niedziela, 9 grudnia 2018

Od Gai - Winter is coming

Mało osób z zagranicy by uwierzyło, że na Chorwacji może padać śnieg. Sama w to nie wierzyłam, aż do pewnego niedzielnego poranka. Gdy się obudziłam i podeszłam do okna, by odsłonić zasłony, za solidnym kawałkiem szkła zastało mnie coś bardzo zdumiewającego i cudownego jednocześnie. Na dworze padał śnieg! Białe, ledwo widoczne płatki śniegu spadały na ziemię, która i tak już była pokryta jego porządnymi centymetrami.
Cieszyłam się, że nie będę musiała iść do szkoły. W głowie miałam tyle planów na dzisiejszy dzień! Mogłam pójść na sanki, pojechać w teren, pospacerować, lub zasiąść w pokoju i oglądać jakieś głupie seriale. No dobra, tę ostatnią opcję wykreśliłam wręcz od razu. Odeszłam więc od okna i w mig pobiegłam do łazienki, by wykonać swoją codzienną rutynę. Założyłam grube, czarne jeansy oraz fioletową koszulkę z długim rękawem. Zamiast zwykłych stopek, czy lekkich skarpet, w których zazwyczaj chodziłam, założyłam grube rajstopy. W końcu jak jest śnieg, to jest zimno, prawda?
Wzięłam wszystkie potrzebne mi rzeczy, włożyłam kurtkę i buty, po czym wyszłam z pokoju, a następnie akademika. Gdy pierwszy płatek śniegu spadł mi na rękę, poczułam przypływ energii. Uznałam, że na początku przejdę się po całej akademii, by zobaczyć, jak wygląda w ciągu zimy. Chciałam przede wszystkim zobaczyć stajnię, podejrzewam, że wygląda uroczo. Dlatego też ruszyłam szybkim marszem w stronę stajni, ale później zwolniłam, by się wszystkiemu przyjrzeć. Wszystkie gołe drzewa były pokryte białym puszkiem, a konie pasące się na pastwiskach tarzały się w nieznanej im rzeczy. Słodkie. Najlepiej wyglądała Blanca, której kłąb nie był izabelowaty, jak powinien, tylko kompletnie biały. Na padoku oprócz niej były również dwie inne klacze, jednak czując chłód, postanowiłam, że nie będę im się przyglądać i ruszę dalej. W niecałe trzydzieści minut obeszłam całą akademię, rozkoszując się smakiem śniegu, jaki poznałam, gdy pewnego razu wywinęłam pięknego fikołka. Dla innych uczniów musiało wyglądać to dość zabawnie, za to mnie bolały moje cztery literki. Gdy przechodziłam koło domu kadry, pomyślałam, że spytam się któregoś nauczyciela czy instruktorki, czy nie mają jakichś sanek. Jak pomyślałam, tak i zrobiłam i już po chwili miałam na swoim koncie długą rozmowę z panią Rose oraz sanki. Podczas swojej krótkiej podróży, przy padoku zauważyłam idealną na sanki górkę. Może tam zacznę swoją zabawę?
Bez większych namyśleń ruszyłam tam, by już po chwili usiąść na sankach i zjeżdżać z dość szybką prędkością z górki. Zabawa była świetna, a gdy sanki pod moim ciężarem upadły na lewą stronę, zaczęłam się śmiać. Najwyraźniej Gaia będzie musiała schudnąć, skoro nawet sanki z nią nie wytrzymują. Z górki zjeżdżałam jeszcze około piętnastu minut, po czym uznałam, że czas na robienie tzw. aniołków w śniegu! Odłożyłam więc kawałek drewna na bok. Zaczęłam ruszać rękami i nogami, jednocześnie robiąc kształt istoty ze skrzydłami. Zamiast normalnie wstać i zostawić swoje dzieło w spokoju, stanęłam na nogach postaci, jednocześnie ją rozmazując. Spojrzałam na swoje dzieło spode łba i zaczęłam robić kolejne. Czułam się jak pięcioletnie dziecko, które w ogóle nie wie jak się zachować. Ale w końcu śnieg to śnieg. Kształty kolejnych rozmazanych aniołków pojawiały się na śniegu. Za każdym razem, gdy patrzyłam na swoje prace, marszczyłam nos, z niezadowoleniem mówiąc sobie, że to niechcący. Niestety, ale robienie aniołków, spacerowanie i jazda na sankach znudziła mi się. Wtedy w mojej głowie pojawiła się pustka, kompletnie nie wiedziałam, co mogę zdziałać.
- Nici z mojego pomysłu na spędzenie całego dnia na dworze. - powiedziałam do siebie. - Mam ochotę coś porobić u siebie.
Wstałam więc ze śniegu i poszłam oddać sanki do domu kadry, jednocześnie zastawiając moje aniołki same. Obiecałam im, że do nich kiedyś wrócę. Gdy oddałam sanki, pobiegłam do akademika. Weszłam do pokoju i w mig zdjęłam kurtkę i buty, po czym usiadłam za biurkiem i pomyślałam, co mogłabym porobić. Rozejrzałam się po pokoju. Wyglądał najzwyczajniej na świecie, a w końcu za niedługo są święta. Przydałoby się go jakoś przystroić. Wyjęłam więc kolorowy karton, nożyczki i klej. Zaczęłam wycinać z tego różne kształty, robić najróżniejsze girlandy i inne podobne rzeczy. Śnieżynki, małe mikołaje i pierniki ponaklejałam na okno. Następnie zdjęłam wszystkie rzeczy ze ścian i powiesiłam nad łóżkiem girlandy oraz parę innych dekoracji. Od razu było tu o wiele bardziej świątecznie. Przez kolejne półtorej godziny robiłam rzeczy tego typu. Później zdecydowałam się na odrobienie wszystkich lekcji, które miałam zadane na poniedziałek. W końcu lepiej być przygotowanym wcześniej niż robić to o dwunastej w nocy. Takie jest, chociaż moje zdanie. Wszystkie prace domowe zajęły mi trochę czasu, skończyłam je o godzinie osiemnastej. No cóż, nie tylko prace domowe, gdyż postanowiłam się jeszcze trochę pouczyć. Więc gdy spakowałam się, odrobiłam lekcje i się poczułam, uznałam, że czas na obejrzenie jakiegoś głupawego serialu. Wcześniej wzięłam ze swoich zapasów chipsy i włączyłam „The End of the F***ing World”. Po kilku odcinkach uznałam, że położę się spać. Wykonałam swoją wieczorną rutynę, upewniłam, że wszystko jest na swoim miejscu i poszłam do łóżka. Już po chwili pogrążyłam się w głębokim śnie.

808 słów

+20 punktów prezentowych ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)