niedziela, 31 grudnia 2017

Od Naomi - kupno Mezza i Jak Pędzel Dorastał #0

Był ranek, jak zwykle zdecydowałam się pójść do stajni. Po chwili wahania przekroczyłam próg tej dla koni stajennych, by zobaczyć, jak miewają się dzisiaj podopieczni Akademii. Zatrzymałam się przy boksie Mezza, 2 i pół latek radośnie wychylił łeb. Nie mogłam się szczerze doczekać, aż będę mogła na niego wsiąść - jednak, znając zapał instruktorów akademii, jeszcze trochę sobie poczekam.
- No cioo, Pędzelku? - pogładziłam go po łopatce. - Za niedługo będą Cię zajeżdżać, na pewno się nie cieszysz, ale ja jak najbardziej.
- Powinnaś chyba użyć pierwszej osoby liczby pojedynczej - powiedziała pani Rose, która jak wszystko w tej akademii pojawiła się znikąd.
- Co ma pani na myśli?
- Otóż chcielibyśmy złożyć Ci pewną propozycję... Ale chodź najpierw do gabinetu - stwierdziła. Podekscytowana nie wymieniłam z nią już słowa, zanim nie usiadłam na dobrze mi znanym, szarym krześle.
- A więc do rzeczy - nie owijając w bawełnę, nie mamy czasu, żeby zajeżdżać Mezza. I wiemy, że nawet jeśli, zepsuje się w szkółce, a przecież już od źrebaka dobrze się zapowiadał. Zauważyliśmy też, że jest jedna osoba, która wspaniale nadaje się właściciela takiego konia, która ma możliwość zajeżdżenia go i dalszej jazdy tak,  że nie zmarnuje się - to ty.  Chciałabym ci sprzedać tego wierzchowca,  za niską cenę oczywiście - powiedziała jwdnym ciągiem słów kobieta,  prosto z mostu. - Omówiłam już sprawę z twoimi rodzicami,  pytanie tylko,  czy ty chcesz.
 Przez chwilę nie mogłam ochłonąć po takim obrocie spraw. Jasne,  że chcę!
- Rzecz jasna! Od dawna czekałam,  aż zaczną się państwo nim bardziej interesować, ale nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
- No widzisz. W takim razie zostaje tylko wypełnić formalności.
Po podpisaniu papierów radośnie pobiegłam do pokoju,  by opowiedzieć,  co się właśnie wydarzyło.

***DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ, bo czas w akademii płynie inaczej 8))***
Przez pierwszy kwartał z Mezzem wiele się stało - w szczególności to,  że się do skubańca bardzo przywiązałam. Wprowadziłam w jego życie codzienne spacerki po okolicy, bo młodemu koniowi takie jak najbardziej były potrzebne. Nie zamierzałam się zbytnio śpieszyć z zajazdką - raczej dopiero tuż przed trzecimi urodzinami będę go zaznajamiać ze sprzętem. Często go lonżowałam, by wykształcił sobie odpowiednie mięśnie, ale nigdy nie były to długie sesje i zawsze po największym kole. Pędzel, bo tak go stajennie ochrzciłam na cześć narzędzia malarskiego, które omal nie wylądowało w jego brzuchu przy pracach remontowych stajni, był bardzo pojętny. Doskonale rozumiał już słowne komendy do przejścia w różne chody, co bardzo przydałoby się w przyszłości.
Ogólnie, zrobiłam mu szybką powtórkę z wychowania, bo zazwyczaj nierobienie tego konsekwentnie przez jedną osobę przynosiło średnie skutki. Dostał też nowy osprzęt (ten, który na razie jest mu potrzebny) - nowy kantarek, uwiązik i derka na pewno się przyda, kupiłam też Magic Brush'a, a reszta jego szczotek była na tyle zdatna do użytku, by nie wydawać więcej kasy. Co jeszcze? Młody dorasta, psoci i zjada jednocześnie, próbując pobić rankingi w uprzykrzaniu życia ludziom. Szczerze mówiąc, jak na razie i tak bardziej koncentruję się na moim drugim podopiecznym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)