czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Noah'a C.D Adeline

Czując na sobie niecierpliwe spojrzenie dziewczyny, westchnąłem, wyciągając z odpowiedniej kieszeni spory pęk zawieszonych kluczy. Spoglądając a to na nią, a to na samochody zaparkowane na parkingu, w końcu przytaknąłem lekko głową na znak, że się zgadzam.
- Niech Ci będzie - wzdychając, przeprowadziłem ją przez żwirową dróżkę, która doprowadziła nas prosto do odpowiedniego pojazdu. Liczyłem na to, że wypożyczony mercedes wróci na swoje miejsce w nienaruszonym stanie - odkąd skasowaliśmy dosyć konkretnie z Esmą mój poprzedni samochód, nie było mowy o tym, abym ponownie myślał o kupnie kolejnej już z rzędu kupy złomu. Dream Catcher był wystarczającym powodem, dla którego brakowało mi pieniędzy.
- Nie jestem przekonany, czy to na pewno jest dobry pomysł - burknąłem, kiedy znaleźliśmy się już w środku pojazdu, a Adeline rozpoczęła poszukiwania odpowiedniej stacji w jeszcze działającym radiu. - Połamane talerze to chyba szczyt tego, co mogą przyjąć właściciele na spokojnie, uwierz.
- Ale czy my robimy coś złego? - zaśmiała się, wygodnie opierając się o nagłówek. - Jedziemy kulturalnie zaspokoić swoją ewidentnie naglącą potrzebę, czy to grzech?
- Poniekąd tak - z lekkim rozbawieniem w głosie wyjechałem na główną drogę, prowadzącą do miasta, która o tej godzinie zazwyczaj była całkowicie pusta. Tak też było w tym wypadku. Korzystając z wolnej drogi, nieco przekroczyliśmy dozwoloną prędkość. - To trochę bestialskie pić na oczach osoby, która zrobiłaby dokładnie to samo, gdyby tylko mogła.
- Chyba sobie żartujesz? - prychnęła głośnym śmiechem, odwracając się w moją stronę.
Kręcąc przecząco głową, wciąż skupiałem się na jezdni.
- Nie mogę, bo prowadzę - właściwie samemu nie wierząc we własne słowa, rozglądałem się za sklepem, który był jeszcze o tej godzinie otwarty. - Nie chcę mieć kolejnej osoby na sumieniu.
- Kolejnej?
Roześmiałem się tylko, po krótkiej chwili zatrzymując się na prawie pustym parkingu.
- Nieplanowany postój - powiedziałem, gdy podnosząc się z siedzenia, napotkałem pytające spojrzenie dziwnie rozbudzonej Adeline. - Potrzebuję pilnie nakarmić raka.
- Nie zamierzam Cię uśmiercać, jeszcze nie teraz. - burknęła, dopiero po moim naglącym geście wychodząc z pojazdu. - A na pewno nie w taki sposób.
- Na coś trzeba umrzeć, wiesz? - mruknąłem, jak najszybciej przedzierając się w stronę drobnego i raczej niepozornego sklepu, który, jak mi się wtedy wydawało, był moją ostatnią deską ratunku.
Na całe szczęście w środku nie było nikogo oprócz starej, zrzędliwej kasjerki i tony niesprzedanych produktów.
- Miało być kulturalnie, nie? - uśmiechałem się pod nosem, obracając w rękach dużą butelkę całkiem dobrego wina. Spoglądając na dziewczynę zyskałem jej ewidentną aprobatę, więc chwyciłem trunek do jednej z dłoni, by szybko wyruszyć w stronę jedynej otwartej kasy.
Prosząc jeszcze o dwie paczki moich ulubionych papierosów, już miałem wyciągać portfel, kiedy kasjerka zatrzymała mnie z cwanym uśmiechem na ustach:
- Dowodzik można prosić?
