czwartek, 21 grudnia 2017

Od Ady do Marceline

Zbliżała się pora obiadu, a jeszcze musiałam wyprowadzić psa. Założyłam więc kurtkę, czapkę, rękawiczki, komin i oczywiście buty, po czym wyjęłam z szafki smycz Raven, i gwizdnęłam.
Raven natychmiast przytruchtała do mnie radośnie merdając ogonem, a oczy jej błyszczały z radości niczym dwie iskierki.
- Chcesz iść na spacer? – powiedziałam, uginając kolana i pokazując suczce smycz.
Ta szczeknęła w odpowiedzi i obróciła się wokół własnej osi.
Zapięłam więc smycz, po czym wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz.
Gdy wyszłyśmy już z Raven a akademika, postanowiłam, że udamy się bardziej w stronę budynku zajęć, wolałam nie stresować teraz koni obecnością psa. Może ewentualnie kiedyś się zapoznają, ale to na pewno nie dzisiaj.
Gdy tak sobie szłyśmy, zauważyłam, że z budynku wychodzi dziewczyna o krótkich, jasnych włosach. Która w sumie to wyglądała na uczennicę akademii, bo osób spoza niej jest tutaj raczej niewiele.
Gdy doszło mnie ciche skomlenie, zdałam sobie sprawy, że stoję wgapiona się w jasnowłosą, a Raven siedzi tuż obok moich nóg i cicho skomle.
- Oj Raven… - powiedziałam, głaszcząc sunię po głowie w czuły sposób.
Gdy ją tak głaskałam, zaczęła mrużyć oczy i merdać ogonem nieco mocniej.
Nagle usłyszałam zbliżające się kroki. Może to owa jasnowłosa dziewczyna?
Wstałam na proste nogi, dając znak suczce, by wstała.

Marceline?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)