poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Od Luke'a C.D Holiday

Tylko tego mi brakowało, by po długiej i nieprzyjemnej reprymendzie, otrzymanej zresztą od całej rodziny, musieć wysłuchiwać zdania wiecznie marudnej Holiday na własny temat. Choć niewątpliwie było trafne i zgadzałem się z każdym jego podpunktem, nie mogłem pozwolić sobie na to, by kolejna już osoba z rzędu miała mnie za życiowego nieudacznika, pomimo tego, że rzeczywiście nim byłem.
Właściwie to z trudem powstrzymywałem nagłe rozbawienie, byleby tylko nie dać dziewczynie powodów do twierdzenia, że po raz kolejny nie pomyliła się co do trafnego określenia mojej dziwacznej egzystencji.
- A mimo tego Ty, życzliwa, taktowna, utalentowana, wybitnie inteligentna i darząca wszystkich szacunkiem Holiday, dalej się ze mną zadajesz... - pokręciłem z niedowierzaniem głową, cicho śmiejąc się ostatecznie pod nosem. - To naprawdę miło z Twojej strony, że dbasz o dostarczenie mi odpowiedniego towarzystwa.
- Nie jestem pewna, czy jestem w stu procentach odpowiednim towarzystwem, ale fakt, masz za co mi dziękować. - uśmiechnęła się triumfalnie, odkładając trzymaną książkę na bok swojego łóżka.
Dopiero wtedy zauważyłem brak mebla, który wchodził w skład  każdej szpitalnej sali.
Rozglądając się za szafką nocną po całym pomieszczeniu, dopiero po chwili zobaczyłem ewidentnie winne spojrzenie poszkodowanej.
Wzdychając, po raz kolejny spojrzałem na nią z wątpieniem w to, że naprawdę mogła to zrobić.
- Była dosyć mało funkcjonalna - stwierdziła, z uśmiechem na ustach wygodnie kładąc się na sporej poduszce.
Sam rozsiadłem się na nieco mniej przytulnym krześle, na którym siedzieć przyszło mi przez jeszcze kilkadziesiąt kolejnych minut.
~*~

Rudowłosa dosyć szybko zyskała wypis. Podejrzewając, że za nagłą zmianą decyzji lekarzy, stała w głównej części jej ingerencja, aniżeli nagły powrót do dostatecznie zadowalającego zdrowia, chwilę wahałem się nad wyciągnięciem jej ze szpitala, gdy dowiedziałem się o konieczności jej powrotu do Akademii. Doskonale wiedząc, że Holiday najpewniej zirytowała cały personel, a zaraz po tym mnie, specjalnie przedłużałem cały proces przyjazdu taksówki. Nie musiałem dodatkowo upewniać się, by wiedzieć, że zirytowało to przyjaciółkę w odpowiednio dostatecznym stopniu. Nie mniej jednak, litując się w końcu nad jej sfrustrowaną egzystencją, zjawiłem się w odpowiednim miejscu dopiero delikatnie późnym popołudniem. Gdyby nie to, że właściciele ponaglali mnie do wyjazdu z każdej możliwej strony, istniało prawdopodobieństwo, że pojawił bym się w szpitalu dużo, dużo później - dziwnym trafem nie miałem ochoty na wydawanie dodatkowych pieniędzy, kiedy posiadałem prawo jazdy. Było jednak one całkowicie bezużyteczne, kiedy całkiem przypadkiem wyszło na to, że po drobnej stłuczce nikt nie zamierza pożyczyć mi własnego pojazdu. Nawet wtedy, kiedy przyrzekałem na bezdomnego psa.

