czwartek, 27 grudnia 2018

Od Gale'a C. D Esmeraldy - Gwiazdka dla zwierzaka

W pokoju zebrała się całkiem niezła sumka osób. Siedząc na dywanie, przyglądałem się twarzom, które mnie otaczały. Kiedy Esmeralda otworzyła pierwsze wino, wszyscy usiedli w kręgu. Wyglądało to, co najmniej na jakąś pieprzoną sektę. Butelka przeszła po kole jak Fajka Pokoju między Indianami. Szklana flaszka szybko wylądowała w koszu. Nikt nie ukrywał, że po zmoczeniu ust w trunku, ma ochotę na jeszcze. W ruch poszło drugie wino. Niestety i ono szybko zostało wypite. Butelka została ułożona przez Naomi na środku okręgu.
- Kto pierwszy?- Spytała, mierząc wszystkich wzrokiem. - To w takim razie ja.- Powiedziała, po czym zakręciła szkłem. - Pytanie, czy wyzwanie?- Rzekła do Esmy.. 
- Wyzwanie!- Odkrzyknęła pewna siebie. Mój wzrok zawiesił się na kasztanowłosej. Wyzwaniem dziewczyny było wypić duszkiem pół butelki wytrawnego, czerwonego wina. Nami w ten sposób łatwo mogła upić Esmę. Gra toczyła się dalej, jednak pech chciał, że na mnie nie chciało paść. Kiedy butelka trafiła w łapki Eski, ta spoglądając na mnie, mocno zakręciła ją. I proszę, oto stanąłem przed pytaniem: "Prawda, czy wyzwanie". Oczywiście wybrałem to drugie.
- Jeśli nie uda Ci się wykonać zadania, będziesz musiał, pójść ze mną jutro do miasta, zbierać datki na schronisko.
- A jeśli mi się uda?- Zapytałem pewny siebie.
- To wtedy... się okaże. - Poszedłem na ten układ. - A oto wyzwanie: Wymień osoby wszystkich, którzy są w tym pokoju. - Uśmiechnęła się wrednie. Byłem w czarnej dupie. Wziąłem dyskretnie głęboki wdech, po czym zacząłem wymieniać.
- David, Riley, Gabriel, Harry, Naomi, Caroline... - I wymieniłem tak wszystkich oprócz jednej osoby.- Alysa, Alexia? - Uniosłem brew.
- Alyss - Odpowiedziała Esmeralda. - Jutro o 4:00 w stajni. - Mruknęła dziewczyna. Nagle w moją twarz wleciała poduszka. Oczywiście była to sprawka Nami. Roześmiany odrzuciłem poduszkę. Tak oto rozpoczęła się III Wojna Światowa. Każdy na każdego! Pokój tonął w rozsypanym pierzu. Kiedy kolejnym przeciwnikiem, a w zasadzie przeciwniczką, okazała się Esmeralda, ukłoniłem się w pół, po czym zacząłem wymieniać z nią ciosy poduszkami. Nasze starcie trwało w nieskończoność, a zakończyło się, gdy nagle, nie wiedzieć czemu i kiedy, znaleźliśmy się na balkonie. Patrząc na rozciągające się w oddali pastwiska, napomknąłem o tym, że odpowiedziałem w większości poprawnie, ergo, należy mi się nagroda pocieszenia. - Ja Ci dam nagrodę pocieszenia ty... (!)- Rzuciła się na mnie z poduszką, jednak przy wybiciu, poślizgnęła się i wylądowała na barierce balkonu. Odruchowo chwyciłem dziewczynę, ratując ją tym samym od spadnięcia z dwóch pięter. Po ratunkowej akcji trwaliśmy nadal blisko siebie. Trzymając dłonie na talii dziewczyny, z trudem udawało mi się nie zsunąć ich niżej. Policzka Esmeraldy zalała fala różu, a jej dolna warga została przygryziona. Powoli zbliżyłem twarz do ust Esmy, bacznie obserwując jej reakcję. Może to pod wpływem alkoholu, ale dziewczyna nie wykazała żadnego oporu, a wręcz przeciwnie! Eska zamknęła oczy i delikatnie wyciągnęła ku mnie wargi. Po chwili pocałunek przylepił do szyb od balkonu dużą widownię, która zaczęła krzyczeć i bić brawo, co rozłączyło nasze usta. Po wróceniu do środka kolejnych grach i butelkach wina, światło mi zgasło. Zupełnie nic nie pamiętam z reszty wieczoru.
Następnego dnia obudziło mnie solidne walenie w drzwi. Mimowolnie zwlokłem się z łóżka i powędrowałem, do wyjścia, żeby otworzyć jakiejś nieszczęsnej duszy. Po przekręceniu klamki, do pokoju wpełzła Esmeralda, rzucając w moją stronę "cześć". Dziewczyna padła na moje łóżko. Zmierzyłem wzrokiem wypiętą pośladkami do mnie, Eskę.
- Kac? - Zapytałem prawie pewien. Esmeralda jęknęła przeraźliwie. Ciężko było patrzeć na tak zmęczoną życiem, Esmę. Pochwyciłem w dłoń gitarę i usiadłem na łóżku. Przymknąłem oczy, wziąłem głęboki wdech i delikatnymi dźwiękami strun, powoli doprowadzałem nas do wewnętrznego spokoju. Kiedy rozłączyłem powieki, Esmeralda siedziała wpatrzona w moje dłonie.

