poniedziałek, 3 grudnia 2018

Od Caroline C.D Harry'ego

Nie spodziewałam się co prawda delikatnego uścisku ze strony szatyna, ale podejrzewam, że bez niego wyciszenie się przyszłoby mi dużo trudniej i zapewnie z zupełnie innymi rezultatami. Choć z początku byłam lekko zszokowana i zdezorientowana, zwłaszcza po wcześniejszej, dosyć kłótliwej wymianie zdań, w końcu rozluźniłam się i objęłam chłopaka bladymi rękoma. Opierając policzek na jego ramieniu, wreszcie mogłam swobodnie wypuścić powietrze. W jednej chwili poczułam, jak wszystkie, zbierające się w ciągu ubiegłych dni emocje, wreszcie znalazły swoje ujście. Poczułam się lżej ze świadomością, że doszliśmy z Harrym do względnego porozumienia. Mimo wszystko, nasze kłótnie, mniejsze czy większe, nie były mi szczególnie na rękę.
- Chyba też jestem ci winna przeprosiny… - Odpieram słabo, gdy czując się zdolna do standardowej rozmowy, odsuwam się od mężczyzny na nieznacznie większą odległość. Lekko unoszę kąciki ust, powierzchownie starając się osuszyć policzki po nagłym wylewie łez, kiedy to nie odnajduję wzrokiem żadnych chusteczek. – Zepsułam wieczór tobie, Elizabeth, Victorowi…
Śmieję się cynicznie, z braku lepszej reakcji na własną lekkomyślność. Uczucie absurdalnego rozbawienia potęguje w dodatku zazdrość o siedzącego tuż obok mnie szatyna. O dziwo, choć wiedziałam, że nie miało to sensownego uzasadnienia, widok współlokatora w towarzystwie atrakcyjnej Elizabeth wywoływał u mnie drobną złość i awersję. Nie mogłam wręcz znieść jej uprzejmego, beztroskiego uśmiechu na większość słów mężczyzny.
- Miało być inaczej, fakt. – Uśmiecha się lekko, zdejmując z siebie marynarkę. Odnoszę niemalże nieomylne wrażenie, że pragnął dodać coś jeszcze, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Na szczęście czuję się już spokojniej, podejrzewając zresztą, że zdołałam wyczerpać już całą energię do wszczynania jakichkolwiek kłótni. Narastające wcześniej emocje ustąpiły miejsca wyjątkowo uciążliwym wyrzutom sumienia. Zwłaszcza, gdy kładąc się do łóżka po długim, chłodnym prysznicu, wciąż byłam w stanie dosłyszeć się dźwięków trwającej imprezy, z ciążącą z tyłu głowy świadomością, że ten wieczór z założenia miał przebiec w zupełnie inny sposób.
~*~
Jest jeszcze ciemno, gdy siłuję się z otwarciem sporych drzwi od głównej stajni. Odnalezienie sposobu na wyjątkowo oporny zamek zajmuje mi sporo czasu, co całkowicie niweczy moje plany o szybkim wypaleniu choćby połowy papierosa. Chowam więc prostokątną paczuszkę z powrotem do kieszeni kamizelki i powolnie, ze świadomością, że w budynku oprócz koni znajduję się kompletnie sama, zaczynam przygotowywać wszystko do nadchodzącego karmienia. Wiązanie włosów w luźnego warkocza przerywa mi czyjaś nagła obecność w paszarni i dźwięk zrzucanej z ramienia torby.
- Cześć, awanturnico.
Nie potrzebuję się obracać, by wiedzieć, do kogo należy ciepły, choć trochę ochrypły, pewnie z racji wczesnej pory, głos. Z delikatnym, odzwierciedlającym poczucie winy uśmiechem, szybko związuję ze sobą luźne kosmyki i odwracam się w stronę dwudziestopięciolatka.
- Cześć. – Odpowiadam, wkładając dłonie do kieszeni gdy kompletnie nie wiem, co powinnam z nimi zrobić. – Przepraszam za wczoraj…
- Daj spokój. – Victor machnął ręką, wyciągając w moją stronę ramię. Chciał mnie tym samym pozbyć wszelkich wątpliwości co do zaniechania standardowego przywitania z powodu wydarzeń ubiegłego wieczora. – Mogło być gorzej – mruczy, gdy wtulam się krótką chwilę w jego bok. Na odchodne mierzwi moje włosy, korzystając z dzielącej nas różnicy wzrostu.
Nie mija chwila, jak kończy z uskutecznianiem prywatnych uprzejmości i pogania mnie do pracy.
