środa, 26 grudnia 2018

Od Harry'ego C.D Caroline

- No cóż, przystojny pan wuefista raczej nie będzie miał okazji takowej okazji, ponieważ ja się tym zajmę. - mruknąłem, posyłając jej ostre spojrzenie. Nastolatka zaśmiała się beztrosko i kontynuowała przemywanie drobnej ranki, która sprawiała mi okropny dyskomfort przy mówieniu. Była niesamowicie urocza, gdy całkowicie poddawała się swojemu skupieniu. Co chwilę wymieniała gaziki, gdy z ostatnim muśnięciem, ukończyć swoje opatrywanie. Przewróciłem oczami, gdy zobaczyłem, że dziewczyna chcę odejść. Dłońmi silnie przyciągnąłem ją do siebie, usadzając ją na swoich kolanach. Szatynka z zaskoczeniem przypatrywała się moim kolejnym poczynaniom. Nachyliła się nad moimi wargami, muskając je delikatnie, by nie rozwalić zaschniętej już rany. Zaśmiałem się i wtopiłem w jej usta jeszcze mocniej, zatracając się tylko w nich, nie zwracając uwagi na otaczający mnie świat. Całowaliśmy się coraz zachłanniej, docierając do takiego momentu, jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. Przerywaliśmy tylko na krótkie chwilę, by nabierać urywanych dawek powietrza, wracając do swoich warg z największym utęsknieniem. Zjechałem z pocałunkami na odsłoniętą szyję kobiety. Pozostawiałem w każdym miejscu mocne malinki, zapełniając nimi niemalże cały wolny obszar, z ominięciem karku. Całowałem każdą z nich po kolei, zjeżdżając na dekolt, wolny od jakichkolwiek siniaków. Postanawiając, że zostawię go w stanie nienaruszonym, pozwoliłem sobie na serię drobnych, mokrych całusów, po których wróciłem do pełnych warg kobiety. Po ognistym złączeniu warg, spoglądaliśmy na siebie bez słowa, racząc się każdą możliwą sekundą obcowania ze sobą. 
- Pragnę cię z każdą sekundą coraz bardziej i bardziej. - mruknąłem do jej ucha, delikatnie przegryzając jego płatek. - Jesteś cudowna, wiesz? - dodałem, całując żuchwę nastolatki. Delikatny dreszcz przebiegł po jej ciele, gdy dłonią sunąłem po odkrytym, drobnym, kobiecym ramieniu.
- Kocham cię. - szepnęła i złożyła subtelny pocałunek na moim czole. - Dziękuję ci za poranek. - uśmiechnęła się. Jej palce wplątały się w moje loki, bawiąc się nimi zadziornie. 
- To ja dziękuję. - powiedziałem i posłałem jej delikatny, jakby nieśmiały uśmiech. - Kocham cię najmocniej na świecie. Tak mocno, jak tylko potrafię. 
Cudowną chwilę wpatrywania się w siebie nawzajem przerwało głośne, dobitne pukanie do drzwi. Zrezygnowany westchnąłem, gdy Caroline opuściła swoje miejsce, zostawiając mnie samemu sobie. Zdziwiłem się, gdy z korytarza dobiegł głos Navarro. Zaciekawiony opuściłem niesamowicie wygodny fotel i podszedłem do mojej współlokatorki, obejmując ją ściśle w pasie.
- Cześć, Nav. - uśmiechnąłem się, podczas zbijanej przez nas piątki. - Co cię tutaj niesie? - dodałem, opierając głowę na głowie szatynki, która ściągnęła brwi za sprawą przypadkowego pociągnięcia jej włosów. 
- Myślałem, że dasz się zaprosić na jakiś browar, bo urządzamy małe męskie spotkanie w pokoju Stevena i reszty, wszyscy będą, ale widzę, że ty masz lepsze zajęcie. - powiedział i uniósł brwi w znaczącym geście. Przewróciłem oczami na jego słowa i posłałem błagalne spojrzenie w stronę Caroline, która wbijała swój wzrok w sylwetkę mojego kumpla. Westchnęła i skinęła głową na nieme pozwolenie, rozchyliła dłonie i wskazała na drzwi. Z uśmiechem porównywalnym do tych lalkowych, opuściłem własny pokój, całując na pożegnanie dziewczynę, która z grymasem zamknęła drzwi. Zmarszczyłem brwi i wzruszyłem ramionami, ruszając tuż za krokami Navarro. Po krótkiej rozmowie, która na celu miała wyjaśnienie moich ran wojennych, dotarliśmy do miejsca schadzki, gdzie już na dobre rozkręcało się męskie spotkanie. Wszyscy byli już obecni, raczyli się pełnymi kuflami piwa, czy czegoś mocniejszego, robiący drinki David, nie miał czasu by sam upić łyka alkoholu. Klasnąłem i zatarłem dłonie, podchodząc do prowizorycznego baru. Siedząc przy boku Nava, zamówiliśmy kilka kieliszków blue tequila, by z dziecięcą radością, wypić kilka niebieskich, wszystkim znanych shotów. Wypuszczając głośno powietrze, w tym samym momencie zaczęliśmy głośno się śmiać, zmieniając swoje położenie na ustawione w krąg fotele, gdzie odbywała się główna część wieczoru. Opowieści wszystkich chłopaków mieszały się coraz bardziej w mojej głowie, może przez panujący gorąc w pokojach, lub alkohol który zaczął mieszać w moim ciele. 

