poniedziałek, 31 grudnia 2018

Od Any - Zimowe obozy

- Ana! - otworzyłam oczy i spojrzałam w górę, za bramę boksu, w którym, z braku innych zajęć, siedziałam z Charliem od jakiegoś czasu i chyba się zdrzemnęłam. Zobaczyłam jednak tylko mojego ogiera, który patrzył na mnie cokolwiek zdziwiony, że się nim nie zajmuję, właściciela głosu ni widu, ni słychu.
- Ana skarbie! - usłyszałam zaraz jednak ponownie. Głos pani Rose, oceniłam i szybko podniosłam się z ziemi. Wystawiłam głowę za boks Mon Cherie i odkrzyknęłam.
- Jestem tutaj, proszę pani!
Dyrektorka stała w wejściu do stajni prywatnej i na mój widok odetchnęła z ulgą. Wyszłam na korytarz, zamykając za sobą zasówę.
- Wybacz, że przeszkadzam, ale znowu potrzebuję twojej pomocy - uśmiechnęła się do mnie przepraszająco. - Te obozy mnie wykończą - dodała ciszej z ciężkim westchnięciem.
A no, tak. Obozy. Pierwszy raz odbywały się w naszej Akademii, więc było z nimi urwanie głowy i nikt do końca nie wiedział, jak sobie z nimi poradzić. Dlatego też już od dwóch dni któryś z uczniów był proszony o pomoc przy różnych zajęciach. Myślałam, że odbębniłam swoje pierwszego dnia, pomagając przy przygotowaniu koni do pierwszej jazdy sprawdzającej umiejętności dzieci... Najwidoczniej się myliłam.
- A na czym miałaby ta pomoc polegać? - zapytałam mając nadzieję, że uwinę się z tym w miarę szybko, bo przez moją drzemkę i tak straciłam trochę czasu, a miałam jeszcze dzisiaj jechać do miasta.
- Pani Alison ma mieć teraz zajęcia woltyżerki, miałam pomagać jej ja, ale niestety coś mi wypadło. Już i tak mamy dzisiaj opóźnienie, a prowadzenie tych zajęć na jednym tylko koniu potrwa wieki... Pomyślałam więc, że może mogłabyś poprowadzić połowę? Mogłabyś wybrać każdego konia, jakiego byś chciała - dodała, jakby miało mnie to w jakikolwiek sposób przekonywać.
- Problem polega na tym, że nie bardzo znam się na woltyżerce - poinformowałam dyrektorkę. - Nie wiem, czy poprowadzone przeze mnie zajęcia...
- Będziesz prowadziła je jednocześnie z Alison, więc po prostu każ dzieciom robić to, co ona - pani Rose nie pozwoliła mi dokończyć. - A jesteś już na tyle zaawansowana, że zobaczysz, czy wykonują je poprawnie.
Westchnęłam ciężko, ale cóż począć? Ostatecznie się zgodziłam, bo w innym wypadku dyrektorka wierciłaby mi dziurę w brzuchu, tak czy tak zmuszając do pomocy. Plusem faktycznie była możliwość wyboru konia, choć i tak był ograniczony - nie każdy koń się do tego nadaje, poza tym chciałam, żeby w miarę wygodnie się na nim siedziało na oklep.
Początkowo myślałam nad Ferrem albo Wings. Z tego co pamiętałam i jeden, i drugi byli bardzo wygodni. Tyle że dzięki obozowi Ferro chodził codziennie, więc jest wymęczony, czyli w jego wypadku zdecydowanie niechętny do biegania. A nie chciało mi się z nim szarpać, bo po co? Już miałam się zatem kierować do boksu Wings, kiedy wpadłam na dość szalony pomysł.
Z szatańskim uśmiechem pojawiającym się powoli na mojej twarzy ruszyłam po szczotki i ochraniacze Charlesa, zachodząc jeszcze po drodze do szkolnej siodlarni, żeby zabrać pas woltyżerski.

