czwartek, 13 grudnia 2018

Od Camille - dzierżawa Ice Tea

Przez okno sali fizycznej obserwowałem płatki śniegu, które wolno spadały na ziemię. Znowu pada. Przynajmniej to biały puch, a nie deszcz, który powodował, że ziemia zmieniała się w uciążliwe błoto, chociaż na obu typach nawierzchni łatwo się wywrócić. Z trawnika przylegającego do szkoły wzrok przeniosłem do majaczących na horyzoncie budynków stajni. Fizyka nie interesowała mnie, więc zamiast rozwodzić się nad właściwościami wiązki światła zacząłem snuć plany na czas po zajęciach. To już ostatnia lekcja. Myślałem, żeby pójść odwiedzić Paris i innych albo spotkać się z jakimś znajomym, jednak w oczy rzuciła mi się stajnia dla koni przeznaczonych do dzierżawy. Uświadomiłem sobie, że tam jeszcze nie zawitałem przez cały mój pobyt na terenie akademii, który nadal był stosunkowo krótki w porównaniu z innymi. Najwidoczniej plan dalszego działania znalazł się sam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak szybko wyskoczyłem z klasy. Kilku uczniów spojrzało się na mnie jak na jakiegoś postrzelonego lub niespełna rozumu. Przepraszając wszystkich na swojej drodze, subtelnie starając się taranować trasę, dotarłem do szatni, skąd porwałem swoją kurtkę. Chciałem jak najszybciej opuścić ten budynek. Po przyodzianiu odzienia adekwatnego do śnieżnej pogody żwawo skierowałem się do pokoju w celu pozostawienia tam plecaka z książkami. Na miejscu nie zastałem Any, więc zostałem zmuszony do użycia klucza. W środku merdaniem ogona przywitał mnie jej pies Ghost. On także mieszkał w tym pokoju i najwidoczniej przyzwyczaił się, że wpadam tu i zaraz wypadam, bo nierzadko miewałem takie akcje. Wyglądał jednak na zawiedzionego.
- Piesku, twoja pani przyjdzie... wkrótce, tak - stwierdziłem, mimo że nie oczekiwałem pełnego zrozumienia sensu moich słów.
Plecak zostawiłem przy moim łóżku, a później wyszedłem z pokoju. Nie musiałem zamykać drzwi na klucz, bo przed nimi zastałem współlokatorkę, która za moment miała zamiar wejść. Pomyślałem, że musiała zagadać się z koleżankami i dlatego wróciła później niż ja. Przywitałem się z nią krótkim machnięciem ręką i przytrzymałem drzwi. Na korytarz wybiegł Ghost, radośnie witając swoją właścicielkę. Upewniając się, że Ana zamknęła drzwi od środka, poszedłem do stajni. Nie miałem na sobie ubrań dostosowanych do jazdy, ponieważ nie taki był cel mojej wizyty. Po krótkim marszu byłem już na miejscu. Wszedłem ostrożnie, rozglądając się. W oczy rzuciły mi się tabliczki na boksach. Każdy z koni miał określony status dzierżawy - kto, od kiedy do kiedy i czy w ogóle. Rozpoznałem jedynie imię Any napisane na lokum pewnego konia imieniem Expresso. Nie wiedziałem o tym... Moją uwagę przykuła klacz arabska. Spodobała mi się jej maść. Podszedłem do niej, aby ją pogłaskać, a wtedy kątem oka spostrzegłem kasztanową łepetynę, która wyglądała z boksu numer dwanaście. Wychylała się w moją stronę z taką motywacją, że nie sposób było nie zmienić celu głaskania. Okazała się wielkim pieszczochem. Spojrzałem na jej tabliczkę. Wolna. Obok widniał telefon do kierowniczki stajni. Zdecydowałem się zadzwonić. Co mi szkodzi? Przecież to dzierżawa, więc w każdym momencie mogę zrezygnować. Na drugi dzień miałem już konia pod opieką. Niecodzienne wrażenie.

471 słów = 3p.

Owocnej pracy z nową podopieczną!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)