sobota, 29 grudnia 2018

Od Esmeraldy C.D Gai

-Oh, to miłe, że tak sądzisz. - uśmiechnęłam się kurtuazyjnie, hamując gorącą chęć do uderzenia siebie w twarz.- Wam również świetnie poszło... Masz ochotę na kakao? Dosłownie padam, a dostałam cynk od jednej z kucharek, że mieli dostawę. - Gaia przez chwilę wpatrywała się we mnie z tajemniczym uśmiechem, po czym skinęła głową, na co wydałam z siebie pisk zadowolenia, bez zwłoki opuszczając boks karego.
-Jest strasznie zimno. -  zielonooka mruknęła cicho. Z tonu jej głosu od razu można było wyczytać, iż nie jest jej szczególnie ciepło, więc rzuciłam jej nieco kpiące spojrzenie, lustrując jej rozpiętą bluzę.
-Zapnij się, bo mi zimno od samego patrzenia na ciebie. - Gaia zdmuchnęła z oczu odstający włos, po chwili łącząc dwie strony bluzy jednym sunięciem zamka i wciskając zmarznięte dłonie w kieszenie polaru, odparła kilka sekund później.
-Właściwie to sądziłam, że w Chorwacji nie będzie zimy, a tu taka...niespodzianka.- powiedziała nieco głośniej, błyskawicznie pokonując parę schodków. Kiedy otrząsnęła z czarnej narzuty płatki śniegu, swój wzrok zwróciła w moją stronę, ruchem głowy zachęcając mnie do wejścia do kuchni. Nie byłam pewna, czy dziewczyna wie o moich małych kradzieżach, jednakże postanowiłam zachować to w tajemnicy, gdyż kradzież bananów była wręcz kuriozalnym występkiem z mojej strony, zwłaszcza, że przyłapali mnie już na samym początku podczas wrzucania żółtych owoców do torby. Mniejsza z tym. Starając się zbytnio nie rozglądać po pustej kuchni, przemknęłam za blondynką do pomieszczenia obok salonu, gdzie od razu w nasze ręce wpadło mleko, które bez ceregieli wlałyśmy do rondelka.
-A więc dzierżawisz Kleopatre, tak? - wykrzywiłam usta w lekki uśmiech, opierając się pośladkami o marmurowy blat.
-Tak - Gaia odrzekł krótko, przykładając dłonie do rozgrzanego kaloryfera. - Bardzo fajnie się z nią pracuje
-Musimy się wybrać w teren, a ty koniecznie na Kleopatrze. - zalałam kakao mlekiem, po chwili zamaczając w nim usta.
Niedługo zajęło nam wypicie kakaowego napoju, więc gdy nasze kubki były już puste, zadeklarowałam, że szybko je umyje, co też zrobiłam, naczynia odkładając do wyschnięcia.
-To właściwie możemy przejechać się teraz, chyba, że masz jakieś plany na dziś, to przełożymy to na...jutro?
Pokręciłam głową, mokre dłonie wycierając o spodnie.
-To chodźmy, tylko proponuję, żebyś się cieplej ubrała. - zachichotałam, przypominając sobie scenę sprzed kilkunastu minut.
Po umówieniu się na godzinę rozdzieliłyśny się przed stajniami, z czego ja poprułam prosto do szafek, w nadziei znalezienia tam cieplejszego odzienia. Z zadowolonym uśmiechem wyciągnęłam zielony polar, od razu zarzucając go na siebie. Przed wizytą u Jaśki zahaczyłam jeszcze o siodlarnie, skąd zabrałam jej osprzęt. Na biodro położyłam czarne siodło wszechstronne, białą podkładkę z Acavallo wraz ze zniszczonym czaprakiem, który kilka tygodni temu kasztanka pogryzła. Ogłowie wylądowało na moim łokciu, przez co wodze dyndały przed nogami, lecz przez te kilka lat wypracowała sobie idealny system poruszania się, którego głównym mottem było "im szerzej tym lepiej". Wyczyszczenie klaczy zajęło mi niecałe 20 minut, gdy z osiodłaniem miałam spory problem, głównie przez zamiłowanie folbutki do robienia z siebie żyrafy.
-Esma, my już czekamy!
-Już wychodzimy, tylko jeszcze ochraniacze!- krzyknęłam, całkiem zapominając o zakazie krzyczenia w stajni.
Dopięłam na ostatni kołek czarny ochraniacz, po czym poklepałam klacz, za wyjątkowo grzeczne stanie. Chwilę później wyprowadziłam kasztanke z boksu, w locie zapinając paski pod brodą i witając się ponownie z Gaią.

Gaia? Wybacz xd

525 słów = 3p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)