sobota, 26 sierpnia 2017

Od Adeline - zadanie 17

MOJA DUPA TO NIE BECZKA, NIE ZAKISISZ OGÓRECZKA 8)

~~*~~

Siedząc na kolacji, wszystkie osoby zgodnie stwierdziły, że nie uśmiecha im się koniec wakacji, który niestety co raz bardziej się zbliżał. 
- Można przecież pożegnać wakacje! Może zostaną na dłużej? - Powiedziałam, unosząc dłonie, a wszyscy w tym samym momencie się uśmiechnęli. - Przecież można się wybrać teraz w nocny teren, a później zrobić pokaz fajerwerków, ale taki mega zaje***ty - Dokończyłam, a uczniowie unieśli ręce, i zaczęli krzyczeć w zgodzie z moim pomysłem. - Dobra, to osoby, które chcą pojechać przychodzą o dwudziestej drugiej do wspólnego salonu, a wtedy ustalimy kto ma jakiego konia, a ja wyciągnę z tajnej skrytki sztuczne ognie i petardy. - Wydałam polecenie, a młodzież wróciła do zajadania kolacji, która na bezczela została im przerwana. Wyszłam ze stołówki i poszłam do pustego pokoju, ponieważ Cassandra została na stołówce, dojadając swoje danie. W pokoju zanurkowałam pod łóżko, gdzie przetrzymywałam różne, czasami nietypowe dla kobiety rzeczy. W każdym zakamarku można było natknąć się na zapinane woreczki, a czasami i banknoty, które wyławiałam, i wpakowywałam do kieszeni moich bryczesów. Nagle znalazłam to czego szukałam, ogromna czarna torba, w której przetrzymywałam przeróżne fajerwerki, które na terenie Akademii przechowywałam bez żadnej zgody, która do takich rzeczy była wymagana. Ups.. wywróciłam oczami, i wyciągnęłam ogromną torbę, która naprawdę była ciężka zawierając w sobie kolorowe ładunki. Usiadłam na łóżku, i zaczęłam przeglądać zawartość torby, by upewnić się, że nic mi nie zniknęło - zwyczajnie szkoda by mi było pieniędzy, które zostały w nie wpakowane, bo tanie nie były. W głowie zaczęłam zastanawiać się, na którym koniu pojechać, by nie przeszkadzał mu dodatkowy ciężar, tak więc zdecydowałam się na Wogatti'ego, który w końcu dostanie amazonkę dopasowaną do jego rozmiarów. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę za dwadzieścia dziesiąta, tak więc zarzucając ładunek na plecy, wyszłam z pokoju, i skierowałam się schodami pnącymi na górę do salonu akademickiego, którego dawno nie odwiedzałam. Ze szczegółów zapamiętałam tylko miliony stołów do gry w ping-ponga, czy też piłkarzyków. Można też tam było w ukryciu dopatrzeć się alkoholu, czy też obrzydzających mnie paczek papierosów, których naprawdę nienawidziłam. Jak się okazało, naprawdę wiele się zmieniło. Uczniowie jakimś cudem zorganizowali barek alkoholowy, przy którym wdzięczyły się skórzane taborety. Zaskoczona taką zmianą usiadłam na kanapie, która wyłożona była czerwoną skórą. Po chwili dopiero zorientowałam się, że wokół mnie siedzą inne osoby, które oczekują tego, że w końcu zacznę mówić.
- Przepraszam, troszeczkę jestem zaskoczona tym jak się tutaj zmieniło. No to ten, mam fajerwerki, i głównie z powodu ich ciężaru jadę na Wogatti'm, który sobie z tym poradzi. Dobra widzę między Wami Noah'a, Luke'a, Holiday, Esmeraldę, Naomi, Oriane, Phoebe, Lily, Edwarda, no i Will'a. Czyli wychodzi na to, że jedzie jedenaście osób. Dobra mówcie po kolei kto chce jakiego konia, musimy się dogadać.
- No ja biorę Dream'a, ale Ty o tym wiesz - odpowiedział Noah.
- Spartan - usłyszałam z ust Lily.
- Empiryka - Naomka.