W końcu jednak pojawiłem się w miejscu, do którego jak miałem nadzieję zaledwie kilka chwil wcześniej, nie będę musiał pojawiać się szczególnie często. Sterylnie czysty labirynt złożony z długich, szpitalnych korytarzy za każdym razem przyprawiał mnie delikatnie o dreszcze, gdy musiałem go przebywać - nie do końca byłem pewien, ile istnieje procent na to, by wydostać się z niego bez większego szwanku. Samo przebywanie w towarzystwie Holiday, jakby nie było, już niekorzystnie wpływało na moje samopoczucie.
Zwłaszcza wtedy, gdy dowiadywałem się, że przez kilka, wręcz kilkanaście wolnych godzin nie potrafiła spakować kilku pieprzonych rzeczy. Minęły więc kolejne cenne minuty wyjęte z życia, zanim prawie mogliśmy stwierdzić, że możemy opuścić budynek na bliżej nieokreślony, ale zdecydowanie najbliższy czas. Teraz tylko nasuwa się pewne wyjątkowo istotne pytanie - i jak tutaj ją kochać?
- Wiesz, rudzielcu... - targając w rękach wszystkie jej bagaże, nachyliłem się nieco nad jej ramieniem, by złożyć jej ekskluzywną ofertę, która wydawała mi się być naturalnie nie do odrzucenia. Zupełnie tak, jakby została stworzona dla osób podobnych do mojej odbiorczyni. Ta jednak, chyba nie do końca zainteresowana moją propozycją, skupiła się tylko nad określeniem, jakim ją, z natury dobrotliwy i bezapelacyjnie życzliwy, uraczyłem. - Skoro już tutaj jesteśmy, a Tobie chyba wybitnie spodobał się ten tutaj, wybitnie rozsławiony i doprowadzony do perfekcyjnego stanu hotel, to dlaczego nie przedłużyć by Ci pobytu?
Holiday udała, że rozgląda się po przepięknie wystrojonym wnętrzu, napotykając przy tym spojrzenia nieco zszokowanych pielęgniarek, którym najwidoczniej także zdążyła zajść za skórę.
- Oferuję specjalne skrzydło tego budynku wyposażone w same apartamenty. Posiadają zasłonięte okna, które zadbają o utrzymanie twojej cery w naturalnie bladym kolorze, metalowe łoża dbające o zdrowie twojego, cóż, dosyć małego kręgosłupa, oraz pełniące funkcję łazienek worki, dzięki którym nie będziesz martwiła się o dzielenie i tego pomieszczenia z współlokatorami. Jeśli i o nich mowa, twój apartament na pewno będzie odgrodzony od całej reszty, by zadbać o Twój komfort. No, względnie spokój innych. - i tu, robiąc istnie dramatyczną przerwę, obróciłem jej drobną sylwetkę w odwrotnym kierunku niż w tym, który prowadził nas do wyjścia. Rudowłosa prychnęła, gdy tylko ujrzała nazwę ukazanego przed nią oddziału. - Psychiatria to coś dla Ciebie. Może wróciłabyś jako lepsza wersja siebie, oczywiście zakładając, że w ogóle taką posiadasz.
- Och Luke, to naprawdę wspaniałomyślne, że tak się o mnie troszczysz - westchnęła teatralnie, klepiąc mnie po ramieniu. - Nie mniej jednak, uważam, że to Tobie za taką życzliwość należą się zasłużone wakacje. Na pewno odnajdziesz doskonały kontakt z nowymi przyjaciółmi, których tutaj poznasz, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Korzystając jednak ostatni raz z Twojej pomocy, jak i pięknej, błyszczącej karty kredytowej, wrócę do swego pokoju limuzyną, którą dla mnie zamówiłeś. Następnym razem jednak, postaraj się o szampana i czerwony dywan - całkiem uroczo szczerząc się, pomachała mi na odchodne moją kartą, którą nie wiedziałem jakim cudem, ale posiadała w swoich rękach. Oszołomiony, ledwo co trzymając jeszcze w szczelnym uścisku jej rzeczy, dopiero po chwili zjawiłem się obok niej przed wejściem.
Minęło jednak sporo czasu, zanim nasza żółta limuzyna postanowiła zjawić się na wyznaczonym przez nas miejscu. Przez ten czas zdążyłem policzyć wszystkie zaparkowane auta na pobliskim parkingu, całkiem intrygujące mnie, zielone kwiaty, które Holiday określiła ponoć chwastami, wszystkie obłoki widoczne na błękitnym niebie, jak i piegi, które zdobiły drobną twarzyczkę mojej towarzyszki.
Gdy jednak pojazd pojawił się przed wrotami budynku, rudowłosa przestała zwracać na mnie szczególną uwagę, zajmując swoje miejsce na tylnym siedzeniu. Pakując w tym samym czasie jej bagaże do niezbyt pojemnego wnętrza, zaraz po tym miałem niemały problem z tym, by samemu zmieścić się do wyjątkowo niskiej taksówki. Holiday, z naturalną czułością skierowaną do mojej osoby, głośno śmiała się, gdy zahaczałem swoją blondwłosą czupryną o nisko osadzony sufit.

Dobra
Coś jest
To tego
Holiday? ❤

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)