niedziela, 9 grudnia 2018

Od Riley do Dakoty

Cholera. Cholera, cholera, cholera, cholera... Nawet nie wiem ile razy powtarzałam sobie w łepetynie to jedno proste, jakże wszechstronne w zastosowaniu słowo, w głębi serduszka wciąż mając cichą nadzieję, że jakimś niewytłumaczalnym cudem dotrę do szkoły w ciągu tych zaledwie dwóch minut. Tia, dzień z życia frajera w kolejnej, oryginalnej odsłonie zatytułowany "Jak spóźnić się na dodatkowe zajęcia, które zaczynają się DOPIERO o szesnastej trzydzieści pięć, a mimo to miewam problemy z punktualnością. Mogę być pewna, że pani Samanta stłucze mnie na kwaśne jabłko za takie lekceważenie jej cennego czasu, ale cóż ja na to poradzę, że pan Blythe postanowił przetrzymać nas dziś dłużej na hali? Eh, beznadziejna sytuacja. Oby tylko pani Samanta była dziś w dobrym nastroju, nie ukrywam, że bardzo zależy mi na uczestnictwie w jej zajęciach. Może i nie wiążę ze sztuką zbytnio swej przyszłości, aczkolwiek chyba dobrze jest rozwijać swoje umiejętności, choćby dla samego umilenia czasu... prawda?
Z litanii rozmyślań zdołało wyrwać mnie dopiero mocne uderzenie w coś, a właściwie to w kogoś. Brawo, Riley. Ledwie wyszłaś z domu, a już musiałaś kogoś znokautować. Jak tak dalej pójdzie, to cała akademia naprawdę będzie cię omijać szerokim łukiem.
- Ojej! B-bardzo przepraszam... - wyjąkałam zmieszana, spoglądając na ofiarę mej niezdarności, którą okazał się być wysoki brunet. Ku memu zaskoczeniu, jakoś nie mogłam skojarzyć jego twarzy. Czyżby nowy? - Nic ci się nie stało? - dobra, to akurat było głupie pytanie.
- Nie, nie, to ja przepraszam... - mruknął nieznajomy i wyciągnąwszy dłoń pomógł mi wstać, po czym otrzepał spodnie z białego puchu - Twój obraz... Bardzo ucierpiał? - zauważył, zerkając kątem oka na płótno leżące na samym środku chodnika.
- Nie, raczej nie - machnęłam ręką rozbawiona - Ten akurat miewał już gorsze wypadki - zachichotałam odtwarzając w myślach zdarzenia z wczorajszego poranka, kiedy to mój nieuleczalnie szalony pupilek postanowił poobserwować świat ze sztalugi, de facto zrzucił stojące na niej płótno, które o dziwo zdołało przetrwać upadek na twardą posadzkę. Hah, trzeba przyznać, do robienia demolki to on ma talent.
Kąciki ust chłopaka delikatnie uniosły się ku górze w sympatycznym uśmiechu. Popatrzyłam na niego wciąż odrobinę zmieszana. To jest ten moment, w którym powinnam się przedstawić? Chyba tak...
- Um, jeszcze raz przepraszam za tę całą stłuczkę, jak zwykle nie uważałam jak chodzę... - zaczęłam cicho podśmiewając się pod nosem, choć podświadomie czułam, że robię z siebie coraz większą idiotkę - A tak w ogóle to jestem Riley. - posłałam mu szeroki uśmiech, wyciągnąwszy rękę w jego stronę.
- Dakota. Wolno spytać, gdzie się tak spieszyłaś? - zagaił brunet uściskując ciepło mą dłoń.
Spieszyłam? Zaraz, ja nadal się spieszę!
- Ach, biegłam właśnie na dodatkowe zajęcia no i... - nim dokończyłam zdanie, mój wzrok powędrował na zegarek na nadgarstku - trwają już dobre dziesięć minut - westchnęłam zrezygnowana. Tak, zdecydowanie czeka mnie bardzo przyjemna rozmowa. Teraz to nawet mam wątpliwości, czy w ogóle opłaca się tam iść, zważywszy na to, iż Samanta raczej nie jest zbyt wyrozumiała dla spóźnialskich.
- Zajęcia...? - zainteresował się, podciągnąwszy plecak na ramię.
Skinęłam głową, wskazując na budynek kilkanaście metrów dalej - Na pierwszym piętrze znajduje się mała sala plastyczna, warsztaty artystyczne odbywają się raz w tygodniu. Jeśli chcesz, możesz iść ze mną, chyba że masz już jakieś inne plany...

Dakota?

514 słów = 3 punkty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)