- Na pewno wszystko w porządku? – pytam, gdy mijamy się na stajennym korytarzu i udaje mi się go złapać na krótki moment. Przy koniach, zwłaszcza gdy znajduje się przy nich w kwestiach zawodowych, często przestaje zwracać uwagę na otaczającą go rzeczywistość. Kiedy jednak łapię go delikatnym chwytem za nadgarstek i sprowadzam na ziemię, uśmiecha się w naturalny dla siebie, radosny sposób i przerywa karmienie jednego z wierzchowców. Niezadowolony tym faktem, rży przeciągle, a ja uciszam go dopiero niezbyt dużym kawałkiem jabłka.
- Jasne. Jedziemy gdzieś dzisiaj? – Mówi, bawiąc się w palcach rączką od niebieskiego wiadra. Rzeczywiście, w ciągu ostatniego tygodnia, zdarzało nam się wyjeżdżać poza Akademię – zazwyczaj  w celu załatwienia drobnych spraw i podwiezienia mojej leniwej egzystencji do oddalonego o kilkanaście kilometrów sklepu.
- Innym razem? Umówiłam się z Harrym i jedziemy do kina…
- Nie no, rozumiem – wcina mi się w zdanie z niesłabnącym uśmiechem, co utwierdza mnie w przekonaniu, że nie ma z tym choćby najmniejszego problemu. – Między wami już wszystko wyjaśnione?
Wzruszam ramionami, nie do końca wiedząc, co powinnam odpowiedzieć.
- Chyba tak. – Stwierdzam jednak dosyć pewnie, faktycznie wierząc w to, że wszelkie potyczki zostawiliśmy już za sobą. – Przynajmniej mam taką nadzieję.
~*~
Nawet gdy znajdujemy się już w środku kina, Harry nie przestaje się ze mnie śmiać, kiedy to, beztrosko z nim rozmawiając podczas wysiadania z samochodu, całkowicie zapomniałam o istnieniu ograniczającej mnie w środku pojazdu wysokości. Z pełnym wdziękiem i nawet z początku z uśmiechem na ustach z całej siły uderzyłam głową o dach. Co prawda nieszczególnie było mi do śmiechu, ale nie potrafiłam zbyt długo opierać się wyjątkowo wyostrzonemu humorowi mężczyzny. W przeciwieństwie do mnie, chyba całkiem dobrze się wyspał.
- To co chciałabyś oglądnąć, Kochaniutka? – Pyta mnie, gdy przyglądam się narastającej tylko kolejce. Odnoszę wrażenie, że ilość znajdującej się w niej ludzi nie maleje, mimo ilości otwartych kas i mijającym kolejnym minutom. Odrywam się jednak od swojego niezwykle interesującego zajęcia, przenosząc wzrok na stojącego tuż obok szatyna. Próbuje przestać się ze mnie śmiać. Dupek.
- Cokolwiek – Odrzekam szybko, choć pewnie nie jest to konkretna odpowiedzieć, która satysfakcjonowałaby mojego towarzysza. W rzeczywistości faktycznie było mi to z grubsza obojętne, zaraz po tym, gdy stwierdziłam, że Styles nie zabrałby mnie na żaden pseudo romantyczny seans. Nie wiedziałabym, czy śmiać się, czy płakać, gdy zaciągnąłby mnie na salę pełną jeszcze młodszych ode mnie dziewcząt i zakochanych po uszy par. Nam, na całe szczęście, do takiego stanu rzeczy jeszcze sporo brakowało.
Mężczyzna ostatecznie wzrusza ramionami na moją deklarację i podejmuje próbę samodzielnego doboru filmu. Ja, czując wówczas, że nie uda mi się nakłonić go do pozwolenia mi na zapłatę za własny bilet, kupuję nam coś do picia i dużą paczkę popcornu. Niewykluczone, że zanim Harry’emu udało się przebrnąć przez długą kolejkę i znaleźć mnie w sporym tłumie, zdążyłam dokonać jego smakowej analizy. A że był dobry, to musiałam powstrzymywać się wizją dłużących się zawsze reklam, by nie pochłonąć go w całości.
- Dowiesz się, jak usiądziesz spokojnie na tyłku i chwilę zaczekasz. – Komentuje, gdy próbuję z początku zaglądnąć w treść biletów i dowiedzieć się, na co skazał nas wybitnie zadowolony z siebie szatyn. Odprawia mnie jednak z kwitkiem, łagodząc moje sfrustrowanie tym, że zajął jedne z lepszych dostępnych miejsc.

Harry?
1038 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)