Oczy otworzyły mi się pod wpływem silnego szarpania za ramię. Okazało się, że jest to Navarro, chwiejnie stojący nad moim fotelem. Rozbieganym wzrokiem, rozejrzałem się po całym pokoju, próbując przypomnieć sobie co ja właściwie tutaj robię. Śpiący uczniowie, nie dawali mi co prawda większych poszlak, ale przewracające się butelki różnych alkoholi, uderzyły mi do świadomości, przypominając, o "małym" męskim wieczorku, urządzonym w pokoju Stevena, śpiącego aktualnie niemalże pod stołem. 
- Idziemy stąd. - wybełkotał szatyn, podrywając mnie ze skórzanego fotela. Ziewnąłem przeciągle, próbując utrzymać równowagę na rozchwianych nogach, które nie dawały mi aktualnie żadnego poczucia bezpieczeństwa. Opierając się o przyjaciela, opuściliśmy obcy nam lokum i ruszyliśmy w dziką wyprawę do swoich pokoi, które czekały na nas z ciepłymi kołderkami. Nav dopadł do "swoich drzwi" i z delikatną trudnością dobił się do swojego pokoju, mrucząc coś do mnie na pożegnanie. Podpierając się o barierki schodów, wspinałem się coraz wyżej, starając się nie zaliczyć żadnego upadku podczas wyprawy. 
Karta zawieruszona w moich spodniach, sprawnie otworzyła mi wrota do mojego pokoju. Zaskoczony nagłym mrokiem, rozświeciłem wszystkie światła, gasząc je jednak równie szybko, po zauważeniu, że moja współlokatorka śpi, zajmując cały swój materac. Zaskoczony tym, że nie śpi w moim łóżku, ze sprzyjającymi mi trudnościami, dotarłem do wyznaczonego celu i ciężko opadłem na pościel, niemalże od razu zasypiając. 

Moje ślepia otworzyły się na dźwięk głośnego kaszlnięcia, dobiegającego z drugiego końca pokoju. Poderwałem się niemalże od razu, zauważając, że Caroline, siedzi skulona, gasząc papierosa o kant parapetu. Podszedłem do drobnego ciałka, otulając go swoimi ramionami. Nie odezwała się ani jednym słowem, nie racząc mnie nawet jednym, krótko trwającym spojrzeniem. Jej wzrok wlepiony był w odległe pastwiska, na którym pasły się dobrze znane nam siwe, końskie sylwetki. Moje usta zaczęły błądzić po odkrytej szyi nastolatki, którą zapełniała zatrważająca ilość moich arcydzieł w postaci malinek. 
- Nie gniewaj się na mnie, proszę. - mruknąłem do jej ucha, całując lekko zarumieniały policzek. - Przecież nic nie zrobiłem, Skarbie. - dodałem, marszcząc czoło. Przewróciłem oczami, gdy szatynka nie odpowiedziała, a zaczęła bawić się zwisającą z jej koszulki nitką. Wziąłem ją w swoje ramiona i przeniosłem na łóżko, rzucając ją niemalże na materac. Nachyliłem się nad nią i zmusiłem do spojrzenia w moje oczy. 
- A teraz będziesz torturowana dopóki mi nie wybaczysz. - warknąłem z nonszalanckim uśmiechem. Zacząłem słać drobne pocałunki po jej szyi i odkrytym dekolcie. Delikatna skóra kobiety przecudownie pachniała wanilią, która drażniła mnie swoim zapachem. Jej wargi po raz pierwszy nie oddawały mi swoich pocałunków, co wzbudzało we mnie delikatne podirytowanie, które przeradzało się w coraz to większe zdenerwowanie. Zjechałem do jej nagich ud, na których znajdowały się moje wczorajsze malunki. Niespokojnie błądziłem palcami i wargami, tworząc między nimi szlaczki. Widząc lekki uśmiech na twarzy szatynki, przysunąłem się nieco wyżej, zahaczając palcem o materiał jej koronkowej bielizny.
- Czyli chcesz bawić się tak? - mruknąłem i uniosłem brew.

CAROLINE? SKARBECZKU <3

1065 słów = 6 punktów 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)