wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Holiday do Adeline

Ranek. Najgorsza część dnia. To ta pora w której chodzisz jak na haju przez godzinę i działasz jakbyś była jakąś maszyną. Na szczęście dzisiejszego słonecznego poranka udało mi się wyczołgać dość wcześnie z łóżka. Pół godziny. Jak na moje standardy jest to całkiem niezły czas. Szwędałam się po pokoju jak pijana, chodząc z łazienki do łóżka, potem do szafy i tak w kółko aż nie ogarnęłam się na tyle, żeby się porządnie rozbudzić. Polałam sobie twarz zimną wodą paręnaście razy. Dopiero za jakimś dziesiątym zaczynało powoli działać. W końcu wyszłam z pokoju w akompaniamencie trzasku drzwi.
Na śniadaniu rozpoznałam parę znajomych twarzyczek. Usiadłam obok Helenki, która była chyba w podobnym stanie co ja. Miałam wrażenie, że ona śpi nad miseczką płatków od mleka.
- Cześć. – z trzaskiem opuściłam tacę z jedzeniem na stolik. – Jak tam samopoczucie, huh?
- Beznadziejne – podniosła na mnie wzrok. – A u pani, panno Clarks? Może spała pani choć trochę lepiej niż ja? Mam nadzieję, że nie słychać było wycia Celtii w całej akademii, co?
Zastanowiłam się chwilę.
- Na pewno nie musiałam przez całą noc sprawdzać co u moich bachorów, ale… - zaczęłam mruczeć bez entuzjazmu. – Ale to nie do ciebie kot przychodził co pięć minut, żeby Ci pochodzić po głowie. Chociaż muszę Ci powiedzieć, że chyba pobiłam swój rekord życiowy jeśli chodzi o szybkie wstawanie. – zastanowiłam się – Może nastawienie do treningu lepsze?
- Tak samo beznadziejne jak samopoczucie. – jęknęła, uderzając głową o stolik, przez co zwróciło na nas uwagę parę osób z sąsiednich miejsc. Szybko jednak odwrócili wzrok, widząc, że to nic ważnego.
- Jestem pewna, że nastawienie do życia jest lepsze chociaż? – wiedziałam, że odpowiedź będzie taka sama jak wcześniej. Nie miałam co liczyć na porządną rozmowę.
- Boże, Holly. Wszystko jest do dupy, nie kumasz? – jęknęła. – Nie mam już apetytu. – wsadziłam widelec w moją porcję jajecznicy. Spadła z cichym pluskiem z powrotem na talerz. Helka spojrzała na mnie z obrzydzeniem. Albo raczej na jedzenie. – Czy oni nie smażą tej jajecznicy?
- Być może nie stać ich po prostu na gaz… - powiedziałam z sarkazmem. – Wiesz co? Najadłam się tą jajecznicą, może płatki z mlekiem będą bardziej apetycznie wyglądały… - i z tymi słowami opuściłam na chwilę stolik. Helen w tym czasie wstała z krzesła i pomaszerowała w kierunku wyjścia z budynku. Płatki nie smakowały jakoś wybitnie. W końcu czego można spodziewać się po kawałkach chrubiącej kukurydzy…? W końcu zostałam sama w sali. Prawdopodobnie znów spóźniłam się na zajęcia, ale miałam na to w tej chwili wywalone. Instruktorka zawsze wybaczała mi wszystkie spóźnienia, których w moim krótkim życiu nazbierało się całkiem dużo. Praktycznie zawsze przybywałam na zajęcia przynajmniej parę minut po czasie. Wszyscy wiedzieli, że nie jestem w stanie rano wstać. No… może nie wszyscy, ale przynajmniej większa część akademii.
Nawet do stajni powlokłam się bez większego entuzjazmu, chociaż naprawdę bardzo chciałam zobaczyć się z Sydney.
- Dasz mi pospać? – spytałam klaczy, kiedy znajdowałam się już przy jej boksie, głaszcząc Sydney po miękkiej sierści na pysku. – No weź, chociaż pięć minut. Padam na pysk. Mam swoje potrzeby, dobrze? – klacz została przeze mnie wyczyszczona w ekspresowym tempie. Dopiero w siodlarni musiałam zmierzyć się z prawdziwym problemem. Mój niski wzrost po raz kolejny w życiu okazał się być okropną wadą. Nie mogłam dosięgnąć siodła. Normalnie wykorzystywałam do tego stołek, który zazwyczaj tam stał, ale teraz ktoś go zabrał. Przez trzy minuty skakałam wokół, żeby je zdjąć. Po tych męczarniach usłyszałam za sobą rozbawiony dziewczęcy głos:
- Pomóc Ci jakoś?
<Adelka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)