~•~

Mina pani Alison, gdy weszłam z Siwym na halę, na której odbyć się miały zajęcia, była bezcenna.
- Jesteś pewna, że to... - zaczęła, przerywając rozstępowywanie Ametysta.
- Tak - wzruszyłam ramionami i pogładziłam ogiera po łbie. - Wyjeżdżam na święta, więc przyda mu się trochę dodatkowego ruchu.
- Ale nikt inny...
- Camille ostatnio na niego wskoczył. Nie było to planowane, ale Mon Cherie zachował się nienagannie - wytłumaczyłam. - Poza tym jest ostatnio coraz grzeczniejszy jeśli chodzi o brykanie i tym podobne. A na lonży i tak ja będę nim kierowała, nic więc nie powinno się wydarzyć.
- No dobrze - zgodziła się w końcu instruktorka woltyżerki. - Ale nie mogłaś wybrać jakiegoś stajennego...?
- Pomyślałam, że Charlie będzie dla nich wyzwaniem. Poza tym jest inny od koni szkolnych, będą więc mogli poczuć, jak jeździ się na koniu typowo sportowym, na którym zazwyczaj jeździ jedna i ta sama osoba - dodałam, mając nadzieję, że tym argumentem ostatecznie przekonam panią Alison.
Chyba mi się to udało, bo instruktorka nic już nie powiedziała, tylko wróciła do przerwanej przez moje wejście czynności. Pospieszyła Ametysta do kłusa.
Kilka minut później na halę weszły dzieci z panią Laurą pełniącą rolę ich opiekunki.
- Dobrze! - zawołała pani Alison, przystając przed zgrają dzieciaków. - Na tych zajęciach będziecie mieli możliwość spróbowania kolejnej dyscypliny jeździeckiej, jaką jest woltyżerka. Każdy z was będzie miał swoje piętnaście minut na koniu, w czasie którego wraz z moją dzisiejszą pomocnicą, którą mieliście okazję już poznać, pokażemy wam kilka podstawowych figur. Gotowi? - na entuzjastyczne potwierdzenie dzieci uśmiechnęła się i zakończyła. - Podzielcie się na dwie grupy, tak, jak jesteście podzieleni pod względem zaawansowania.
Gdy dzieci pospiesznie wykonały polecenie, zwróciła się do grupy, gdzie znajdowały się starsze i bardziej doświadczone dzieci.
- Macie dzisiaj wyjątkową okazję przekonania się, jak jeździ się na koniu sportowym - rzekła z uśmiechem, rzucając mi przy tym znaczące spojrzenie. - Właścicelką tego Siwka jest Ana, która poprowadzi waszą jazdę. Dlatego, że zna go najlepiej, oraz dlatego, że to ogier, który czasami potrafi różne rzeczy wymyślić, macie każde jej polecenie wykonywać bez dyskusji, rozumiemy się? - pogroziła im palcem. - Bo inaczej przesiądziecie się na Ametysta.
Potem nastąpiło jeszcze krótkie wprowadzenie, opisanie wszystkich ćwiczeń, które dzieci będą próbowały wykonać i przywitanie z końmi.
- Dobra, to kto pierwszy? - zapytałam z uśmiechem grupki skrzatów, które zostały mi przydzielone. Jednocześnie podniosły się chyba wszystkie ręce. - Ale tylko jedna osoba, bo wszystkich na raz nie udźwignie - zażartowałam i wskazałam pierwszą z brzegu dziewczynkę. - Chodź, spróbujesz pierwsza.
Szybko wrzuciłam ją na grzbiet Charlesa. Ogier odwrócił głowę i spojrzał na mnie zaskoczony, potem na dziecko, które na nim siedziało. Już spiął się do bryknięcia, ale powstrzymałam go pacnięciem w szyję.
- Zachowuj się - upomniałam go, a do dziewczyny rzuciłam - Trzymaj się. Pierwsze kilka kółek przejedziesz normalnie, żebyście i ty, i on mogli się przyzwyczaić.
Cały blok zajęć przebiegł w miarę spokojnie. Oczywiście były upadki, jak to na woltyżerce, ale żaden poważny. Charlie też nikogo z siebie nie zrzucił, za co jestem z niego dumna. Popsioczył tylko przy kilku pierwszych dzieciach. No i potem przy kilku ostatnich, ale te jestem mu w stanie wybaczyć - mi też po godzinie by się odechciało bieganie w kółko z jakimiś bahorami na plecach...

976 słów

+25 punktów prezentowych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)