•~●~•

Po dopięciu popręgu Sifil był gotowy. Przed stajnią czekała już Esma na Desert. Założyłem pokrowiec z gitarą w środku, na plecy, po czym wsiadłem na wałacha.
- Słuchaj, co działo się wczoraj, u mnie po butelce? - Zapytała.
- Była bitwa na poduchy, a potem odleciałem. - Odparłem, nie opowiadając dziewczynie o zajściu na balkonie. Dokładnie obmówiliśmy cały plan działania po drodze do miasta. Gdy dotarliśmy wreszcie do rynku, zsiedliśmy z koni i zaczęliśmy się przygotowywać. Ja położyłem pokrowiec przed nami, z którego ówcześnie wyciągnąłem gitarę, a Esmeralda pochwyciła puszeczkę, do której ludzie będą wrzucać pieniądze za przejażdżkę na Queen of Samba. Po szybkim nastrojeniu gitary i ponownym wejściu na konia zacząłem grać jedne ze sławniejszych melodii, żeby przywrócić uwagę ludzi. Piosenki takie jak: "I see fire" czy "Treat you better". Monety jakby same wskakiwały do pokrowca. Szkapie Esmeraldy, również się powodziło. Dzieciaki ostrożnie podchodziły do Sifila, żeby go pogłaskać po pyszczku. Koń stał spokojnie i dawał gówniarzom się nacieszyć. Coraz więcej ludzi zbierało się wokół mnie, postanowiłem więc zagrać jedną ze swoich autorskich melodii. Po dwóch godzinach zmieniliśmy miejsce położenia. Oczywiście wybrany teren był dostosowany do potrzeb naszych koni oraz znajdywał się bliżej schroniska dla zwierzaków. Ponowiliśmy nasze działania. Przez następne godziny zbieraliśmy datki. Zrobiliśmy się głodni, więc zrobiliśmy sobie przerwę. Podałem Esmie wodze Sifila, po czym poszedłem zamówić pizzę.
Stanęliśmy przed schroniskiem, gdzie pozostawiliśmy nasze konie pod opieką jednego z wolontariuszy. Przytułek dla zwierząt, który wybraliśmy, nie był przypadkowy. Otóż to magiczne miejsce zaczęło podupadać. Idąc korytarzem i słysząc te wszystkie skamlenia i szczeki, dobry humor sam zszedł mi z twarzy, podobnie jak Esmie.
- To jest strasznie przykre. - Powiedziała dziewczyna, spuszczając głowę na dół.
- Nie płacz.- Uśmiechnąłem się delikatni, przyciągając ją do siebie.
- Przestań. - Zaśmiała się. Podeszliśmy do recepcji i wyłożyliśmy na blat siedem wielkich puszek, wypełnionych drobniakami i mniej licznymi banknotami. Powiedzieliśmy, że jest to podarek od naszej Akademii. Wzruszona dyrektorka schroniska zaprosiła nas na herbatę do swojego gabinetu. Tam została nam przedstawiona historia tego miejsca, która upewniła nas o słusznym wyborze. Podczas rozmowy, cały czas rozpraszały mnie jęki tych biednych psiaków w klatkach. Nagle przerwałem wypowiedź dyrektorki słowami: "Chcę adoptować psa". Uradowana kobieta, niezwłocznie zaprosiła mnie do pomieszczenia ze zwierzętami. Tam masa czworonogów, patrzyła na mnie, błagając o miłość. Wzruszyło mnie to. Jednak szczególną uwagę przykuł cudowny, biszkoptowy Pitbull, który nagle wyskoczył z klatki. Psiak podbiegł do mnie i zaczął obwąchiwać moje dłonie, żeby potem móc je zacząć lizać. W tamtym momencie dokonałem wyboru. Miałem odebrać suczkę następnego dnia. Wróciliśmy z Esmeraldą do Akademii. Po odstawieniu koni, gdy szliśmy do pokoi, do Esmeraldy przyszedł SMS od Naomi. Otóż Nami wysłała filmik z wczorajszego zajścia na balkonie.


< Eska? ( ͡° ͜ʖ ͡°) 
1017 słów

+20 punktów prezentowych 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)