niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Adeline do Noah`a

Wybił dwudziesty dzień sierpnia, moje nastoletnie życie dzisiaj się skończyło, mam dwadzieścia lat. Tylko, że jest pewien problem.. nie czuję tego wcale. Problemy, które posiadałam w wieku osiemnastu lat, ciągle się na mnie czają. Praca, którą wykonywałam żeby zarabiać na naukę i wynajem skromnie urządzonej kawalerki? Ciągle mam, tą samą, niezmienną od dwóch lat, i od dwóch lat ciągle tak samo chcę ją zakończyć.
- Cóż, trzeba zakończyć kolejną kawę i ruszać do zdjęć - mruknęłam do siebie, udając zadowolenie. Ostatni łyk, zimnego już napoju i wrzucenie filiżanki do zlewu, który zawalony był idealnie brudnymi naczyniami. Zabrałam ze sobą dużą torbę i wyszłam ze swojego 'mieszkania', kierując się na autobus, który miał przyjechać za jakieś dwie minuty. Poczułam delikatne ściśnięcie w środku na myśl, że dzisiaj, w dzień swoich urodzin jestem zmuszona by robić coś sobie wbrew. Moje wspomnienia z niektórych sesji, nagich sesji, był czasem przykre przez pracowników studia, którzy nadużywali prawa ustawiania mnie do pozy, to samo z resztą tyczy się modelów, z którymi pracowałam. Wzięłam głęboki oddech i wsiadłam do autobusu, który podjechał do przystanku niezauważony. Zdziwiona tak wielką liczbą osób, które się w nim znajdowały, usiadłam i zbliżyłam wyciągnięty wcześniej portfel do czytnika, który natychmiast wychwycił mój bilet miesięczny. Krzesło znajdowało się tuż przy środkowym wyjściu środka transportu. Niewygodnego środka transportu. Na ten moment, nie stać mnie było na samochód, a nawet na zdanie prawo jazdy, które nie należało do tanich imprez. Poczułam zapach papierosów, które odpychały mnie zawsze od człowieka. Nienawidziłam fajek, co prawda byłam zamieszana w interesy o podobnym znaczeniu, ale nie jest to na tą chwilę ważne. Nagle uświadomiłam sobie, że powinnam już wysiadać, więc prędko wyskoczyłam ku drzwiom i zdążyłam jeszcze wyjść, przy towarzyszących mi sygnałach ostrzegających. Skierowałam swój wzrok na biały, nowoczesny budynek, w którym zaraz miałam się znaleźć. Spokojnie otworzyłam drzwi, i bez żadnych uczuć weszłam ostatni raz do windy, która zawsze doprowadzała mnie do studia fotograficznego.
- Cześć kochaniutka, idź do przebieralni, wbij się w te swoje majteczki i do roboty - powiedział bezwstydnie mężczyzna, który stał przy lustrzance wysokiej jakości.
- Ostatni raz, Cole - odpowiedziałam ze skrytym uśmiechem.
- U nas nie ma takiego czegoś jak ostatni raz. Wrócisz tutaj w najbliższym czasie.
Zaskoczona ostrym tonem faceta, bez słowa otworzyłam drzwi do garderoby i spojrzałam na blat, gdzie leżała koronkowa, czarna bielizna. Westchnęłam i zgarnęłam ją w garść, a już po chwili z narzuconym na siebie, satynowym szlafrokiem weszłam przed obiektyw. Machnęłam szybko cienki materiał na bok, uniosłam wysoko głowę, delikatnie uniosłam brew i tym samym kącik ust, powodując przy tym zadziorny uśmiech.

~*~

Zaśmiałam się gdy odetchnęłam letnim powietrzem, które przypomniało mi o dzisiejszym przeniesieniu się do Akademii jeździeckiej. W końcu wrócę do tej dziecięcej pasji, która zawsze dostarczała mi wiele radości. Teraz nie miałam czasu na jeździectwo, ale moi rodzice na szczęście zafundowali mi naukę w tej szkole. Cały czas kocham te piękne i dumne zwierzęta. Moim jednym, z większych marzeń jest posiadanie dorodnego ogiera ujeżdżeniowego, który będzie na poziomie wysokich klas w tej dziedzinie sportu. Z zamyślenia wyrwał mnie męski, niski, ostro brzmiący głos, który wyraźnie czegoś oczekiwał.
- Dajesz te pieniądze do chol.ery, czy mamy inaczej rozmawiać? - Zapytał rosły mężczyzna, który zacisnął swoją rękę na moim ramieniu. Usłyszałam chrzęst własnych kość, które ulegały mocnemu naciskowi. Łzy napływały do moich oczu, które ślepo wpatrywały się w twarz przechodnia.
- Mam przy sobie tylko trzy stówy, więc je zabierz, ale puść moje ramię, bo nie będę miała wytłumaczenia na ostrym dyżurze. - Wydukałam, i z torebki wygrzebałam banknoty, które wpakowałam do jego dłoni.
- Masz szczęście, następnym razem nikt nie będzie zwracał uwagi na to, że jesteś kobietą.
- A kiedyś takie wydarzenie miało miejsce? - Zakpiłam i ruszyłam przed siebie, rozcierając przy tym obolałe ramię. Moje tempo było męczące, przypominające raczej tempo biegu niż zwykłego spaceru. Nogi paliły, bowiem przejście ponad pięciu kilometrów takim chodem nie było dla mnie codziennością. Przepełniała mnie nadzieja, że będąc już w Akademii, żaden człowiek mnie nie dosięgnie. Byłam niemalże pewna tego, że nikt nie będzie w stanie mi zagrozić.

~*~

Walizki zostały spakowane do bagażnika samochodu mamy. Moja matka do dość ciekawa osoba, otóż przy innych osobach była najwspanialszą mamą na świecie, ale w cztery oczy zachowywała się zupełnie inaczej. Lubiła być tą rządzącą, z całą pewnością byłaby dobrym prezydentem.
- Idziesz czy mam jechać sama? - Powiedziała ostro, gdy ja przed klatką schodową poprawiałam niesfornego koka na głowie.
- Idę, mamo. Nabierz cierpliwości. Bądź chociaż czasami tak cierpliwa jak tata, lub Twoja siostra - odpowiedziałam i zamknęłam drzwi dużego samochodu. Jak się okazało, Akademia wcale daleko nie leżała, bowiem mieliśmy coś koło trzydziestu pięciu kilometrów do budynku. Założyłam na uszy słuchawki i odpływałam przy mojej ukochanej muzyce.
Obudził mnie głos mojej rodzicielki. Jak dało się zauważyć, szybko znalazła sobie kozła ofiarnego do przenoszenia moich walizek. Jak się okazało był to mężczyzna, czarnowłosy. Wywróciłam oczami i zgromiłam matkę wzrokiem.
- Możesz już jechać, nie jesteś mi jakoś szczególnie potrzebna - warknęłam, a ona zaskoczona taką uwagą, bez żadnego pożegnania wsiadła do samochodu i odjechała z piskiem opon. - Przepraszam za nią, poradzę sobie. Na imię mi Adeline, przepraszam jeszcze raz.
- Nie masz za co przepraszać, rodzic to rodzic. Miło mi, Noah jestem - przedstawił się i uścisnął moją dłoń.

Noah?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)