piątek, 21 grudnia 2018

Od Caroline C.D Harry'ego

Nieustannie spoglądałam w niebieskie tęczówki mężczyzny, nie mogąc wyjść z ogromnego, absolutnie niespodziewanego szoku. Słowa ugrzęzły mi w gardle i przez dłuższą chwilę nie mogłam wykrztusić z siebie choćby prostego zdania. Odwracam w końcu wzrok na ośnieżone, puste pastwiska, przygryzając wargę w konsternacji, gdy nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
- To nie znalazłeś sobie w międzyczasie innej zabawki? - Prycham, nie potrafiąc jednak spojrzeć mu prosto w oczy. Sama jego obecność działała na mnie w absurdalnie irracjonalny sposób, więc przeniesienie na niego wzroku byłoby świadomym gestem kapitulacji.
Szatyn wzdycha głośno, zsuwając dłonie z moich ramion. To niedorzeczne, ale momentalnie pożałowałam własnej postawy, tęskniąc przecież za jego obecnością, dotykiem, a przede wszystkim nim samym.
- Chyba nie mamy na razie o czym rozmawiać. - Robię krok do tyłu, by zwiększyć dzielącą nas przestrzeń. Zanim odeszłam, rzuciłam mu tylko krótkie spojrzenie, nie czekając na jego odpowiedź.
Gdyby tego wszystkiego było mało, idąc z powrotem do akademika, uświadomiłam sobie własne nierozgarnięcie - nie poszłam w końcu do stajni, w której miałam znaleźć Victora i przedyskutować z nim istotną kwestię na temat nadchodzącej nocy. Nie zamierzałam się jednak wracać, chcąć uniknąć ponownej konfrontacji z Harrym - zamiast tego, kieruję się do największego pomieszczenia w akademickim budynku, gdzie właściciele poprosili mnie o pomoc w przygotowaniu pseudo-imprezy. Nie należałam co prawda do zwolenników obchodzenia sylwestra w takim towarzystwie i miejscu, ale nie miałam wówczas innego wyjścia. Nie uśmiechało mi się bowiem samotne wyjście na miasto przy braku znajomości tutejszego języka.
- Nie mogę cię wpuścić... - Uśmiecha się przepraszająco jedna z dziewczyn, z którą zdaje się, że mam wspólne zajęcia, gdy otworzyła duże, drewniane drzwi. Marszczę brwi, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi, ale nie jest mi dane zadać jakiegokolwiek pytania - pomieszczenie na powrót zostaje zamknięte, a ja sama pozostaję na ciemnym korytarzu.
Z braku lepszego pomysłu, wychodzę znowu na zewnątrz. Siadam na pokrytej śniegiem ławce z boku budynku, gdy upewniam się, że dookoła nie ma żadnej niepożądanej istoty. Mocuję się wtedy dłuższą chwilę z zapalniczką, która przez silny wiatr nie utrzymywała zbyt długo ognia. Na szczęście, po odgrodzeniu jej dłonią, nie wyprowadzała mnie już dłużej z równowagi.
Miałam rzucić palenie, zaraz po tym, gdy obiecałam to podczas wizyty w domu bratu - byłam średnio zdolna w ukrywaniu swojego nałogu. Zaszantażowana, wolałam faktycznie choćby spróbować odstawić papierosy, zanim on powiedziałby o tym ojcu. Nie potrafiłam zresztą pojąć jego nadgorliwej opiekuńczości, na względzie mając jego barwne życie towarzyskie i paskudne usposobienie. Tak czy inaczej, rzucanie fajek szło mi dość opornie.

