wtorek, 11 grudnia 2018

Od Gai do Esmeraldy - zadanie 9

Ułożyłam głowę na oparciu kanapy, słuchając rozmowy Olivii i Esmeraldy, dotyczącej konkursu piękności organizowanego przez akademię. Oczywiście konkurs piękności koni. Jeżeli dobrze wiedziałam, Esmeralda chciała wystartować ze swoim Divine'em, a Olivia chciała zapytać się Cooper, czy nie chciała by jej dać Lemon. Brunetka rozpoczęła temat o kolorystyce jaką zamierza wykorzystać w ”ubiorze” Draculi. Myślała nad kolorem fioletowym.
Ja jednak myślałam o kompletnie innej rzeczy. A mianowicie, czy może również się nie zapisać. Tylko wtedy pozostaje pytanie z kim i czy ten wierzchowiec nie jest zajęty. Zapisy rozpoczęły się tydzień temu więc wątpię, by jakikolwiek był jeszcze wolny. Może jednak spytam się instruktorki o ewentualne opcję?
- A ty, Gaia? - usłyszałam pytanie od Olivii. - Startujesz?
Westchnęłam cicho i usiadłam po turecku.
- Chciałabym. Tylko niezbyt wiem z kim. - odparłam.
Blondynka wzruszyła ramionami, po czym podała mi pewną propozycję:
- A może Blanca?
W odpowiedzeniu dziewczynie na pytanie, przerwała mi Esmeralda. Młoda kobieta przeniosła swój wzrok ze swojej drugiej, niebieskookiej towarzyszki na mnie. Zmarszczyła nos, po czym pokręciła głową.
- Jest zajęta. - oznajmiła, a ja opuściłam głowę ze zrezygnowaniem. - A co z Melanią?
Ponownie podniosłam głowę, otworzyłam szeroko oczy i pstryknęłam palcami. I to był dobry pomysł!
- O, super! Jeżeli się nie mylę, jeszcze nikt jej nie wziął. Lepiej od razu napiszę maila do instruktorki, żeby później nie było plamy. Dzięki dziewczyny, zaraz wracam!
Rzuciłam się biegiem w stronę pokoju, czując na sobie wzrok Esmeraldy i Olivii, oraz słysząc ich głośny śmiech.

