niedziela, 16 grudnia 2018

Od Riley C.D Oriane

Współczuję Oriane. Nie wyobrażam sobie, żebym kiedykolwiek miała powierzyć komuś opiekę nad Melindą, a nawet jeśli, to na pewno nie temu staremu zgredowi. Przyznaję, może i ma ujeżdżenie w małym palcu, co nie zmienia faktu, iż nie cierpię tego człowieka z całego serca i nie ukrywam, że ucieszyłabym się, gdyby zupełnie przypadkiem wyemigrował gdzieś daleko stąd.
Ale nad tym jeszcze zdążymy się zastanowić - póki co najważniejsze, to złapać uciekiniera.
- Oriane! Czekaj! - pognałam co sił w nogach za dziewczyną - Pomogę ci go szukać. Widziałaś w którym kierunku dokładnie pobiegł?
- Tak, zdaje się, że zmierza w stronę jeziora - odparła naprędce koleżanka, po niedługiej chwili znikając gdzieś w ciemnościach.
Oby tylko siwek nie zawędrował w północne części lasu, to niezbyt bezpieczne miejsce dla takiego oswojonego biedaka. Nie chodzi tu rzecz jasna tylko o niską temperaturę, a wilki, które chcąc nie chcąc zamieszkują tutejsze tereny i z pewnością nie przepuściłyby takiej okazji. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wierzchowiec w porę się opamięta.
Przysłonięte burą płachtą chmur niebo z każdą minutą stawało się coraz ciemniejsze, a niedługo potem na powierzchnię leśnego podłoża zaczęły opadać mlecznobiałe płatki śniegu. Trzeba działać szybko.
- Wirtuoz, Wirtuooooz! - zrozpaczony głos Oriane rozniósł się po całym lesie, niestety, bez jakiegokolwiek odzewu.
Po pewnym czasie dziewczyna zatrzymała się opierając dłonie na ugiętych kolanach, z trudem łapiąc oddech.
- Nie martw się, znajdziemy go. - położyłam dłoń na ramieniu ciemnowłosej, chcąc dodać jej trochę otuchy, jednak dziewczyna zdawała się w ogóle nie słuchać tego co do niej mówię. Lodowate powietrze coraz bardziej dawało nam się we znaki i nie mówię tu o samej zadyszce, co zimnie przedzierającym się nawet przez grubą warstwę wełnianych rękawic.
Pociągnąwszy nosem towarzyszka odgarnęła kosmyki włosów z czoła, przez dłuższą chwilę wpatrując się w ciemną otchłań lasu, kiedy nagle dobiegł do nas pewien dźwięk. Stukot kopyt. Czyżby jednak?
Ku wielkiemu rozczarowaniu, źródłem owych odgłosów okazał się nie zaginiony Wirtuoz, a pan Rose na Lemon, z czego teoretycznie powinnyśmy były się ucieszyć, bo w takich sytuacjach każda pomoc się liczy; jednak miałyśmy nadzieję, że młodego uda się znaleźć bez całej ekipy ratunkowej.
- Za chwilę powinna tu się pojawić Elizabeth, poinformowaliśmy też kilku innych trenerów - obwieścił mężczyzna, rozglądając się dookoła, po czym znów spuścił wzrok na Oriane - Wracajcie do akademii, chodzenie teraz po lesie nic nie...
- Nigdzie się stąd nie ruszam, dopóki Wirtuoz się nie znajdzie! - przerwała mu jasnooka, tonem na pograniczu wściekłości a płaczu, na co instruktor westchnął tylko cicho i oddalił się bez słowa.
- Chodźmy nad to jezioro, mam dziwne przeczucie, że to tam właśnie mógł pobiec. - zasugerowałam, chwyciwszy koleżankę za rękę. Mimo, iż początkowo zdawała się nie być do końca przekonana, podążyła za mną.
Nieoczekiwanie gdzieś wśród drzew rozległo się dość wysokie, głośne końskie rżenie, a niedługo potem z mroku wyłonił się...
- Wirtuoz! - nawet nie jestem w stanie opisać radości, jaka wypełniła twarz Oriane, początkowo niedowierzającej temu, co widzi, a chwilę potem wtulającej się już w szyję młodego.
Podczas gdy Orcia i jej niesforny siwek tulili się uczuciowo po rozłące (swoją drogą uroczy widok), napisałam szybko sms do pani Rose, że poszukiwania zakończyły się sukcesem. Przez większą część drogi szłyśmy w zupełnej ciszy, w zasadzie chyba nie była to kwestia tego, iż nie miałyśmy o czym rozmawiać, po prostu uznałam, że Clavel powinna nacieszyć się swoją zgubą. W pewnym momencie przypomniałam sobie jednak słowa dyrektorki sprzed kilkudziesięciu minut, co skutecznie zmobilizowało mnie do tego, by jednak otworzyć na chwilę jadaczkę.
- Powinnaś porozmawiać jeszcze z panią Rose, i wytłumaczyć jej, że nie chcesz aby Gilbert zajmował się twoim koniem, tym bardziej że w Magic Horse jest jeszcze wielu innych nauczycieli, którzy z pewnością mogliby ci pomóc, prawda? - zauważyłam spoglądając na idącego obok Oriane wierzchowca. Wydawał się teraz taki spokojny i odprężony, aż trudno uwierzyć, że jeszcze niecałą godzinę temu galopował gdzieś daleko przez las.
Dziewczyna zerknęła na mnie kątem oka, a na jej ustach wykwitł delikatny uśmiech - Cóż, warto spróbować... - westchnęła, pogładziwszy szyję siwka, który parsknął z zadowoleniem lekko trącając ją w ramię. Stanowią zgrany duet, to widać, tylko potrzebują odrobiny pomocy.

Oriane? Z całego serduszka przepraszam, że musiałaś tyle czasu czekać na odpis :<

660 słów = 3 punkty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)