- Sydney - Holiday.
- Divine Blast - Esmeralda.
- Silver Slience - Oriane.
- Toskania - Luke.
- Jutrzenka - Edward.
- Whispers - Will.
- Poważnie otoczyłam się osobami, które mają konie? - Zapytałam, wywracając oczami i zrywając się z kanapy. - Dobra podczas terenu, kto chce prowadzić?
- No ja mogę - odpowiedziała Oriane, która bawiła się końcówkami swoich włosów.
- Nie trzeba było długo szukać, ja idę na sam tył bo nie chcę, żeby Wogatti podeptał wszystkie konie. Yyy.. mam nadzieję, że wszystko pójdzie po naszej myśli i wszyscy będą zadowoleni. W takim razie idziemy do stajni, i zaczynamy siodłać konie. To znaczy Wy idziecie do swoich koni, a ja jako jedyna lecę do stajennych, także widzimy się.. nie wiem, za dwadzieścia jedenasta osiodłani i ruszamy w teren. - Wydałam kolejne polecenie, a w salonie rozpoczęła się rozmowa wychodzących już osób. Odetchnęłam z ulgą gdy zostałam sama w pomieszczeniu, i leniwym krokiem ruszyłam po schodach w dół, w stronę głównego wyjścia. Skupiona bardziej na torbie niż na innych, weszłam do stajni, gdzie konie powitały mnie głośnym, wspólnym rżeniem.
- Cześć wszystkim, ale to Wogatti jest dzisiaj wybrańcem - powiedziałam, i podeszłam do ogromnego boksu, ogromnego ogiera, który ze spokojnymi oczami wpatrywał się we mnie. - No co olbrzymie? - Posłałam w jego stronę te słowa, a po chwilce wzięłam mocny uwiąz z wieszaka przy boksie. Przesunęłam drzwi, i weszłam do lokum ogiera, który z ciekawością obrócił się w moją stronę. Uśmiechnięta, przyczepiłam karabińczyk do kółka, i w towarzystwie kasztana wyszłam na korytarz, w którym od razu przywiązałam go do koniowiązu. Z ulgą stwierdziłam, że rząd należący do wierzchowca, jest ułożony przy jego skrzynce na szczotki. Właśnie z niej wyciągnęłam miękką szczotkę. Okrężnymi ruchami zaczęłam czyścić miejsca pod popręgiem i siodłem, by nie narażać Wogi'ego na niepotrzebne obtarcia, które wyłączyłyby go z pracy na kilka dni. Zostałabym chyba zamordowana przez wszystkich instruktorów, jak i właścicieli, że nie potrafię odpowiednio zająć się koniem. Po sekundzie przeszłam do szybkiego czyszczenia rozłupanego zadu, który był tak masywny, że bez problemu można by było powiedzieć, że są to dwa zady smukłych skoczków. Na szybko wyczyściłam talerzowate kopyta, które ogier podawał bez problemu, ale to nie zmieniało faktu, że były naprawdę ciężkie. Wzięłam "mięsisty" czarny czaprak kasztana, który już po chwili równo układałam na kłąbie oraz grzbiecie wierzchowca. Zaśmiałam się, gdy rumak obejrzał się w moją stronę, i wypuścił ciepłe powietrze prosto do mojego ucha, co wywołało śmieszne uczucie, którego nie sposób opisać. Wzięłam siodło o niezwykle szerokim rozstawie, i odrobinkę się trudząc, zarzuciłam je na Wogatti'ego, który delikatnie podrzucił głową do góry podczas tej czynności. Posłałam mu zdziwione spojrzenie, a później wzięłam skórzane ogłowie kasztana, które było chyba kilkukrotnie powiększonym xfull'em. Zaskoczona tym, że Wogi sam złapał wędziło, przełożyłam nagłówek za ogromnymi uszami, i po kolei zaczęłam zapinać podgardle, jak i zwykły kombinowany nachrapnik. Tak o to, ogier był gotowy do nocnego terenu, a ja dołożyłam jeszcze na siebie mały odblask, który dawał jednak poczucie bezpieczeństwa, nawet na nieuczęszczanej drodze.

