poniedziałek, 18 grudnia 2017

Od Ady do Leny

Już popołudnie... Dobrze, że czas zleciał w takim szybkim tempie...
Musiałam tylko jeszcze pójść osiodłać konia... Już nawet wiedziałam którego...
Najpierw poszłam po odpowiednie rzeczy do pielęgnacji konia, w końcu przed każdą jazdą trzeba oporządzić konia, zwłaszcza że chcesz jako pierwsza osoba go wybrać.
Wzięłam więc wszystko, co potrzebne, po czym skierowałam się do siodlarni po sprzęt.
- Gdzież to jest... - mruknęłam, rozglądając się za napisem Rosabell.
W końcu go znalazłam... Tyle tutaj sprzętu dla takiej ilości koni... Uff...
Skierowałam się więc do stajni, aby oporządzić konia.
Gdy tam dotarłam, położyłam sprzęt na boskie, po czym weszłam ostrożnie, aby założyć klaczy kantar stajenny, po czym ją wyprowadzić.
- Spokojnie, nie bój się...- powiedziałam, głaszcząc klacz po szyi, aby ją ośmielić.
Powoli założyłam jej ogłowie, po czym wyprowadziłam z boksu.
Przywiązałam ja do niego i wzięłam się za szczotkowanie.
***
- Uff... Skończone! - powiedziałam, ocierając czoło nadgarstkiem.
Poklepałam klacz, po czym założyłam cały sprzęt (nie licząc ogłowia).
- Tylko spokojnie... - mruknęłam, zdejmując ostrożnie kantar.
Gdy już to zrobiłam, dałam klaczy kawałek jabłka, który przemyciłam tu specjalnie dla niej. Gdy klacz zjadła, założyłam jej kantar i poklepałam ją po szyi.
Wzięłam do ręki wodze, po czym wyprowadziłam ją ze stajni.
Nagle, gdy tak spokojnie szłam z klaczą, zauważyłam, że w kierunku stajni idzie inna uczennica. W sumie to miałam nadzieję, że jest z mojej grupy... Zawsze dobrze znać osoby, z którymi się pracuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)