niedziela, 23 grudnia 2018

Od Marco C.D Alice

Dobra, ten dzień nie był dobry pod żadnym, podkreślę ŻADNYM aspektem. Nie dość, że spóźniłem się na zajęcia, zgubiłem jedynych znajomych to jeszcze teraz przechadzałem się po nieznanych mi terenach całkowicie sam. Nie polecam ogólnie.
Lekko zestresowany udałem się do wnętrza stajni by nieco zaznajomić się z końmi, a nóż widelec może spotkam w środku kogoś wartego uwagi? Kto mógłby mi wskazać drogę?
Na szczęście (a może i nieszczęście) ujrzałem przed sobą dziewczynę, prawdopodobnie w moim wieku. Westchnąłem tracąc wszelkie nadziei i stwierdziłem, że do niej zagadam.
- Em... Cześć
- Hej. - Z początku uśmiechnęła się sztucznie.
- Tak jakby potrzebuję pomocy. - Zaśmiałam się nerwowo.
- Czyżby nasz nowy kolega się zgubił? - spytała z cynicznym uśmieszkiem na twarzy.
Dobra, już jej nie lubię.
- Dobra, czyli nie mogę liczyć na twoją pomoc. - Wzruszyłem ramionami i zawróciłem się z powrotem do wyjścia.
- Przykro mi, lecz chyba jesteś skazany tylko na mnie. - Prychnęła pod nosem.
- Dlaczego?
- Bo wszyscy inni siedzą w swoich pokojach, albo są zajęci i mają treningi. Akurat trafiłeś na taką godzinę, że wątpię czy znajdziesz tu kogoś poza mną.
Ze względu na to, że nie chciałem sprawiać problemu zarówno jej jak i sobie, stwierdziłem, że sam poszukam wyjścia z tej sytuacji.
- Chyba poradzę sobie sam.
- Powodzenia w takim razie. - Puściła mi oczko i wróciła do głaskania jednego z wierzchowców.
Cóż, ze względu na to, iż moja orientacja w terenie wynosiła zero, a ja sam byłem zdolny do tego by zgubić się na prostej drodze to... jak nietrudno się domyślić szybko wróciłem do wyżej wspomnianego pomieszczenia licząc na to, że dziewczyna będzie skora do pomocy. Trochę poszukałem jej przy boksach, a na koniec udałem się na halę, gdzie akurat ktoś miał trening. Stała ona oparta o barierkę i uważnie przyglądała się poczynaniom jeźdźca jak i konia.
- Ej, jednak potrzebuję pomocy. - Chrząknąłem chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
- Wiedziałam, że wrócisz. - Uśmiechnęła się tryumfalnie.
Wredna zdzira.
- Dobra, daruj sobie, powiedz mi jak dojść do akademika, albo coś i już więcej się nie spotykajmy bo mnie denerwujesz. - Przewróciłem teatralnie oczami.
- Może lepiej cię zaprowadzę, bo jeszcze się zgubisz. - powiedziała z dezaprobatą.
Tak więc oderwała się od barierki i łaskawie ruszyła razem ze mną w odpowiednią stronę.
Z początku coś do mnie gadała, aczkolwiek nawet nie słuchałem, gdyż nie miałem najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Później sobie darowała i nie próbowała już mnie zagadywać, więc pogrążyłem się we własnych myślach obserwując płatki śniegu, które beztrosko opadały na ziemię.
Hmm... dawno nie widziałem tu śniegu...
- To tutaj. - bąknęła.
- Oh, jak miło że mi pomogłaś. - Posłałem jej ironiczny uśmiech.
- Polecam się na przyszłość. - Powiedziała z takim samym sarkazmem w głosie.
- Mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy. - I powiedziawszy to zamknąłem drzwi wejściowe prosto przed jej nosem, udając, że wcale nic się nie wydarzyło, a ja mam tak samo dobry humor jak dzisiejszego ranka.

Alice? Marco to pierdoła oke

464 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)