~*~

Po terenie, w wybornym towarzystwie, wszyscy zeszli z koni i odpuścili im popręgi, by te w spokoju mogły skubnąć trochę zielonych źdźbeł soczystej trawy. Założyłam sobie wodze na przedramię i zaczęłam wyciągać fajerwerki, których zrobiło się nagromadzenie na nocnej polanie.
- Ktoś przypilnuję Wogatti'ego? Muszę podpalić je, a nie za bardzo chcę żeby koniu stała się krzywda. - Zapytałam, a na ochotniczkę zgłosiła się Esma, która już po chwili stała wesoło, obstawiona dwoma pięknymi rumakami. Wyjęłam z kieszeni zapalniczkę, którą również znalazłam wcześniej w skarbnicy - pod moim łóżkiem. Ustawiłam wszystko obok siebie, a trzy wystrzały wbiłam w ziemię, jak się wydawało dostatecznie głęboko by nic się nie stało. W ekspresowym tempie zaczęłam podpalać knoty, które równie szybko zaczęły się kończyć. Został mi tylko jeden wystrzał, gdy pierwsza skrzynka zaczęła sypać złote skry wokół siebie. Uciekłam jak najszybciej od miejsca sztucznych ogni, bym była w bezpiecznej odległości od nich, bowiem z moim szczęściem nigdy nie wiadomo. Wszyscy jak zahipnotyzowani wpatrywali się w niebo, gdzie wesoło rozbrzmiewały kolejne petardy. Jedna w szczególności mi się spodobała - złoty splot, który kończył się ogromnym niebieskawym wybuchem. Uśmiechałam się od ucha do ucha, do momentu gdy nie usłyszałam kwiku i szelestu leśnej ściółki. Okazało się, że ogier Noah'a - Dream Catcher spłoszył się przez fajerwerka, który odpalił w niewłaściwym kierunku.
- Pięknie! Jeszcze tego brakowało! - Krzyknął wyraźnie zdenerwowany. - Catcher, wracaj tu natychmiast! - Dodał za dźwiękami spłoszonego gniadosza.
- Dobra, spokojnie, nie ma czego się denerwować. - Powiedziałam, sama przepełniona negatywnymi emocjami. - Dobra, idziemy go szukać, niech co najmniej pięć osób wróci do Akademii, żeby powiadomić panią i pana Rose. - Dodałam, a grupka niechcących iść osób już się utworzyła. Ja, Noah, Luke, Holiday, Lilian i Esmeralda zostaliśmy by szukać przestraszonego ogiera, który teraz prawdopodobnie zagubiony biegnie przez ogromny las, z którego ciężko jest znaleźć wyjście. - Lepiej jest z ziemi go szukać, bo możemy go niepotrzebnie spłoszyć jakimiś trzaskami. Weźmiecie nasze konie? - Zapytałam, a pozostali zgodnie odpowiedzieli tak.
Po kilku minutach uzgadniania dosłownie wszystkiego, rozdzieliliśmy się na dwie grupy. W szóstkę dobraliśmy się w dość oczywiste pary: Noah wraz z Lilian, Luke z Holiday, a ja zostałam z Esmeraldą, z którą zgodnie narzekałyśmy na zimno nas otaczające. Wszyscy przed nami wesoło sobie żartowali, no może z wyjątkiem Noah'a, który zmartwiony rozglądał się za swoim wierzchowcem. Ja też szukałam top ujeżdżeniowej fury, którą miałam okazję spotkać z siodła już pierwszego dnia w Akademii.
- Zimno mi do cho**ry - burknęłam po raz kolejny, z delikatną zadyszką bowiem rzadko kto nadążał za tempem narzuconym przez Noah'a.
- Mi też - zgodziła się Esma, która posłała mi po chwili ciepłe spojrzenie, które było nadzwyczaj rozgrzewające. Uśmiechnęłam się na widok przytulających się Luke'a i Holiday przed nami. Lilian została obdarowana ciepłą bluzą Noah'a, a ja po raz kolejny odwróciłam się do Esmeraldy.
- Przynajmniej mamy siebie - zaśmiałam się i zarzuciłam swoją rękę na jej ramiona. Nagle rozległ się dzwonek telefonu czarnowłosego. Byłam zaskoczona tym, że telefon jakimś cudem znalazł zasięg w środku lasu.
- SZLAG MNIE TRAFI PRZEZ TEGO KONIA! - Krzyknął Noah, który po chwili rozłączył się i odwrócił do całej reszty. - Koń jest w Akademii, wracamy.
- Żarty sobie robisz? - Zapytałam kpiąco, rozcierając ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka.
- Nie.
- Zabiję tego wierzchowca. - Oburzyłam się, i odwróciłam w stronę ścieżki, która prowadziła do naszej szkoły. - Esmo czy zechcesz mi towarzyszyć? - Zapytałam z głupim uśmiechem. Brązowowłosa pokiwała głową, i tak o to spędziliśmy całą drogą na wspólnej rozmowie.

Otrzymujesz 40 punktów za napisanie opowiadania na dwukrotnie większą ilość słów, niż była wymagana. Biorę to na siebie (;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)