niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Oriane C.D Will'a

Jego słowa mnie zszokowały... już naprawdę od dawna czekałam na ten moment... marzyłam o nim od kiedy się poznaliśmy.
- Tak.... tak... chcę, Will. Tak bardzo chcę...- W tym momencie głos mi się załamał pod wpływem wzruszenia i rzuciłam mu się na szyję. Chłopak delikatnie mnie przytulił uśmiechając się przy tym, po chwili odsunęliśmy się nieco od siebie, aby spojrzeć sobie w oczy i złączyć usta w głębokim pocałunku. Silver niespokojnie prychnęła, spoglądając na nas i widocznie zazdrosna trąciła mnie silnie łbem przez co przewróciłam się na bok. Zachichotałam cicho, delikatnie głaszcząc klacz po kości nosowej, moja ręka potem powędrowała na jej czoła delikatnie czochrając, ostatnio Silence poroniła, co mnie nieco podłamało, naprawdę było mi szkoda źrebięcia. Miał by to siwy ogierek rasy KWPN, ze względu na to, że oboje rodzice byli właśnie tej rasy, na szczęście szybko się podniosłam po stracie młodziaka, kiedy dowiedziałam się, że kolejne pokrycie się udało. Teraz miałam nadzieję, że wszystko pójdzie po naszej myśli.
- Cieszę się.- Usłyszałam cichy szept chłopaka przy moim uchu.- Kocham Cię, Orciu.
- Ja Ciebie też.- Odszepnęłam, odgarniając jego grzywkę na bok i całując go w czoło.- Bardzo Cię kocham.- Dodałam po tym, gdy nagle znów wylądowałam na ziemi. Silver położyła się koło mnie kładąc łeb na moim brzuchu i zaczęła jakby nasłuchiwać.- Ale ja w ciąży nie jestem, w przeciwieństwie do Ciebie.- Zaśmiałam się zaczynając ją gładzić.- I możliwe, że nigdy już nie będę.- Dodałam ciszej, zataczając malutkie kółka palcami na jej uszach, chwilę przemilczeliśmy. Chyba właśnie nieświadomie powiedziałam chłopakowi o mojej niepłodności, wywołanej głównie przez leczenie raka...
- Wiesz już jak nazwiesz źrebaka?- Zapytał z lekkim uśmiechem nie chcąc ruszać drażliwego dla nas tematu.
- Wirtuoz. Pierwsza literka po ojcu.- Oznajmiłam łapiąc Will'a delikatnie za rękę. Uśmiechnęliśmy się do siebie, wkrótce jednak musieliśmy wracać. Prowadziłam swoją klacz w ręku, aż do stajni, po wyczyszczeniu jej i innych koni, poszliśmy do budynku Akademii. Nadal nie za dobrze się czułam, chociaż to raczej efekty po wyczerpującym leczeniu, którego skutki nadal się utrzymywały, umyłam jedynie zęby i poszłam spać. W pewnym momencie poczułam przylegające do mnie ciało chłopaka i właśnie wtedy odpłynęłam w objęcia Morfeusza...

~~~

Rano niestety lub stety trzeba było wcześniej wstać. Silver czekała na swój posiłek... ja sama wczoraj prawie nic nie jadłam... zrobiłam sobie wcześniej kanapkę, by nie paść na zbity pysk i zaraz znalazłam się przy boksie mojej podopiecznej.
- Cześć, mała.- Przywitałam się z nią gładząc jej pyszczek, który wyglądał na dość zadowolony... Chyba już dobrze się czuła, co mnie bardzo cieszyło, przejechałam ręką po jej czole i zniknęłam za drzwiami paszarni, po chwili wracając z pełnym wiadrem i wsypując zawartość do żłoba.- Smacznego, mamusiu.- Zażartowałam i odniosłam wiadro dokańczając swój posiłek, a następnie z lekkim bólem głowy wracając do naszego pokoju, który dzieliłam z Willem. Legnęłam się na łóżku ku zaskoczeniu chłopaka, który spojrzał mi głęboko w srebrzyste tęczówki.
- Orka?
- Źle się czuję. Jeszcze się prześpię i wrócę do pracy.- Odparłam, nastawiając sobie budzik w telefonie i po chwili zasypiając.
-Ym no dobrze...- Usłyszałam koło siebie, ale już nie zwróciłam uwagi, ze względu na zmęczenie i słabe samopoczucie.
Długo jednak nie pospałam, ponieważ odezwały się moje wyrzuty sumienia, że nie wykonałam swojej roboty do końca, dlatego wstałam, włożyłam z powrotem buty i wróciłam do mojej klaczy, która nadal powoli jadła swój posiłek. Wzięłam szczotkę i zaczęłam ją czyścić, zadowolona Silence zaczęła przy tym klapać wargami i pokazywać ząbki wszystkim przechodniom, którzy zawitali do stajni.
- Widzę, że już się czujesz lepiej.- Will powitał mnie swoim uroczym uśmiechem i wszedł do środka boksu, całując mnie w policzek na przywitanie. Odwzajemniłam gest chcąc się odkleić i zwyczajnie wrócić do czyszczenia konia, ale chłopak wsunął palce w moje włosy, zatapiając swoje usta w moich. Przygniótł mnie do ściany boksu, co spowodowało cichy huk, zjechał pocałunkami na szyję, ale nagle jakby coś go za pauzowało...
-Co się...- Odwróciłam głowę w tamtym kierunku, kiedy nagle, tak o, z dupy! W drzwiach stanął szanowny Pan Bythe...
- Aaa, tacy młodzi już o dzieciach myślą?- Zakpił z lekkim uśmieszkiem , już widziałam jak myśli nad jakąś karą dla nas.
- To nie tak, tylko się...- Zaczęłam, ale no niestety chamsko mi przerwano...
- Cicho bądź! Każdy tak mówi!- Warknął, aż klacz podskoczyła i odruchowo kopnęła w deski boksu.
- Niech Pan się uspokoi! Moja klacz jest źrebna i nie może się za bardzo stresować.- Oznajmiłam, już nie powiem lekko podirytowana i pogłaskałam zwierzę po chrapkach.

<Will? Co było dalej? :D Wiem spaprałam ;-; I przepraszam za długość :c>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)