Czuję się co najmniej dziwnie, gdy po raz kolejny pojawiam się na oczach całej Akademii w objęciach Victora. Zwłaszcza, gdy w tym samym pomieszczeniu był Harry, od czasu do czasu wdający się tylko w krótkie pogawędki z paroma osobami - zbierałam się, by do niego podejść, ale ostatecznie brakło mi odwagi. Zresztą, towarzysz ówczesnego wieczora nieszczególnie mi na to pozwalał. Zaczynał działać mi na nerwy, a tuż przed samą północą zaliczyliśmy dość agresywną dyskusję na uboczu - uparcie twierdził, że współlokator to nienajlepszy kandydat na kogokolwiek, kto zajmowałby ważne miejsce w moim życiu. Być może miał nieco racji w niektórych kwestiach, ale z całą pewnością nie w tej. Bo oprócz tego, co zaobserwował i zdawkowo dowiedział się ode mnie, to nie wiedział nic o tym, co łączyło mnie i Stylesa. Postanowiliśmy jednak nie wracać już więcej do tego tematu, by nie psuć sobie resztki wieczora.
W końcu nastąpiła długo wyczekiwana północ. Ku mojemu zdziwieniu, nikt jednak nie zaczął świętować początku nadchodzącego roku, a zamiast tego, bez mojej wcześniejszej wiedzy, wszyscy ściągnęli mnie na środek pomieszczenia i zaczęli śpiewać dość nierówne, ale bardzo urokliwe "Sto lat". Prawdopodobnie była to dla mnie jedna z bardziej krępujących sytuacji, kiedy to nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić.
- Muszę pójść do Harry'ego. - Szepczę na ucho stajennemu, gdy po wszystkim przyciągnął mnie do siebie i sekretnie poczęstował lampką dobrego wina.
Spiął się momentalnie na moje słowa.
- Znowu zaczynasz? Nigdzie nie pójdziesz.
- Nie ty będziesz o tym decydował. - Syknęłam cicho, by nie robić kolejnej afery. Na całe szczęście nikt nie zwracał na nas szczególnej uwagi. - Po prostu cię grzecznie o tym poinformowałam.
- Albo on, albo ja, Caro. To się już robi niedorzeczne. - Jego ramiona trzęsą się w delikatnym rozbawieniu, gdy jest pewien, że pozostanę przy jego stronie.
- Stawiasz mi ultimatum?
Unosząc brew, posyłam mu pełne rozczarowania spojrzenie. Obdarowywuje mnie skinieniem głowy w niewerbalnym politowaniu.
- Świetnie. W takim razie idę do swojego nieodpowiedzialnego palanta. - Próbuję przybrać ton jego głosu, w taki sam sposób, w jaki powiedział mi to kilkadziesiąt minut wcześniej. Victor wydaje się być bardzo zdziwiony, zupełnie, jakby się tego nie spodziewał.
Co prawda nie zamierzałam zakończyć w taki sposób naszej znajomości, ale na tamtym etapie nie widziałam innego wyjścia.
- Cześć. - Rzucam jeszcze, zgarniając ze stołu pierwszą lepszą butelkę alkoholu. - Było miło, ale się skończyło.
Pewnym krokiem ruszam od razu do swojego współlokatora. Odnajduję go przy oknie, gdzie korzystając z nieobecności kadry, podpala papierosa.
- Masz rozdwojenie jaźni?
Prycham, delikatnie uśmiechając się na jego słowa.
- Nie, po prostu potrzebuję brutalnego uświadomienia sobie pewnych kwestii.
- Świetnie. - Wydmuchuje dym za drugą stronę, przenosząc na mnie wzrok. - Nie przygarnęłaś sobie innego dziecka?
Zajebiście. Zepsułam.
Wypijam dość konkretnie dużą część trzymanego alkoholu, choć na dobrą sprawę, upiłam się już wcześniej na tyle, że nie byłam zdolna już do świadomego tańca. Czułam jednak, że nie będę w stanie porozmawiać z szatynem na trzeźwo.
- Uwielbiam cię równie mocno, co nienawidzę. Przysięgam. - Mówię, starając się przekrzyczeć głośną muzykę. - Masz tylko mnie. Jestem tylko twoja.
- Jesteś przede wszystkim pijana. - Gasi papierosa o parapet, skupiając swoje spojrzenie już wtedy tylko i wyłącznie na mnie. Z tyłu głowy czuję, że to, co robię jest głupie, ale nie przeszkadza mi to w kontynuowaniu spontanicznej decyzji. Niweluję dzielącą nas odległość, wprost nienawidząc, gdy jesteśmy pokłóceni i trzymamy siebie na dystans. Ze skruchą spoglądam mu w oczy, starając się nie skupiać uwagi na jego ustach, będąc pewną, że bez względu na konsekwencje, mogłabym go wtedy pocałować. Najmocniej, jak tylko potrafiłam. Nie spodziewałam się zresztą, że mogę tak za kimś tęsknić. Uświadamiam to sobie, gdy niepewnie kładę dłonie na jego barkach.
- I paskudnie w tobie zadurzona.

Harry?
1002 słowa = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)