~-~

W sobotę rano obudziłam się dosyć wcześnie. Dzisiaj miał odbyć się konkurs piękności koni, na który zapisałam się nie całe dwa tygodnie temu. Przez ten cały czas mieliśmy zastanowić się nad stylizacjami naszych wierzchowców, oraz naszymi. W końcu musieliśmy się jakoś prezentować, prawda? Wymyśliłam dla Melanii coś cudownego. Uznałam, że klaczka cudownie będzie wyglądała w czymś turkusowym! Dlatego też pojechałam na zakupy. Tam kupiłam część rzeczy, a resztę pożyczyłam z domu kadry. I nie żałuję. Pani Rose ma dużo niepotrzebnych, ale cudownych derek i innych takich rzeczy które z łatwością pożycza.
Wzięłam z krzesła wcześniej przygotowane czarne bryczesy, turkusową koszulkę termiczną z milusim kominem, oraz czarną rozpinaną bluzę. Z tymi wszystkimi rzeczami poszłam do łazienki. Tam szybko się ogarnęłam, ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania i związałam włosy w dwa warkocze holenderskie. Następnie wyjęłam swoją torbę, wzięłam telefon, ubrałam kurtkę oraz oficerki i wyszłam z akademika, a następnie ze stajni.
Na korytarzu nie było zbyt dużo osób. Między innymi dlatego, że z pokoju wyszłam dość wcześnie, gdyż prawie trzydzieści minut wcześniej niż powinnam. Ale mało mnie to obchodziło, chciałam być w pełni gotowa i przygotowana na dzisiejszy pokaz. Chciałam się dobrze bawić, ale w głębi duszy wiedziałam, że i tak bardzo chciałam wygrać. Taka już jestem.
Wyszłam z akademika. Dzisiaj miałam o tyle szczęście, że na dworze padał czysty śnieg. Zero deszczu, czy innych rzeczy które zdecydowanie mogłyby zaliczać się do negatywnych cech pogody. Idealna pogoda na kulig, czy sanki. Ale to raczej nie dzisiaj. W stajni kręciło się parę osób, nie było tam dzikich tłumów. Od razu, bez żadnego ociągania się poszłam do boksu Meli. Klacz stała z nastawionymi uszami przodem do mnie, jakby spodziewała się, że dzisiaj przejdzie dość ciekawą metamorfozę. Na spokojnie podeszłam do niej i przywitałam się z nią, pod postacią pogłaskania za uszami, a później po chrapach. Zdjęłam z wieszaka jej kantar, po czym założyłam jej go i zaprowadziłam do rozpinek. Przypięłam ją z obu stron kantara długimi uwiązami. Następnie wzięłam swoje szczotki i zaczęłam okrągłymi ruchami czyścić klacz zgrzebłem, likwidując tzw. zaklejki na brzuchu, zadzie, klatce piersiowej. Właściwie to we wszystkich miejscach, prócz nóg. Tamte miejsca zawsze czyściłam szczotką ryżową. Robiłam to naprawdę precyzyjnie, wolno i bardzo dokładnie, więc samo czyszczenie zgrzebłem zajęło mi dziesięć minut. Później wykonałam całą resztę procesu czyszczenia, wraz ze zrobieniem na ogonie klaczy siateczki, a na grzywie koreczków. Wszystkie zostało zabezpieczone białymi gumeczkami. Zerknęłam na zegarek, a później na stajnię. Zegarek wskazywał godzinę dziesiątą piętnaście, co spowodowało, że coraz więcej ludzi zaczęło przychodzić do stajni. W tym Olivia, której nie udało się dostać Lemon. Zamiast klaczy instruktorka przydzieliła jej Nevermind'a.
Blondynka widząc jak zajmuję się klaczą, podeszła do mnie.
- No, widzę, że wszystko na spokojnie. - powiedziała.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Owszem. - odparłam. - A co z naszym wałaszkiem?
Blondynka parsknęła śmiechem i zerknęła w stronę ostatniego boksu. Koń stojący w nim rżał jak szalony.
- Już do niego idę.
Jeszcze chwilę porozmawiałyśmy, po czym niebieskooka poszła do oldenburskiego konia. Ja ponownie zajęłam się Melanią. Poprosiłam ucznia zajmującego się Curly'm, by spojrzał na nią. W tym samym czasie ja poszłam do siodlarni po rzeczy które sobie na dzisiaj przygotowałam. Była to między innymi turkusowa, polarowa derka, owijki do kompletu, małe kwiatuszki do wplecenia w ogon i parę innych rzeczy. Dodatkowo wzięłam jej ogłowie z naczółkiem pokrytym małymi kryształkami. Cały sprzęt wyniosłam z siodlarni i położyłam trochę dalej od Melanii tak, by nie miała do nich dostępu. Poprawiłam szarą czapkę na głowie i wzięłam do ręki derkę. Delikatnie nałożyłam ją na gniadoszkę, po czym pozapinałam wszystkie paski. Później wzięłam owijki, którymi zostały owinięte nogi klaczki. Melania cały czas stała grzecznie, za co pochwaliłam ją marchewką. Wyjęłam z malutkiego pudełeczka sztuczne, malutkie słoneczniki. Pozaplatałam je w ogon. Dokładniej to powsadzałam je w gumeczki.
- Skończyłam. - powiedziałam do siebie, przyglądając się klaczy. - Odwaliłam całkiem niezłą robotę.
No dobrze, może niekoniecznie skończyłam, gdyż musiałam jej jeszcze założyć ogłowie. Ale chciałam ograniczyć jej czas trzymania w pysku wędzidła do minimum. Dlatego też uznałam, że okiełznam ją dziesięć minut przed wyjściem. Sam konkurs miał zacząć się o godzinie dwunastej. Miał polegać na przejściu z koniem w tą i z powrotem w kłusie i stępie. Jurorzy, czyli Blythe, Cecylia Frau, James i Elizabeth Rose mieli je oceniać. Jak wyglądają, jak się w tym czują i jak bardzo utrudnia im to ruchy.
- Gotowy! - usłyszałam kolejny głos, tym razem dochodzący z rozpinek obok.
Zerknęłam na jeźdźca stojącego obok klaczy KWPN, Paris. Jak łatwo się domyślić był to jej wielki fan, Camille. Mężczyzna stał oparty o ściankę, wpatrując się w klacz. Ciężko jest mi się domyśleć, jakim cudem go nie zauważyłam. Aż tak byłam skupiona na Melce? Nie zaprzątałam mu głowy, zajęłam się sobą i klaczą z którą pracowałam. Chwilę z nią poplotkowałam, po czym uznałam, że czas na kiełznanie. Złapałam za ogłowie, zdjęłam jej kantar i bez problemu okiełznałam ją. Jak ja lubię konie które bezproblemowo przyjmują wędzidło, pomyślałam. Zdjęłam wodze z szyi klaczy i korzystając z tego, że mimo że jej boks jest jednym z najdalszych, to byłam przy najbliższych wyjścia rozpinkach, wyprowadziłam klacz. Poprawiłam swoją czarną kurtkę i zaczęłam spacerować z klaczą. Konkurs miał być na hali, jednak któryś z instruktorów miał po nas przyjść. Z biegiem czasu coraz więcej osób zaczęło wyprowadzać konie ze stajni prywatnych, koni do dzierżawy i stajennych. Melania zaczęła się trochę denerwować, jednak w porę przyszła pani Cecylia która zaprosiła wszystkich przed wejście na ujeżdżalnię. Drzwi były otwarte, a na samym końcu siedzieli instruktorzy. No, jak w „Top Model”. Zaczęto przywoływać uczniów, którzy wchodzili do środka i prezentowali się. Oporządzana przeze mnie klacz trochę uspokoiła się, a gdy przywołano nas, była kompletnie rozluźniona. Mela zaprezentowała się jak najlepiej potrafiła i chyba to jak na razie było najważniejsze. Koniec końców i tak wyszło, że zajęłyśmy trzecie miejsce. Na pierwszym stanęła Esmeralda wraz z Divine'em, którzy, szczerze mówiąc, prezentowali się naprawdę świetnie. Tuż po konkursie, gdy klacz stała z powrotem w boksie, poszłam do stajni w której znajdował się koń Esmy. Zaczęłam szukać ją po boksach. No cóż, znalazłam ją w boksie Draculi. Zapukałam cichutko do drzwi boksu, a dziewczyna odwróciła się do mnie.
- Gratuluję wygranej. - powiedziałam.
Młoda kobieta odwróciła się do mnie i uśmiechnęła.
- Dzięki!
- Naprawdę, świetnie wam poszło.


Esmeralda?

1263 słowa = 6p.

Za poprawne wykonanie zadania otrzymujesz 45 punktów oraz 6 za limit słowny :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)