu mózgowego, po czym były analizowane. Przez jeszcze zamglone oczy nie widziałam praktycznie żadnego żywego obiektu, czułam za to lekkie szczypanie na czole i parę kropli nieokreślonej cieczy, ześlizgującej się z mojej twarzy. Ręce latały po całej mojej orbicie, co chwila, muskając czyjeś dżinsowe spodnie, tak samo z nogami. Prawa ręka została unieruchomiona w nadgarstku, więc z niezadowoleniem przestałam nią ruszać, do manewrów pozostały mi trzy kończyny, którymi nadal „broniłam” się przed dotykiem. Z całej sytuacji miałam naprawdę spory ubaw, do moich uszu dochodziły to wyraźniejsze wyrazy, z czego pod nosem chichotałam. Wykonałam niewątpliwie zgrabny ruch nogą, po czym j**nęłam w coś (miękkiego czy twardego?). Moja stopa znalazła się chyba w niewłaściwym miejscu, bo po chwili została odsunięta przez syczącą, jeszcze niezidentyfikowaną osobę.
-Ja p******ę, Esma. - syk nie przestał sączyć się z ust chłopaka.
Sięgnęłam ręką czoła, gdy tylko ją podniosłam, wyczułam silny ból. Pod opuszkami palców, rysowała się wypukła kreska, niewątpliwie po starciu z podłogą, które raczej ona wygrała, jak się orientuję. Osobą próbującą opatrzyć ranę, był ten sam chłopak, który przysiadł się do mnie przy stoliku- Noah, bo któż by inny. Chłopak zdecydowanie należał do tych osób, które z pozostaniem trzeźwym nie mają najmniejszego problemu, ja za to należałam do tych, którzy ulegają trunkom od razu. Czy mam teraz przeprosić za to, co zrobiłam, choć zrobiłam to zupełnie przez przypadek? W savoir-vivre jestem padalcem, ale podstawy znam, nie zgłębiam niestety tajników, tego francuskiego wyrazu, który plącze język na samą myśl o nim, tak samo jest z Leroy Merlin- ja nadal nie wiem, jak to się czyta.
-Przepraszam...- westchnęłam cicho, dzieląc słowo na sylaby, powtórzyłam zwrot grzecznościowy jeszcze parę razy, jednak prawie niesłyszalnie. Odsunęłam się w kąt łóżka, palce wplatając w miękką sierść Husky'ego. Skuliłam się, robiąc Noah'owi miejsce i zasnęłam.
****
-Cholera...gdzie ja jestem?- chwyciłam się za głowę, niewątpliwie znajdowałam się w lokum Czekoladowłosego. Pulsująca makówka domagała się szklanki wody i czegoś na kaca, musiałam dostarczyć tych rzeczy dość szybko, gdyż po prostu moja głowa powoli zamieniała się w eksplodującą bombę.
Na chwiejnych nogach podniosłam się, po czym chwytając się wszystkiego, co możliwe, dotarłam szczęśliwie do drzwi. Po cichu zważyłam klamkę, jednak ta nie otworzyła drzwi, a jedynie narobiła pisku. Pod nosem rzuciłam jakieś przekleństwo, gdzie ja teraz znajdę klucz?! Na moje szczęście Noah smacznie spał, więc była możliwość, że nie zedrze ze mnie skóry, gdy ukradnę mu na kilka chwil klucz do drzwi. Po szufladach zaglądać nie chciałam, to byłoby po prostu niegrzeczne. Klucze najpewniej znajdowały się w kieszeni dżinsów mężczyzny (he he...). Dyskretnie wsadziłam palce do przedniej kieszeni spodni i z radością wyciągnęłam brelok z różnymi kluczami. Zadowolona z siebie, podniosłam się i szybko poszłam otworzyć drzwi. ~Kurna, który klucz...~ jęknęłam w myślach, wkładając już drugi klucz do zamka. Srebrny, krótki klucz okazał się właściwy. Drzwi otworzyły się bezgłośnie, a ja odłożyłam klucz na szafkę, po czym zamknęłam drzwi. Korytarzem, powoli udałam się do swojego pokoju, by zmyć makijaż, właściwie pozostałości po nim. Przypominając sobie, że moja kotka od wczoraj nie dostała nic do jedzenia, potykając się, ruszyłam szybszym krokiem. Gdy tylko dotarłam do pokoju, od razu poszłam do kuchni, gdzie stała mała lodówka, a w niej z kolei była otwarta konserwa dla kota. Miauczące stworzenie spoglądało na mnie swoimi cudownymi, bursztynowymi oczami, domagając się jedzenia. Schyliłam się, by położyć miskę z żarciem dla kota, a gdy się podniosłam, sparaliżował mnie ból. Był to jedynie znak, że trzeba położyć się do łóżka. Możliwie szybko zmyłam makijaż i nie budząc koleżanek z pokoju, wypiłam szklankę wody, po czym zmęczona udałam się, by spać dalej.
Ptaki świergotały, słońce budziło świat do życia, tylko w Akademii, prawie wszystkie żaluzje w oknach były zasunięte- u mnie w pokoju nie było inaczej. Współlokatorki jeszcze spały, jedynie Lily czytała książkę, upominając mnie co chwilę słowami "Nie trzeba było tyle pić". Słowa te odpowiadała mi na moje marudzenie "Och, moja głowa", "Ja pitole". Po raz kolejny dolewałam sobie wody, a także po raz któryś dosypywałam elektrolity do wody, które później szybko wypijałam. Niewątpliwie musiałam dziś wrócić od życia, wczorajsza "impreza" dała nieźle w kość. Wzięłam się w garść, zdeterminowana ruszyłam do łazienki, jednak nastąpił foch i wróciłam w szlafroku do łóżka.
-Jak można być taką ciotą, jak ja!- warknęłam, przygniatając sobie twarz poduszką.
Lily skwitowała to jedynie pomrukiem, który odebrałam jako obrazę, rzuconą w moją stronę, jednak nie odpowiedziałam, naburmuszona podeszłam do szafy i wyciągnęłam jakieś shorty i żółty T-shirt. W komodzie znalazłam skarpety jeździeckie, które naciągnęłam na stopy. Niezadowolona wyszłam z pokoju, zamknęłam drzwi z hukiem i ruszyłam korytarzem. Kogo spotkałam? Noah'a spotkałam! Wymieniliśmy parę zdań, po czym...no sami zobaczcie.
-Jędrny Poślad!- warknęłam w stronę chłopaka.
-Jędrny Poślad zawsze spoko...- Noah uśmiechnął się chytrze, rzucając mi wyzywające spojrzenie spod okularów, jakby chciał, żebym kontynuowała.
-Kretyn!
-Histeryczka!- Brunet odpowiedział.
-Na jakiej podstawie?!- skrzyżowałam ręce na piersi, po czym tupnęłam nogą niczym małe dziecko.
-Na żadnej! Wczoraj walnęłaś mnie z premedytacją w klejnoty rodowe!- ton chłopaka był zdecydowanie za radosny jak na wypowiadane słowa.
-Podobało się? A może walnąć jeszcze raz?!- rzuciłam, opierając się o ścianę.

<Noah? 8)) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)