środa, 23 sierpnia 2017

Od Adeline C.D Noah'a

Łapiąc bluzę, poczułam tylko delikatną woń, ładną jak na męskie perfumy. Uśmiechnęłam się na ten ciepły gest, którego już tak dawno od nikogo nie dostałam. Tak... Zdecydowanie brakowało mi jakiejkolwiek znajomości, przyjaźni, a może i miłości, która w praktycznie każdym życiu, prędzej czy później miała w sobie zapotrzebowanie. Tak właśnie stało się w moim marnym żywocie. Potrzebowałam jakiejś odskoczni od problemów, wsparcia i ciepła, które poczułam teraz od strony ciemnowłosego, który z opatrzonym policzkiem, ostrożnie sprzątał potłuczoną porcelanę. Z iskrami w oczach wpatrywałam się w mężczyznę, który z dnia na dzień uzyskiwał ode mnie dodatkowe punkty. Pospiesznie założyłam, delikatnie już chłodną bluzę, która otuliła mnie cienkim polarem.
- Zazwyczaj nie, bo to ja rozgrzewam innych.. - powiedziałam, tak jakby w żarcie, ale w moim głosie słychać było delikatne rozczarowanie, tym co robiłam.
- Ale już tego nie robisz, więc ciesz się tym, że jesteś na terenach tak wspaniałej szkoły w otoczeniu naprawdę świetnych osób. Mówię to z ręką na sercu. - Odpowiedział, i poklepał się prawą ręką po swoim sercu. Uśmiechnęłam się delikatnie, a głowę wtopiłam w głębokie oparcie fotela. Wsłuchując się w szum szalejącej burzy, która rozpętała piekło na dworze, pomyślałam o tym jak może być dzieciakowi, takiemu jak moja siostra, która teraz prawdopodobnie odrabiała zadania domowe przy nadzorze matki. Mieli żywot takiej śmietanki na torcie, która przez każdego jest ostrożnie nakładana i zjadana, a później chwalona jakaż była pyszna i chłodna. Tak właśnie jest, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
- Noah? - Powiedziałam cicho, tak jakby uważając by nie zranić żadnej żywej istoty swoim donośnym głosem.
- Słucham, ja Ciebie - zaśmiał się, ale już po chwili z powagą usiadł na krześle naprzeciw mnie.
- Dziękuję. Dziękuję za wczoraj, potrzebne mi było komuś się chociaż odrobinę wygadać. No i rzecz jasna dziękuję za bluzę, przyjemna jest! - Krzyknęłam ciepło, i wzięłam kolejny łyk ciemnej kawy. Patrząc na chłopaka, którego oświetliły błyskające za oknem błyskawice, dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że jest naprawdę przystojnym młodzieńcem, który na pewno w swojej karierze złamał serce już niejednej.
- Nie masz za co dziękować, w sumie to czasami miło kogoś posłuchać, a później rozmyślać o tym, jak ja mógłbym sobie w takiej sytuacji poradzić. - Odpowiedział, po chwili krótkiego milczenia. - Ale myślę, że na pewno nie lepiej, niż Ty.
Wypatrzyłam się w okno, które zaczęło chyba nie wytrzymywać aury za nim, bowiem otworzyło się z hukiem, zwiewając przy tym wszelkie papierki nie przytwierdzone do stołu przez różnego rodzaju kubki. Zaskoczona tym szybko się skupiłam, bowiem posiadałam pewną, dziecięcą fobię, a mianowicie ankarofobię, która przyszła przez przeżycie ogromnego tornada, które przeżyłam w wieku może pięciu lat. Noah gwałtownie zerwał się z miejsca, i zamknął okno, które nie do końca współpracowało, ponieważ ulegało sile wiatru, nie sile chłopaka, który na pewno ją posiadał. Ponownie rozłożyłam się na fotelu, który dawał mi w pewnym stopniu poczucie bezpieczeństwa, tak więc moje powieki szybko znużył sen.

- Heej, pobudka, przestało padać i grzmieć, no i wiać co chyba ma dla Ciebie największe znaczenie? - Powiedział beztrosko wysoki mężczyzna, który aktualnie nachylał się nad moją, trochę jeszcze śpiącą twarzą. Całkowicie zapominając o skaleczeniu na dłoni, sięgnęłam oparcia fotela, które wywołało wyraźny i gwałtowny ból. Syknęłam na to, i rzuciłam obwiniające spojrzenie do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą spałam. Podniosłam się na równe nogi i spojrzałam na chłopaka, który prawdopodobnie również przysnął bo rozciągał się w i tak ciemnym pokoju.
- Co do ch**ery?! Przecież nie ma już burzy, więc czemu jest tak ciemno?! - Krzyknęłam nie ukrywając oburzenia.
- Kochana, jest godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści, więc na sto procent nie będzie nigdy o tej porze jasno.
- Jakim cudem burza trwała tak straszliwe długo? - Zapytałam, rozcierając zimne uda.
- Właściwie to nie wiem, ale mam propozycję wyjścia stąd, bo troszeczkę dość mam przebywania w takich pomieszczeniach. - Powiedział, na co ja skinęłam głową, i w swoim towarzystwie wyszliśmy z pokoiku, a później ze stajni, w której jeszcze Noah pogładził nos swojego wierzchowca. Spojrzałam na niebo, po którym nie można było powiedzieć, że przed chwilą przeszła tu burza stulecia. Na nieboskłonie malowały się miliony małych gwiazdeczek, a w pewnym momencie niebo przecięła gwiazda, z przepięknym, długim i jaśniejącym ogonem.
- To co idziemy do pokoi czy wracamy się do stajni? - Zaśmiał się czarnowłosy, i przystanął przy mnie.
- Szczerze powiedziawszy, to mam zupełnie inną propozycję. Masz prawo jazdy?
- No w sumie to posiadam.
- Tym lepiej, czyli co? Ruszamy w miasto? - Zapytałam z zadziornym uśmiechem. - Mam ochotę się chociaż troszeczkę napić. - Zaśmiałam się delikatnie, i wypatrzyłam w tęczówki bruneta, które były o przepięknej barwie.

Noah? 8)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)