poniedziałek, 17 grudnia 2018

Od Riley C.D Dakoty

Zastępstwo z księdzem Hopkinsem, coś takiego. Czyżby los jednak się do mnie uśmiechnął? Tia, nie ma to jak spóźnić się na zajęcia i nie odbębniać za to żadnej kary. Piękne. Jednakże, cała ta radość związana z nieobecnością szanownej pani Samanty, spłynęła za mnie, gdy tylko ujrzałam Dakotę, a raczej dwóch. Zaraz, zaraz, zaraz! Czy ja mam zwidy? Nie no, jeszcze nie zwariowałam... chyba.
- Ty, ty dzbanie! I ty mi nie powiedziałeś, że masz brata?! Na dodatek bliźniaka! - wykrzyczałam, w zasadzie zła bardziej na samą siebie i swój wiecznie nieogarnięty umysł , a niżeli kolegę, aczkolwiek czyimś kosztem przecież trzeba było odreagować, czyż nie?
- No już, już. Nie byłem pewien czy jest to istotny fakt - odparł wzruszając ramionami i zaserwował mi z lekka rozbawiony uśmiech. Um, bawi go to? Eh, dobra mniejsza.
Podczas gdy ja delikatnie uświadomiłam Dakocie, że wolałabym wiedzieć o takich, jak to ujął istotnych faktach, poznałam także imię jego brata.
- To co, wszyscy pogodzeni? W takim razie, co chcecie porobić? - zapytał Dakota, patrząc to na mnie, to na Felixa - Riley, ty znasz okolicę, może coś zaproponujesz?
Dobra, przyznaję, to pytanie naprawdę mnie ucieszyło. Lubię oprowadzać nowych, właściwie to właśnie poprzez wspólne zwiedzanie poznałam osoby, z którymi po dziś dzień spędzam najwięcej czasu...
- Too... jak będzie? - odezwał się przeciągle Felix, na co spojrzałam na braci odrobinę zdezorientowana. Kurde, znowu odpłynęłam.
- Wybacz, zamyśliłam się. Oczywiście, bardzo chętnie was oprowadzę. - odparłam z szerokim uśmiechem, po czym zgarnąwszy rzeczy z krzesła, dorzuciłam - A więc, co chcielibyście zobaczyć? Stajnie, krytą halę, a może zrobimy sobie mały wypad w teren? Mamy w pobliżu całkiem ładne jeziorko... - wysunęłam propozycję, w głębi serca mając nadzieję, że któryś z tych pomysłów przypadnie chłopakom do gustu.
Koledzy popatrzyli na siebie odrobinę zmieszani, przez moment nie wiedząc co powiedzieć.
- To może stajnie, a potem przejażdżka? - zaproponował Dakota. Całkiem niezły plan.
Tak więc udaliśmy się całą trójką do stajni głównej, gdzie przedstawiłam kolegom wszystkie wierzchowce, w tym Lemon i Paris, na których to właśnie bracia mieli przejechać się w teren. Co prawda Felixowi wyraźnie bardziej przypadł do gustu siwek imieniem Cortez C. Optymistyczny, acz częstokroć nieokiełznany charakter wierzchowca szanse na jazdę niestety chwilowo przekreślał; za to sama Paris zdawała się być wręcz zachwycona faktem, iż ktoś postanowił zabrać ją na przejażdżkę i przez większą część przygotowań skubała bruneta w ramię. Podobnie sprawy miały się w przypadku Dakoty i Lemon, tyle że ta dwójka polubiła się już od pierwszej chwili.
Po niedługim czasie galopowaliśmy już przez śnieżne zaspy, ciesząc się cudownym popołudniem. Melinda mknęła przed siebie, biegnąc jakby dla własnej przyjemności, przez co raz na jakiś czas musiałam odrobinę zwalniać, aby przypadkiem nie wpakowała się w jakiś dołek, których chcąc nie chcąc było tutaj całkiem sporo (o czym przekonałam się zeszłej zimy wraz z dzierżawionym wtedy Dancing Star'em, ale to już chyba mało istotne). Tak czy inaczej, z Czarną i jej wariactwem nie trudno o wypadek, tak więc przez większą część przejażdżki zachowywałam czujność. Dakota i Felix wyglądali na bardzo zadowolonych z tutejszych widoków, pod koniec drogi pojechaliśmy nawet kawałek przez las, skąd z kolei wyjechaliśmy bezpośrednio na ścieżkę prowadzącą prosto do akademii.
Zaraz po powrocie do stajni, każde z nas zajęło się oporządzeniem swojego rumaka, z czym Felix uporał się wyjątkowo szybko, podczas gdy jego brat i ja nadal ogarnialiśmy przemoczone futra zwierzaków.
- Mam coś jeszcze do załatwienia. Dzięki za jazdę. Widzimy się później! - pożegnał się Felix, po niedługiej chwili znikając gdzieś za mosiężnymi drzwiami, podczas gdy ja i Dakota dokończyliśmy oczyszczenie kończyn koni z błota powstałego z roztopionego śniegu.
Kiedy już obydwie klacze zostały elegancko oporządzone, zaprowadziliśmy je do boksów, gdzie spokojnie zajęły się jedzeniem. Z racji tego, że całkiem przyjemnie nam się rozmawiało, postanowiłam zaprosić nowego znajomego na herbatę. Choć początkowo zdawał się nie być przekonany co do owego pomysłu, po krótkim namyśle w końcu się zgodził. Dotarłszy przed pokój oznaczony numerkiem dwadzieścia dwa, przez dłuższą chwilę grzebałam w kieszeniach w poszukiwaniu kluczy, które jak na złość chowały się wtedy, kiedy najbardziej ich potrzeba. Jak zwykle. Gdy tylko przekopałam się przez paczki gum do żucia, pogniecione świstki papieru, szminki, klucze francuskie i całą resztę rzeczy człowiekowi do życia niezbędnych, otworzyłam drzwi zapraszając nieco zniecierpliwionego już gościa do środka. Żadnego z moich współlokatorów nie było obecnie w pokoju, co początkowo trochę mnie zdziwiło, ale cóż, bywa.
- Czego się napijesz? Kawa, herbata, sok? - zapytałam zmierzając niespiesznym krokiem w stronę kuchni i znalazłszy się przed szafkami wygrzebałam kilka różnych paczek (swoją drogą zastanawia mnie jakim cudem to wszystko się tam mieści. Tia, Ada zadbała o uzupełnienie naszych zapasów).
- Może być herbata. - odparł ciemnowłosy.
Kątem oka dostrzegłam jak przechodzi do sąsiedniego pomieszczenia.
- Lubisz mangę...? - zainteresował się, szperając w stertach komiksów z regału.
Skinęłam głową, nie przerywając wykonywanej czynności - Wiem, nieduża kolekcja, ale większość czytam przez internet, niektóre tomy trudno dostać, a nawet jeśli, to zazwyczaj za kosmiczną cenę. - wytłumaczyłam i wyciągnąwszy kubki z szafki zalałam herbatę gorącą wodą, po czym obróciwszy się przodem do chłopaka przycupnęłam na blacie - Zgaduję, że też przepadasz za animcami?

Dakota? ^-^

822 słowa = 3 punkty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)