wtorek, 26 grudnia 2017

Od Esmeraldy C.D Bellamy'ego

Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to mała, niepozorna rana na policzku, z której wydobywała się krew.
-Chodź, to nie wygląda dobrze.- chwyciłam chłopaka za dłoń, rezygnując ze swoich planów jazdy na Demonie, pociągnęłam bruneta do mojego pokoju.
Gdy Bellamy usiadł na łóżku, z szafki nocnej wyciągnęłam apteczkę, a z kolei, której wydobyłam wodę utlenioną i gazę. Szybko zatamowałam i tak niewielkie krwawienie, a czystą ranę potraktowałam wodą utlenioną na gazie.
-Opatrujesz tak każdego, kto sobie coś zrobi?- brunet zapytał, z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Nie, mój pokój jest ostoją dla wyjątkowych przypadków.- odwzajemniłam uśmiech, po czym odłożyłam wodę utlenioną do apteczki, czyli jej stałego miejsca. Wyciągnęłam jeszcze jakiś transparentny plaster, który następnie przykleiłam w miejsce nacięcia.- Herbaty?- zapytałam, z szafki wyjmując różnorakie rodzaje liści.
-Może być.- odparł chłopak, najpewniej zdejmując kurtkę.
-Teraz wybieraj.- w ramionach z mini kuchni przyniosłam mnóstwo opakować, które starałam się ładnie ułożyć na stole, jednak i tak znaleźli się jacyś dezerterzy. - Będę Cię nazywać Bell, bo jestem leniem.- uśmiechnęłam się, zakładając nogę na nogę.
***
Pierwszy dzień tygodnia nigdy nie należał do ulubionych, o dziwo nie był też znienawidzony. Oczywiście chęć podszkolenia się w ujeżdżeniu, zmusiła mnie do wzięcia dodatkowych lekcji u pana nazwiskiem Blythe (właściwie to dziwne, że nazywa się tak samo, jak chłopak w „Ani z Zielonego Wzgórza). Na pewno nie skakałam z radości z tego raczej powodu - raczej poważnie zastanawiałam się, co mnie do tego zmusiło. Choć od paru dni, Gilbert ma lepszy humor niż przez cały czas jak w Akademii jestem, to i tak pozostanie tym samym zrzędą. Musiałam się ubrać wyjątkowo ciepło, gdyż rano byłam wielkim zmarzluchem.
-Hej.- Bell posłał mi uśmiech.- Co taka smutna?
-Idę na zajęcia z Blythem...- westchnęłam.
-I nie cieszysz się?- brunet był widocznie zdziwiony.
-Nie rozwalam sufitu, jak widać.- odparłam szorstko, z trudem otwierając drzwi od stajni. - Ku**a, miałam iść do kantorka. - od razu zawróciłam, ciągnąc za sobą biednego Blake'a.
W kantorku kadry otrzymałam wiadomość, która mnie niezmiernie ucieszyła, ale i zmartwiła - Gilbert Blythe został pilnie wezwany do Chorwackiej Szkoły Ujeżdżenia czy jakoś tam, nie miałam głowy, żeby zapamiętywać szczegółów. Chwilę zastanawiałam się, co w tej sytuacji zrobić, na pomoc przyszedł jednak Bellamy, z propozycją wspólnego terenu, Esma oczywiście się zgodziła.
-Idę więc przygotować Wings...- brunet rzucił, jednak mu przerwałam.
-Hola hola, mam propozycje. Czy będziesz tak dobry i pojedziesz na moim koniu? Proszę?- zrobiłam słodkie oczka, po czym splotłam błagalnie ręce.
-A na którym dokładnie?- upewniał się chłopak.
-Na Desert, ja wezmę Divine'a, ma bardzo wybuchowy charakterek.- uśmiechnęłam się lekko, wskazując w stronę karego ogiera i kasztanowatej klaczy.

Bellamy? Sorrki, że długo czekałeś i opko takie krótkie. :p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)