Nie mogąc powstrzymać śmiechu, spojrzałem przelotnie na stojącą za mną Adeline, która zdawała się być także zdziwiona prośbą sprzedawczyni. Nie mniej jednak, wyciągając przy okazji potrzebną sumę, przygotowałem także udokumentowany dowód mojej dojrzałości. A przynajmniej dojrzałości w świetle prawa.
- Wszystko się zgadza? - z wyraźnym triumfem we własnej postawie przyglądałem się temu, jak kobieta wydaje nam wszystkie produkty, gdy tylko upewniła się, że nie jestem wyjątkowo pokrzywdzonym przez los, stanowczo zbyt szybko dorastającym nastolatkiem.
Na koniec, jak to przystało na osoby o niebywale dobrze rozwiniętej kulturze, życzyliśmy jej dobrej nocy z naturalnie niemniej życzliwym uśmiechem na ustach.
- Wyglądasz teraz na rasową alkoholiczkę - wymamrotałem, gdy dziewczyna mocowała się z otwarciem butelki. Słysząc moją uwagę, szybko wywróciła oczyma, by dosłownie sekundę później rzucić we mnie zapalniczką.
- A Ty na rasowego masochistę - fuknęła, siadając na ławce, do której dotarliśmy po kilku minutach równego marszu. - Pomyślnego zatruwania płuc.
- Równie owocnego tracenia świadomości, nie dziękuj - wyszczerzyłem się, odpalając pierwszego papierosa.
~*~
Nie wiem jakim cudem i nie wiem kiedy, ale Adeline na dobre zniknęła z mojego pola widzenia.
Wszystko byłoby ułatwione i prawdopodobnie szybko bym ją znalazł, gdyby nie fakt, że oprócz centrum miasta otaczał nas także las - a raczej nie był on najbezpieczniejszym miejscem, po którym włóczyć mogłaby się nieźle wstawiona dziewczyna.
Zgniatając więc ostatniego wypalonego przez siebie papierosa, szybko zabrałem się za drobne poszukiwania - jakby nie było, czułem się za nią w pewnym stopniu odpowiedzialny, kiedy zgodziłem się na niekonieczne dojrzały wypad do miasta.
Ponownie pożałowałem wtedy tej decyzji, gdy błądziłem od dobrych kilkunastu minut po lesie. Co gorsza, miałem wrażenie, że znowu zaczyna padać deszcz, a każde mijane drzewo nie różniło się w żadnym stopniu od poprzedniego. Nie wiedząc więc nawet, czy przypadkiem nie poruszam się wysoko rosnących krzakach w kółko, co chwilę rozglądałem się dookoła w nadziei, że natknę się gdzieś na pijaną towarzyszkę.
Jakoś nie uśmiechał mi się powrót do Akademii bez niej, bo wiązałoby się to nie tylko ze sporym poczuciem winy, ale i ogromnymi problemami. Nie poddawałem się więc, święcąc na każdą, nawet najmniejszą gałązkę leżącą u mych stóp.
Nie wspominając już o słuchu, który najbardziej mylił mnie w całej sytuacji - ciągle myliłem najmniejsze szelesty liści z szuraniem butów. Ale, co by nie odejmować i temu narządowi, trzeba przyznać, że to on ostatecznie doprowadził mnie do trwającej na plaży imprezy.
Tam też znalazłem Adeline w towarzystwie nieznajomego mi mężczyzny.
Niemniej jednak, czarnowłosa wyglądała na całkiem zadowoloną z zaistniałej sytuacji.
- Tak, zdecydowanie znajdę chwilę czasu... - wybełkotała na wysokości szyi stojącego przed nią blondyna, zalotnie trzepiąc swoimi ciemnymi, długimi rzęsami. Doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Adeline nie jest ze mną w na tyle rozwiniętej relacji, bym mógł wtrącać się w jej jakiekolwiek decyzje, przyglądałem się całej sytuacji ze stoickim spokojem, podparty o konar niedaleko rosnącego drzewa.

Adisia? Coraz większa masakra co do mnie, wybacz )):

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)